Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś w ostatniej chwili wycofał się ze złożenia rezygnacji. Źródła w PiS potwierdzają, że partia, służby i Banaś targują się. Z nieoficjalnych informacji wynika, że prezes NIK próbuje wyjść z opresji z jak najmniejszą szkodą dla siebie i swojej rodziny - napisała we wtorek "Rzeczpospolita".
Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś został w czwartek wezwany do rezygnacji na spotkaniu z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim. NIK poinformowała w piątek w komunikacie, że decyzja o dymisji nie została podjęta. Tego samego dnia Centralne Biuro Antykorupcyjne skierowało do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Banasia.
PiS nie chciał pójść na ustępstwa?
"Rzeczpospolita" we wtorkowej publikacji pisze o "tajemniczych targach o dymisję Mariana Banasia".
Według gazety, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, który wyjaśnia, dlaczego Marian Banaś napisał do marszałek Sejmu pismo z rezygnacją, ale nagle kazał je wycofać, jest to, że PiS nie chciał pójść na ustępstwa wobec prezesa NIK w zamian za jego dymisję.
"Rzeczpospolita" pisze o doniesieniach "Dziennika Gazety Prawnej" mówiących, że w piątek przed południem do gabinetu marszałek Elżbiety Witek miał zostać wysłany kierowca z pismem od Banasia, w którym miał złożyć dymisję i wskazać, że wyznacza wiceprezesa Tadeusza Dziubę do zastępowania go "od chwili złożenia rezygnacji". Dziennik podał w poniedziałek, że Witek odesłała oświadczenie o dymisji.
Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu, zdementował te doniesienia. Przekazał, że do sekretariatu marszałek Sejmu nie wpłynęło pismo od szefa NIK.
Gra toczy się o syna Banasia
Z nieoficjalnych źródeł "Rzeczpospolitej" w Najwyższej Izbie Kontroli wynika jednak, że przed południem kierowca wysłany z kopertą, w której była rezygnacja, dotarł do Kancelarii Sejmu, ale jak czytamy w dzienniku, "na miejscu coś się wydarzyło".
- Kierowca odebrał telefon i wrócił do siedziby NIK, nie doręczając pisma marszałek. Wszystko wskazuje na to, że była to gra samego prezesa Banasia – on sam mógł zadzwonić do kierowcy, odwołać go i wstrzymać tym przekazanie koperty z dymisją do marszałek Sejmu - pisze "Rz", cytując swoje źródło.
"Rzeczpospolita" pisze, że źródła w Prawie i Sprawiedliwości potwierdzają, że gra toczy się głównie o syna Banasia – Jakuba, a strony, czyli partia, służby i sam Marian Banaś "targują się".
"Wyjść z opresji z jak najmniejszą szkodą dla siebie i swojej rodziny"
Z ustaleń dziennika wynika, że "prezes NIK próbuje wyjść z opresji z jak najmniejszą szkodą dla siebie i swojej rodziny". "Rz" zastanawia się, czy Banaś uzależniał dymisję od gwarancji zachowania stanowiska dla swojego syna, dyrektora w Banku Pekao SA.
W piątek doszło do dymisji prezesa banku Michała Krupińskiego. Bank nie odpowiedział "Rzeczpospolitej", czy Jakub Banaś nadal tam pracuje, powołując się na "prawo pracy i ochronę danych osobowych". Jakub Banaś na pytanie dziennika przesłane mailowo m.in. o komentarz do kontroli majątku jego ojca, która objęła z racji powiązań również jego działalność biznesową, odpisał: "Podtrzymuję przekazane już wcześniej Paniom moje stanowisko, iż jestem osobą prywatną i nie udzielam informacji mediom".
"Dziennik Gazeta Prawna" podał w poniedziałek wieczorem, że z jego informacji wynika, iż Jakub Banaś stracił posadę pełnomocnika zarządu i dyrektora w Banku Pekao SA.
Hotel na godziny i sprawa oświadczeń majątkowych
W wyemitowanym 21 września reportażu dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes NIK. Trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem.
Mężczyzna ten w obecności reportera odbył rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Marianem Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny. Zaprzeczał, jakoby był to jego bliski znajomy. W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił trochę ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych. Za wynajem podobnej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, mógłby uzyskać co najmniej trzy razy więcej - około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
Tłumaczenia Mariana Banasia
Do zarzutów związanych z kamienicą na krakowskim Podgórzu Banaś odniósł się między innymi podczas środowego posiedzenia sejmowej komisji do spraw kontroli państwowej. - Od dwóch miesięcy prowadzona jest przeciw mnie kampania oszczerstw. Kłamie się na mój temat, że jestem powiązany z przestępcami i unikam płacenia podatków. Sugeruje się, że w naganny sposób zostałem właścicielem nieruchomości i wykorzystywałem stanowisko publiczne do celów prywatnych. Nic z tego nie jest prawdą - oświadczył. - Każdy z tych zarzutów to kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo - przekonywał prezes NIK.
Autor: js/adso / Źródło: Rzeczpospolita, Dziennik Gazeta Prawna, TVN24