Lubou Kawaloua i Tatiana Koziar, matka i siostra Uładzimira Kawaloua, straconego za zamach w mińskim metrze, przyjechały do Polski, aby nagłośnić walkę o wprowadzenie moratorium na wykonywanie kary śmierci na Białorusi.
Do dziś nie wiedzą, gdzie został pochowany Uładzimir. Nie ma grobu, a nawet dokładnej daty śmierci syna. - Gdy ludzie przychodzili, gdy już wiadomo było, że egzekucja się odbyła, przynosili kwiaty i takie małe czarne wstążki z inicjałami mojego syna. Ale ludzie ze służb specjalnych nie wpuszczali ich do naszego domu - wspomina Lubou Kawaloua.
Jej syn został oskarżony o współudział w zamachu na mińskie metro 11 kwietnia 2011 roku, gdzie zginęło 15 osób. Po szybkim procesie, wraz z Dmitryjem Konowałou, został skazany na karę śmierci i w marcu tego roku stracony.
- Mało powiedzieć, że ja nie wierzyłam w jego winę. Przecież ja go doskonale znałam, to mój syn. Bardzo jestem wdzięczna ludziom, którzy mi pomagali przetrwać to w sądzie. Cały czas mam z nimi kontakt - mówi Lubou.
Pierwsza dama ma nadzieję
Białorusinki chcą przekonać polskie władze, by poparły wprowadzenie moratorium na wykonywanie kary śmierci w ich kraju. Spotkały się z pierwszą damą, Anną Komorowską. - Pani Komorowska powiedziała, że w Polsce też kiedyś była kara śmierci i, że ona ma nadzieję, że na Białorusi też to się zmieni - relacjonuje rozmowę Lubou Kawaloua.
Spotkanie było zamknięte dla mediów. Jak należy je interpretować? - To był przede wszystkim odruch serca i gest solidarności Pani prezydentowej Komorowskiej z tą kobietą, którą spotkała taka tragedia - tłumaczy prezydencki doradca, prof. Tomasz Nałęcz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24