Kiedy asystent prezydenta krzyczał w słuchawkę: "Magda, Magda, coś się stało, ktoś zaatakował prezydenta nożem", nie sądziłam, że to jest tak ogromny dramat - mówiła w czwartek w "Rozmowie Piaseckiego" rzeczniczka prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, Magdalena Skorupka-Kaczmarek. Poinformowała, że rodzina napastnika była jedną z pierwszych, które zgłosiły się po uruchomioną przez miasto pomoc psychologiczną.
W niedzielę wieczorem 13 stycznia na scenę, na której odbywał się finał WOŚP w Gdańsku, wtargnął 27-letni Stefan W. i kilkukrotnie ugodził nożem prezydenta Pawła Adamowicza. W poniedziałek prezydent Adamowicz zmarł. Jego pogrzeb odbędzie się w sobotę.
"Nie sądziłam, że to jest tak ogromny dramat"
Rzeczniczki prezydenta Gdańska Magdaleny Skorupki-Kaczmarek nie było w momencie ataku przy Pawle Adamowiczu.
- Nie byłam wtedy z szefem. Troszeczkę żartował ze mnie kilkanaście godzin wcześniej, że go tutaj porzucam, i że sam pójdzie najpierw bronić sądów, a potem na Wielką Orkiestrę (Świątecznej Pomocy - red.) - powiedziała w "Rozmowie Piaseckiego".
- Odwoziłam męża na lotnisko, wróciłam do domu, włączyłam sobie telewizor. Myślałam, że za moment zobaczę go (Pawła Adamowicza - red.) na ekranie, a tymczasem odebrałam dramatyczny telefon od Michała, jego asystenta, prosto ze sceny - relacjonowała.
Przyznała, że kiedy asystent prezydenta "krzyczał w słuchawkę: Magda, Magda, coś się stało, ktoś zaatakował prezydenta nożem", myślała, że to jest "mniej groźna sytuacja", że "może ktoś wpadł z jakimś scyzorykiem".
- Nie sądziłam, że to jest tak ogromny dramat. Próbowałam uspokoić Michała, kazałam mu iść sprawdzić, co się dzieje z prezydentem i natychmiast powiedziałam mu, że jadę. Oczywiście wzięłam tylko płaszcz, ubrałam buty i wróciłam do domu za dwadzieścia cztery godziny już w zupełnie innym nastroju - relacjonowała rzeczniczka Adamowicza.
Mówiła, że kiedy po 20 minutach przyjechała pod scenę, prezydent był reanimowany, a następnie zabrany karetką, starała się działać racjonalnie i powstrzymać emocje.
"Ten człowiek był napełniony agresją. On to chciał zrobić"
Podkreśliła, że miasto od razu zapewniło mieszkańcom pomoc psychologiczną. - Wszyscy zachowywali się fantastycznie, odbierałam telefony nie tylko ze wsparciem, ale też od ludzi, którzy chcieli coś zrobić w tej sytuacji - dodała Skorupka-Kaczmarek.
Pytana, czy ma poczucie, że można było nie dopuścić do tej tragedii, powiedziała, że każda z osób, które stały obok prezydenta "jest w strasznym stanie psychicznym". - Ludzie zadają sobie pytanie, czy może mogli zauważyć tego człowieka sekundę wcześniej, może mogli podbiec, może prezydent mógł stać w innym miejscu sceny - dodała.
- Nie należy tego w ten sposób rozpatrywać. Wydarzyła się ogromna tragedia. Ten człowiek był napełniony agresją. On to chciał zrobić - oceniła rzeczniczka prezydenta Adamowicza.
Rodzina 27-latka jedną z pierwszych, które zgłosiły się po pomoc psychologiczną
Odniosła się do spotkania wiceprezydenta Gdańska Piotra Kowalczuka, który spotkał się w środę z matką napastnika 27-letniego Stefana W. Rzeczniczka zaznaczyła, że tę rodzinę też dotknęła tragedia. - Ta rodzina została dotknięta w sposób szczególny - dodała.
Przekazała, że "to była jedna z pierwszych rodzin, która zadzwoniła do nas po pomoc psychologiczną".
- Widzieliśmy, że też otoczenie tej rodziny zaczyna reagować w taki nieodpowiedni sposób, zaczyna ich troszeczkę sekować. Tam pojawiły się niemiłe sytuacje, więc prezydent Piotr Kowalczuk zdecydował się spotkać i sam zabiegał o to spotkanie z mamą tego człowieka. To było dobre spotkanie, ale trudne, bo te emocje, które pojawiają się dookoła nas, są po prostu trudne - powiedziała Skorupka-Kaczmarek.
"To był bardzo waleczny człowiek"
Wspominając Pawła Adamowicza w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24, podkreśliła, że był "po prostu dobrym człowiekiem" i "specyficznym szefem".
- Muszę powiedzieć, że przez cały okres naszej współpracy zafundował mi naprawdę solidny poligon ćwiczebny. Nie sposób było się z Pawłem Adamowiczem nudzić. Nigdy, przychodząc do pracy, nie wiedzieliśmy, jakie czekają nas "atrakcje" - powiedziała rzeczniczka prezydenta Gdańska.
- To był bardzo waleczny człowiek, który rzeczywiście stawał w obronie różnego rodzaju wartości, co nie było takie popularne. To nie było działanie po to, żeby zyskać sobie dodatkowe punkty pod publikę, tylko to była autentyczna chęć walki. Żartował, że przypomina sobie czasy z 1988 roku, kiedy musiał stawać w obronie tych wartości. I tak było też teraz - wspominała.
Przyznała, że ostatnia kampania wyborcza była bardzo pracowita. - To była "walka" - można powiedzieć, ale w cudzysłowie, bo nie chodziło o to, że my walczyliśmy z całym światem. Absolutnie nie. Czasami miałam wrażenie, że my walczymy w obronie tego świata, że idealistycznie stajemy w obronie wartości - tłumaczyła.
Podkreśliła, że Adamowicz był również "twardym" człowiekiem. Mówiła, że spotykał się z hejtem.
- W tym czasie dorobił się wielu różnych określeń z każdej strony. Był nazywany komunistą, bo bronił ulicy Dąbrowszczaków, był nazywany wielbicielem Niemców, bo tak politycy próbowali nas w Gdańsku traktować, zadając pytanie kuriozalne, czy w Gdańsku jeszcze mówi się po polsku - wymieniała.
- Dużo było tych trudnych momentów dla niego, ale on nigdy tego nie okazywał - dodała.
"Żeby po raz ostatni przeszedł ulicami swojego kochanego miasta"
Magdalena Skorupka-Kaczmarek mówiła również o uroczystościach pogrzebowych prezydenta Gdańska.
- Dyskutując między sobą pytamy się nawzajem, czy tego rzeczywiście chciałby Paweł. (…) Trochę też w taki sposób, odczytując jego intencje, robimy. Choćby to, że chcemy, żeby po raz ostatni przeszedł ulicami miasta. Trumna z jego ciałem będzie wystawiona w Europejskim Centrum Solidarności, które było jednym z jego ukochanych dzieci inwestycyjnych - mówiła.
- On chciałby, żeby to było w Europejskim Centrum Solidarności, on chciałby, żeby trasa przejścia konduktu żałobnego była ulicami miasta szczególnie mu bliskimi, bo będziemy szli obok jego liceum, do którego miał pójść za kilka tygodni (…) i razem z Aleksandrem Hallem miał rozmawiać z młodzieżą. (…) Pójdziemy niedaleko jego rodzinnego domu, niedaleko jego szkoły podstawowej, po to, żeby on po raz ostatni przeszedł ulicami swojego kochanego miasta - podkreśliła.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24