Premier powinien tego rodzaju sygnały traktować z należytą powagą, nawet jeżeli nie są prawdziwe - powiedział w "Tak jest" w TVN24 były premier Leszek Miller. Odniósł się do czwartkowych zeznań Roberta Nowaczyka przed komisją weryfikacyjną. Prawnik opowiadał między innymi o zachowaniu ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego na spotkaniu, na którym pojawił się alkohol.
Nowaczyk opowiadał między innymi o znajomości z Jakubem R., byłym wiceszefem Biura Gospodarki Nieruchomościami stołecznego ratusza oraz o jego związkach z ludźmi służb.
- Jakub R. opowiadał mi, że w czasie spotkań z przedstawicielami CBA w jego mieszkaniu na Włodarzewskiej niejaki Mariusz Kamiński [minister koordynator służb specjalnych - red.] był tak pijany, że chodził na czworakach i całował się z jego psem, bokserką - relacjonował świadek.
Miller: każdy sygnał o niestosownych zachowaniach musi być badany
Do zeznań Nowaczyka odniósł się w "Tak jest" Leszek Miller. - Nie wiem oczywiście, czy to jest prawda, ale premier powinien tego rodzaju sygnały traktować z należytą powagą, nawet jeżeli nie są prawdziwe - powiedział były szef rządu.
Dodał, że jeżeli mowa jest o koordynatorze, który nadzoruje służby specjalne, to nie można podchodzić do tego lekko. Podkreślił, że każdy sygnał o niestosownych zachowaniach musi być badany, bo człowiek, który zajmuje taką posadę "może być poddany różnym presjom". Były przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej zwrócił uwagę na możliwość szantażowania. - To jest funkcjonariusz państwa, który dysponuje wiedzą rzadko dostępną opinii publicznej. Na tych stanowiskach muszą być ludzie, co do których nie ma żadnych zastrzeżeń - zaznaczył. Miller podkreślił, że premier ma możliwości, żeby tę sprawę zbadać. Jak mówił, może poprosić inną służbę, na przykład Centralne Biuro Antykorupcyjne, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, policję. - Może powołać specjalny zespół pod swoim kierownictwem - dodał.
- Jeżeli premier nie zareaguje, to będzie to bardzo złe świadectwo - ocenił były szef rządu. - Tutaj każdy sygnał tego typu musi być bardzo wnikliwie weryfikowany - podkreślił.
Zarzuty korupcyjne
Nowaczyk był pełnomocnikiem lub wprost beneficjentem w sprawach dotyczących reprywatyzacji przy ul. Poznańskiej 14, ul. Marszałkowskiej 43, ul. Mokotowskiej 63 i Chmielnej 70. Uczestniczył w 46 procesach zwrotu nieruchomości w naturze. W latach 2010-2015 m.st. Warszawa wypłaciło ponad 119 mln zł odszkodowań klientom mecenasa, w tym ok. 70 mln zł na rzecz osób jemu najbliższych.
W październiku ubiegłego roku prokuratura złożyła do Sądu Okręgowego w Warszawie kolejny akt oskarżenia w sprawie tzw. afery reprywatyzacyjnej w Warszawie, który obejmuje dziewięć osób, w tym właśnie Nowaczyka. Główne zarzuty, które znajdują się w akcie oskarżenia, to zarzuty korupcyjne.
"Promowany wizerunek mnicha rozpadł się z hukiem"
Były premier komentował w "Tak jest" tak zwane taśmy Kaczyńskiego, ujawnione przez "Gazetę Wyborczą. Pierwsza, opublikowana we wtorek rozmowa dotyczyła między innymi planów budowy w Warszawie biurowca przez powiązaną z Prawem i Sprawiedliwością spółkę Srebrna.
Miller powiedział, że na sprawę trzeba patrzeć z dwóch punktów widzenia - politycznego i prawnego. - Jeśli chodzi o ten prawny, to sprawa jest bardziej skomplikowana niż się sądzi. Chociażby dlatego, że ustawa zabrania prowadzenia działalności gospodarczej przez partie polityczne, ale nie przez posłów. Ona stwarza tylko ograniczenia, również zapisane w konstytucji, że poseł w prowadzeniu działalności gospodarczej nie może zajmować się inwestycjami dotyczącymi mienia komunalnego i państwowego - tłumaczył Leszek Miller. Natomiast - jego zdaniem - prawdziwy kłopot Jarosław Kaczyński ma w kwestii wizerunkowej. - Promowany przez całe lata wizerunek mnicha, który zamknięty na ulicy Nowogrodzkiej [warszawska siedziba PiS - red.] zajmuje się tylko tworzeniem dobra wspólnego i kwestie doczesne go nie obchodzą, rozsypał się z hukiem - ocenił były premier. Zauważył, że dla wielu nie "zaprzysięgłych wyznawców" PiS-u, ale takich ludzi, którzy zastanawiają się, na kogo głosować, to może być "akt odstręczający". - Być może te kilka procent zadecyduje, czy PiS utrzyma władzę czy nie - ocenił były premier. Dodał jednak, że jego zdaniem dopóki w PiS nie będzie wyraźnych siły odśrodkowych, to tej partii nic nie grozi. - Wbrew temu, co się sądzi, ja nie przypuszczam, żeby nastąpiły jakieś znaczące zmiany w poparciu dla PiS-u i dla innych ugrupowań - stwierdził.
Autor: js//rzw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24