W Solidarności mogliśmy wypowiedzieć różne marzenia, różne interesy, także polityczne - powiedziała Barbara Labuda, działaczka opozycyjna z czasów PRL. - Nie było w niej rozróżniania. Tam wtedy byliśmy razem - dodał Zbigniew Janas. Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się do przemówienia Andrzeja Dudy z bazyliki św. Brygidy w Gdańsku. Według Labudy, wypowiadając słowo "solidarność", prezydent podczas swojego wystąpienia cały czas dzielił.
- W 1989 roku nastąpiła w Polsce bezkrwawa rewolucja, płacimy jednak za to cenę, którą są choroby drążące nasze państwo - mówił w piątek Andrzej Duda podczas obchodów 38. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.
Podczas przemówienia w bazylice św. Brygidy prezydent stwierdził, że dowodem na to jest to, że "w Sądzie Najwyższym wciąż orzekają sędziowie, którzy skazywali ludzi niepodległościowego podziemia".
Do tego wystąpienia odnieśli się w "Faktach po Faktach" w TVN24 działacze opozycyjni z czasów PRL, Barbara Labuda i Zbigniew Janas.
"Nie to miejsce, nie ten moment"
- To uprawianie bieżączki politycznej. Nie to miejsce, nie ten moment - powiedział Janas.
Labuda dodała, że "wypowiedź Dudy wpisuje się doskonale w linię propagandową PiS".
- Przekręcanie rzeczywistości, przypisywanie sobie czegoś, czego się nie zrobiło, oczernianie, zohydzanie obecnych przeciwników politycznych - wyliczała.
- Dla mnie to było szokujące, że za takie oskarżenia zebrał oklaski. Duda konkuruje z Morawieckim w zdobywaniu poparcia w elektoracie PiS-owskim, być może w kolejnej fazie, po Jarosławie Kaczyńskim - oceniła. - Smutne jest to, że dzisiaj znowu musimy kłócić się o naszą przeszłość. A to były czasy, gdzie ludzie mogli sobie zaufać.
"Niech zaczną od siebie"
Andrzej Duda w swoim przemówieniu wskazał również, że "to nie była zdrowa Polska, jeżeli polski parlament, niby po przełomie, wybiera komunistycznego dyktatora na pierwszego prezydenta III Rzeczpospolitej". Przekonywał, że "ślady skażeń", które wtedy powstały, są widoczne do dziś w polskiej gospodarce czy wymiarze sprawiedliwości.
Jak podkreślił, wszystkie te choroby trzeba dziś wyleczyć.
- Niech zaczną od siebie - powiedział Zbigniew Janas. - Przecież kto mu [Andrzejowi Dudzie - red.] przynosi ustawy do podpisu? [Stanisław - red.] Piotrowicz, prokurator ze stanu wojennego. Na tym polega problem: robi się z tego schadzkę polityczną z politycznymi hasłami. Jak zobaczyłem, co on wygaduje i jak się zachowuje w kościele, to co się dziwić, że tam nikt inny nie pójdzie - dodał.
Według Janasa, "gdybyśmy mieli pewność, że tam [w bazylice red.] będzie się mówić o bohaterach tamtego czasu" [lat 80. - red.], to nie miałbym problemu, żeby tam pójść.
Na wspomnienie, że w okresie PRL władze zarzucały związkowcom z "Solidarności", że "mówią w kościele o polityce" a robić tego nie powinni, Janas odpowiedział, że "czas był inny i nie wolno tego porównywać".
- On [Duda - red.] jest tylko prezydentem kawałka Polski - powiedział.
- Wypowiadając słowo "solidarność", Duda cały czas nas dzielił - dodała Barbara Labuda.
- W tej Polsce nie ma miejsca dla wszystkich, którzy myślą inaczej - powiedziała.
Zbigniew Janas zaznaczył, że Solidarność była ruchem, "gdzie nie było rozróżniania".
- Dziś nie można się do tego odwołać - mówił.
- Mogliśmy wypowiedzieć różne marzenia, różne interesy, także polityczne - dodała Labuda, z czym zgodził się Janas, mówiąc, że "tam wtedy byliśmy razem, razem tworzyliśmy Solidarność i podziemie".
"Nie można w kościele szczuć ludzi"
Wracając do przemówienia prezydenta, Labuda stwierdziła, że "jeśli chcemy, żeby Kościół był powszechny, to nie można tak szczuć tam ludzi". Wyraziła także niezadowolenie z pominięcia w przemówieniu przez Andrzeja Dudę byłego lidera NSZZ "Solidarność" i byłego prezydenta Lecha Wałęsy. - To jest nasz bohater. Ja na niego nie głosowałam, ale jestem wdzięczna za wszystko, co dla naszego kraju zrobił - podkreśliła.
W programie przywołany został pogląd, zgodnie z którym "Lech Wałęsa ma w swoim życiorysie brudną kartę, a Lech Kaczyński czystą kartę, dlatego to postać Lecha Kaczyńskiego będzie rosnąć do rangi symbolu, a Solidarność będzie w coraz większym stopniu odwoływać się do niego". - To jest wykoślawianie rzeczywistości - powiedział Janas. - Tak właśnie wypacza się historię.
Goście "Faktów po Faktach" zapytani zostali także o wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości, jakoby obrady Okrągłego Stołu były zdradą, a jednocześnie chwalą braci Kaczyńskich [którzy brali w nich udział - red.]
- Czy ludzie woleliby, żeby była wtedy wojna domowa? - zapytała Labuda? - Polska była wtedy mini-oazą wolności, jak na ówczesne czasy, w morzu totalitaryzmu - przypomniała. - Była NRD, był Związek Sowiecki, zsowietyzowana Czechosłowacja i jedna Polska z naszą Solidarnością i Lechem Wałęsą, który usiłował to wszystko scalić i wszyscy ludzie, którzy tworzyli ten cudowny ruch - mówiła.
Przypomniała, że krytycy Okrągłego Stołu "przyznawali później rację, że było to wspaniałe posunięcie, wielkie zwycięstwo i wielki pokaz dla świata".
"Duda nie czuje co wtedy się działo"
Wracając do fragmentu przemówienia prezydenta o "bezkrwawej rewolucji", Janas zapytał, "czy można sobie wyobrazić co by się stało, gdyby oni [działacze opozycji - red.] tę głupotę zrobili, zastrzelili kogoś?".
- To był świadomy wybór: nie stosujemy przemocy - kontynuowała jego myśl Labuda. - Jeździliśmy i zniechęcaliśmy robotników, którzy mieli dostęp do granatów. To był bezprzemocowy ruch polityczny. Duda nie wie co to poświęcenie, on nie czuje co wtedy się działo - oceniła. - Powstał ruch, który zwyciężył bez stosowania przemocy. To trzeba jasno powiedzieć: to był fenomen na skalę światową - ocenił na koniec Janas.
Autor: akw//plw / Źródło: Fakty po Faktach
Źródło zdjęcia głównego: tvn24