Prokuratura Rejonowa w Szamotułach wszczęła śledztwo w sprawie ewentualnych nadużyć, jakich mogła dopuścić się Renata Beger przy sporządzaniu list z podpisami poparcia dla kandydatów Samoobrony w wyborach.
- Śledztwo dotyczy nadużycia przy sporządzaniu list poparcia poprzez podawanie nieprawdziwych danych na tych listach oraz udzielania wynagrodzenia pieniężnego za zbieranie tych podpisów - powiedział Mirosław Adamski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Jak dodał, posłance Samoobrony grozi kara grzywny do 10 tys. złotych, oraz kara więzienia do 5 lat.
Renata Beger na na antenie TVN24 zaprzecza doniesieniom dziennikarzy.
Sprawę ujawniła dziś "Gazeta Wyborcza".
Dziennikarska prowokacja
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" nagrali kamerą, jak Renata Beger rozmawia z kobietą, której zapłaciła 240 zł za 240 podpisów (potrzeba 5 tysięcy podpisów, aby zarejestrować listę kandydatów do Sejmu). Kobieta uprzedza posłankę, że nie wszystkie podpisy są w porządku: - Te podpisy mogą być czasami... że oni robili... ale tam [pokazuje palcem na adresy wyborców i PESEL-e] wszystko się zgadza - tłumaczy.
Renata Beger na to: - Dobrze, dobrze. Przelicza podpisy i chowa do teczki.
Nie jest zadowolona z liczby podpisów. Każe zbierać dalej. Beger: - Jak pani załatwi sobie te podpisy, to mnie gówno obchodzi. Ile pani uzbiera, od kogo, to mnie nie interesuje.
Podwyższa też stawkę do 3 złotych za podpis.
To prowokacja przeciwko mnie Renata Beger, która startuje w wyborach z pilskiej listy Samoobrony, zaprzecza, by płaciła te pieniądze za podpisy. - Zwróciłam się do tej pani jako przewodniczącej naszych struktur powiatowych, by działacze Samoobrony zbierali głosy. Umówiłam się, że przelicznikiem za przejechane kilometry będzie złotówka za głos - tłumaczyła w TVN24 Beger. Jak dodała, działaczka, która jest nagrana, skarżyła się jej, że sama nie ma pieniędzy, by wyłożyć na samochód i zbieranie podpisów.
Beger zapewnia również, że nie złożyła tych głosów w komisji wyborczej, ponieważ bała się, że to może być prowokacja. Twierdzi, że z obawy, by na tych listach nie znalazły się "tak jak w 2001 roku jakieś sfałszowane podpisy", zniszczyła wszystkie karty.
Posłanka stwierdziła, że na dowód prawdziwości swoich słów ma w swoim telefonie komórkowym sms-y od działaczki, która omyłkowo wysłała je do niej zamiast do swojej znajomej. Według Beger, w treści sms-a jest mowa o "50 złotych od Begerowej na paliwo".
Beger poinformowała również, że zgłosiła pilską listę w Okręgowej Komisji Wyborczej nie na podstawie list z podpisami poparcia, a na podstawie zaświadczenia z PKW informującego, że Samoobrona zarejestrowała listy w ponad 21 okręgach. Ordynacja wyborcza w takim wypadku pozwala na rejestrację w pozostałych okręgach już bez konieczności dołączania kolejnych list podpisów z poparciem.
Już raz miała kłopoty z głosami Renata Beger była skazana przez Sąd Rejonowy w Pile na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat i 30 tys. zł grzywny za fałszerstwo list wyborczych w 2001 roku. Proces posłanki odbędzie się jednak po raz drugi, bo Sąd Okręgowy w Poznaniu uchylił w maju wyrok pilskiego sądu, uznając, że proces w pierwszej instancji był prowadzony niezgodnie z przepisami - w trybie uproszczonym, w jednoosobowym składzie sędziowskim.
Oskarżonej za nadużycia grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności, a za posługiwanie się nieprawdziwymi danymi - do pięciu lat.
Źródło: gazeta.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24