Alaksandr Łukaszenka wpadł w istotną pułapkę, której być może teraz nie widzi. Tak naprawdę na tym konflikcie na granicy z Unią Europejską najwięcej de facto może uzyskać Federacja Rosyjska, która już stara się pozycjonować jako mediator - powiedziała w TVN24 Anna Maria Dyner, analityczka do spraw Białorusi z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zauważyła, że "Łukaszenka znowu pokazał pewną słabość w stosunku do Kremla, znowu poprosił o wsparcie Rosję".
We wtorek przed południem na (zamkniętym od tygodnia) przejściu w Kuźnicy doszło od strony białoruskiej do ataku wymierzonego w chroniących granicę polskich funkcjonariuszy różnych służb. Migranci rzucali w polskie służby kamieniami, gałęziami, granatami hukowymi i próbowali siłą przedrzeć się na teren Polski. Policja użyła armatek wodnych. Rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa mówił, że atak trwał w sumie ponad dwie godziny.
Anna Maria Dyner, analityczka do spraw Białorusi z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, mówiła w środę w TVN24, iż "widać wyraźnie, że jest to operacja bardzo dobrze przygotowana". - Jest sprawdzana również determinacja strony polskiej do obrony granicy - dodała. - Ta operacja była wyraźnie przygotowana, skoro najpierw zostały tam zgromadzone, nazwijmy to, duże siły telewizyjne, czyli przyjechały ekipy zarówno telewizji białoruskiej, jak i rosyjskiej - zauważyła.
Na uwagę, że o tym, iż Łukaszenka przygotowuje "Operację Śluza" było wiadomo od kilku miesięcy, Dyner powiedziała, że "to nie jest tak, że państwo czy pozostałe państwa nie były przygotowane". - Na dobrą sprawę również można byłoby się zapytać, co zrobiła Litwa czy Łotwa przed, tym bardziej że Litwa padła pierwsza ofiarą tej agresji w połowie maja - dodała.
Dyner: ta operacja ewoluowała
Analityczka PISM podkreśliła, że "ta operacja ewoluowała". - Nie jest tak, że Alaksandr Łukaszenka rozpoczynając ją w maju, a w zasadzie podejmując decyzję na jej temat jeszcze zimą ubiegłego roku, miał rozpisany scenariusz jeden do jednego, jak on będzie działał - mówiła.
Zauważyła, że "Rosja, która musiała dać przynajmniej ciche przyzwolenie, na samym początku raczej trzymała się z dystansem, przynajmniej takie usiłowała sprawiać wrażenie".
Dodała, że teraz to się zmieniło. - Sądzę, że nawet ci, którzy są autorami tej operacji specjalnej, też nie wiedzieli dokładnie, jakich narzędzi, w którym momencie, będą używać - oceniła Dyner.
Dyner: Łukaszenka wpadł w istotną pułapkę
Analityczka PISM zaznaczyła, że nie zostały zrealizowane wszystkie cele Łukaszenki. - Pośród nich była próba wymuszenia uznania międzynarodowego i tutaj na pewno białoruska propaganda bardzo mocno wykorzystała przedwczorajszą rozmowę Angeli Merkel z Łukaszenką, natomiast to też do końca nie jest tak, że Unia Europejska zagrała w grę, jaką Łukaszenka chciał, bo poza tą rozmową nie poszedł ze strony państw Unii Europejskiej, czy samej Unii Europejskiej żaden sygnał w stosunku do Łukaszenki, odnośnie tego, że chcemy się w jakiś sposób dogadywać - mówiła.
Dodała, że nie zostały złagodzone sankcje, tak jak chciał Łukaszenka. - Przeciwnie. UE zapowiada kolejne kroki i kolejne obostrzenia - podkreśliła.
- To, czy te cele zostaną zrealizowane, to jest pytanie otwarte, dlatego że ten konflikt będzie trwał - powiedziała Dyner.
- Alaksandr Łukaszenka wpadł w jeszcze jedną istotną pułapkę, której być może teraz nie widzi. Tak naprawdę na tym konflikcie najwięcej de facto może uzyskać Federacja Rosyjska, która już stara się pozycjonować jako mediator, jako potencjalne państwo, które jest w stanie rozwiązać ten konflikt - oceniła.
- Druga sprawa jest taka, że Alaksandr Łukaszenka znowu pokazał pewną słabość w stosunku do Kremla, znowu poprosił o wsparcie Rosję. Wcale nie wykluczam, że za chwilę może się okazać, że na granicy Polski, Litwy, Łotwy z Białorusią czy w zasadzie z państwem związkowym Białorusi i Rosji, będą stacjonować czy to rosyjscy pogranicznicy, czy rosyjscy wojskowi, tym bardziej że już coraz więcej informacji, również w zachodnich mediach, pojawia się na ten temat, że rosyjskie siły specjalne są widywane w pasie granicznym - powiedziała Dyner.
Stan wyjątkowy
Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach województw podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, wydanego na wniosek Rady Ministrów. Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o kolejne 60 dni.
Do strefy objętej stanem wyjątkowym nie mają dostępu dziennikarze. Relacjonując wydarzenia na granicy, media mogą korzystać niemal wyłącznie z oficjalnych rządowych nagrań i informacji.
Do połowy przyszłego roku na podlaskim odcinku granicy z Białorusią ma stanąć stalowa zapora, zwieńczona drutem kolczastym i wzbogacona o urządzenia elektroniczne. Zapora będzie miała długość 180 km i 5,5 m wysokości. Wzdłuż granicy zamontowane będą czujniki ruchu oraz kamery dzienne i nocne. Na odcinku granicy polsko-białoruskiej w województwie lubelskim naturalną zaporą jest rzeka Bug.
Źródło: TVN24