Zarobiłem na tym, kim jestem. Ja, Krystian Bala - mówi skazany na 25 lat więzienia za morderstwo. Twierdzi, że jest niewinny. Na jego trop natrafiono dzięki książce, w której znalazły się elementy podobne do okoliczności niewyjaśnionej zbrodni. Reportaż "Superwizjera".
W grudniu 2000 roku z Odry w okolicach Głogowa zostają wyciągnięte zwłoki młodego mężczyzny. Ciało jest skrępowane sznurem i ma liczne rany na głowie. Mężczyzna, kiedy został wrzucony do wody, najprawdopodobniej jeszcze żył. Policja szybko ustala, że to mieszkaniec Wrocławia, od miesiąca poszukiwany jako zaginiony.
Bala: to mi pochlebia oczywiście
Początkowo, po odkryciu zwłok, przez rok śledczy nie znajdują żadnych tropów i sprawa morderstwa zostaje umorzona. Kilka lat później nowy zespół policyjny zauważa w jednej z książek elementy podobne do okoliczności zbrodni. Wyrok na autora "Amoku" zapada w 2007 roku.
Krystian Bala siedzi w więzieniu we Wrocławiu, skazany na 25 lat za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem domniemanego kochanka swej żony.
- To, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku lat, to mi pochlebia oczywiście. Te dwie skrzynie listów od fanek to są marzenia każdego autora, które akurat w moim przypadku się spełniły - mówi Bala w rozmowie z "Superwizjerem".
I powtarza, że jest niewinny. - To, że okrzyknięto mnie mordercą, na to nic niestety nie jestem w stanie poradzić - mówi. - Ja zostałem skazany przez taki układ zamknięty niedouczonych chamów w todze, z fioletowymi wiechciami przy szyjach, absolwentów uniwersytetu Bolesława Bieruta - twierdzi.
Po telefonie do Bali
Ale dowody zebrane przez śledczych są mocne. Wszystko zaczęło się od zaginionego telefonu ofiary, który cztery dni po zaginięciu zamordowanego mężczyzny Krystian Bala sprzedał na internetowej aukcji. Śledczy trafiają na blogi prowadzone przez Balę, a także na jego wydaną trzy lata po morderstwie książkę "Amok". Pojawiają się w niej elementy, które mogą przypominać okoliczności związane z zabójstwem mieszkańca Wrocławia. W fabule pojawia się między innymi motyw sznura i pętli.
- Był taki moment w czasie śledztwa, że on zaczął mówić, że on to zrobił, że on zabił, zrobił to sam - mówi rozmówca "Superwizjera" znający szczegóły śledztwa. - I w momencie, w którym miał się rozwinąć, nagle się zablokował, powiedział, że źle się czuje, poprosił o wodę, o lekarza, potem już odmówił wyjaśnień i nie chciał podpisać tego protokołu - dodaje informator.
Podczas dwukrotnego badania przy pomocy wariografu Bala reagował emocjonalnie na nazwisko ofiary, opis zbrodni i przedmioty do niego należące. Biegły wskazywał także, że Bala nieudolnie próbował zakłócić przebieg badania.
Książka przeszła bez echa
Z akt sprawy wyłania się także inne oblicze oskarżonego. Pokazuje go jako miłośnika mocnych doznań i perwersyjnego seksu. Na dysku komputera Krystiana Bali śledczy znaleźli prowadzoną przez niego listę kobiet wraz ze szczegółowym opisem czynności seksualnych jakim się z nimi oddawał. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że jako człowiek odpowiedzialny, ze względów czysto zdrowotnych, owszem, starałem się wiedzieć z kim, gdzie, w jakich okolicznościach spotykałem się - mówił, pytany o to w trakcie procesu.
Gdy w 2003 roku książka "Amok" trafiała do sprzedaży, powieść przeszła bez echa. W aktach sprawy są informacje, które wskazują, że autor był tym zawiedziony. Zwrot nastąpił gdy "Amok" został powiązany ze sprawą morderstwa mieszkańca Wrocławia. Na aukcjach internetowych cena książki zaczęła dochodzić do 400 złotych.
Książka nie została uznana przez sąd za dowód lub istotną poszlakę. Sprawa szybko wzbudziła jednak zainteresowanie dziennikarzy z całego świata. - Cieszyło mnie to, że jest to zainteresowanie, ponieważ zapewniało mi to pewien poziom bezpieczeństwa - twierdzi Krystian Bala. - Oczywiście rozumiałem doskonale też zainteresowanie cywilizowanego świata zachodniego na jakie wyroki skazuje się człowieka - dodaje.
"Krystian nie mógł zrobić tego sam"
Jeszcze przed ogłoszeniem prawomocnego wyroku Krystian Bala podpisał umowę z producentami filmowymi na wykorzystanie swojej postaci, sprzedał także prawa do swojej książki. Fakt, że w nakręconym już filmie zostaje wskazany jako morderca, jego zdaniem nie kłóci się z faktem, że nie przyznał się do winy. - Ja nie sprzedaję siebie jako mordercy, ja wylicencjonowałem swoją historię - mówi i dodaje: "zarobiłem na tym, kim jestem. Ja, Krystian Bala".
Prokuraturze wciąż nie udało się ustalić wszystkich okoliczności morderstwa mieszkańca Wrocławia. A lista pytań bez odpowiedzi jest długa: nie wiadomo, gdzie popełniono morderstwo, jak ofiarę przetransportowano w miejsce oddalone o 100 kilometrów od Wrocławia i czy ktoś pomógł Krystianowi Bali.
- Z ustaleń śledztwo wynika, że było ich więcej, że Krystian nie mógł zrobić tego sam - mówi rozmówca "Superwizjera".
Wciąż nie znaleziono jednak dwóch prawdopodobnych współsprawców morderstwa.
Autor: mm / Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer