Alarm wszczął mężczyzna, któremu udało się uratować tylko swojego syna - zawiózł go do szpitala. Po powrocie nie zdołał już pomóc pozostałym krewnym. W domu zaczadziało sześć osób.
Do tragedii doszło w poniedziałek ok. godziny 17 w Żychlinie (Łódzkie). Cztery osoby dorosłe poniosły śmierć na miejscu, a dwoje dzieci zmarło po przewiezieniu do szpitala. Siódma zatruta osoba została uratowana.
Alarm wszczął mężczyzna, który przyjechał wraz ze swoim dzieckiem w odwiedziny do krewnych. W pewnym momencie chłopiec poczuł się źle i mężczyzna pojechał z nim do szpitala.
Po powrocie próbował pomóc pozostałej czwórce swoich krewnych - nie zdołał.
Dwoje dzieci - chłopca i dziewczynkę - z oznakami życia przewieziono do szpitala, ale nie udało się ich uratować. Dziecku, które jako pierwsze poczuło się źle, nic nie grozi.
Ofiarami są członkowie jednej rodziny: 50-letnia kobieta i jej 50-letni mąż, ich 30-letni syn i 26-letnia synowa oraz dwoje wnucząt.
Według strażaków, prawdopodobną przyczyną śmierci był czad z wadliwie podłączonego piecyka gazowego.
Kilka rodzin zamieszkujących ten sam budynek nadal nie może wrócić do swoich mieszkań. Straż pożarna stwierdziła, że wciąż istnieje zagrożenie zatruciem tlenkiem węgla. Ekspert z dziedziny budowy i eksploatacji pieców stwierdził, że czad wydobywał się z pieca do ogrzewania wody.
Mieszkańcy przebywają obecnie u swoich krewnych. - Strażacy woleliby, żeby wrócili do domów dopiero w środę. Na razie budynek zostanie zabezpieczony i zamknięty – powiedział w TVN24 burmistrz gminy Żychlin Grzegorz Ambroziak.
Województwo łódzkie przoduje w "czarnej statystyce" pod względem ofiar gazu. W niedzielę w Łodzi w wyniku zatrucia tlenkiem węgla zmarły trzy osoby.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24