Musi być balans pomiędzy robioną ilością testów, a organizacją opieki nad osobami, u których te testy wyjdą dodatnie - mówił w TVN24 profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Zaznaczył, że "powinniśmy robić więcej testów". - Ale musimy wiedzieć, co robić potem z osobami z dodatnimi wynikami testów - powiedział. Zauważył, że "większość z nich nie wymaga hospitalizacji, ale dodatni wynik stwarza duży niepokój i oni szukają wtedy pomocy". - Zostaliśmy zbombardowani takimi pacjentami - dodał.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w środę o 1552 nowych przypadkach zakażenia SARS-CoV-2. To trzeci najwyższy bilans od początku epidemii w Polsce. Resort przekazał także informację o śmierci 30 osób, w tym pięciu "z powodu COVID-19", a 25 "z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami". Łącznie w naszym kraju infekcję koronawirusem potwierdzono u 91 514 osób, spośród których 2513 zmarło.
Obecnie mamy 19 306 aktywnych przypadków, co jest największym bilansem od początku pandemii w Polsce.
"Powinniśmy robić więcej testów"
Profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku powiedział w TVN24, że "powinniśmy robić więcej testów tak, jak to zaleca WHO". - Ale musimy wiedzieć, co robić potem z tymi wykrytymi nie chorymi, tylko zakażonymi, nawet to jest za dużo powiedziane, a osobami z dodatnimi wynikami testów - zaznaczył.
Zauważył, że "większość z nich nie wymaga hospitalizacji, ale dodatni wynik stwarza duży niepokój i oni szukają wtedy pomocy". - Jeżeli ci wszyscy zaniepokojeni z dodatnimi wynikami, z którymi nic się nie dzieje, mają skąpe objawy, łagodny przebieg, jeżeli te wszystkie osoby miałyby się rzucić do konsultacji w oddziałach chorób zakaźnych to już przewidywaliśmy, co by się stało - mówił.
- Musi być balans pomiędzy robioną ilością testów, a organizacją opieki nad osobami, u których te testy wyjdą dodatnie - podkreślił profesor Flisiak.
- Przy zwiększonej liczbie wykonywanych testów, co się może zdarzyć na przykład poprzez udostępnienie możliwości wykonywania testów przez lekarzy rodzinnych, musi być więcej osób, lekarzy, którzy będą te wyniki interpretować i opiekować się tymi pacjentami - powiedział.
"Zostaliśmy zbombardowani takimi pacjentami"
Prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych dodał, że szpitale zostały "zbombardowane takimi pacjentami". - Po kilku dniach my ich wypisujemy do izolacji domowej - przyznał.
- Pamiętajmy, że rozwiązaniem byłoby też sprawne zorganizowanie izolatoriów, ale nie może być tak, że wojewoda nakazuje oddelegowanie do izolatorium personelu ze szpitali, a zwłaszcza z oddziałów zakaźnych. Tam nie ma wystarczającej liczby personelu, tam muszą być oddelegowane osoby z zupełnie innych placówek, niekoniecznie nawet muszą być to lekarze i pielęgniarki - powiedział.
Jak ocenił gość TVN24, "na pewno izolatoria powinny być pod jakimś nadzorem, czy straży miejskiej, czy policji". - Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa zarówno tym osobom, które znajdują się w tym izolatorium, jak i osoby, które może chciałyby opuścić w sposób nielegalny takie izolatorium - mówił.
- W takich izolatorach można by opiekę świadczyć na zasadzie teleporady, bo w izolatorium byłyby osoby klinicznie zdrowe. W momencie, kiedy coś by się z nimi działo, one byłyby natychmiast wiezione do szpitala. Opiekę nawet na zasadzie telemedycyny mogliby świadczyć lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. To mogłoby się odbywać chociażby na zasadzie zmienności dyżurów, niekoniecznie jednej stałej osoby - wyjaśniał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock