Były przypadki, kiedy pacjent nie czuje, że saturacja mu spada. Spotkałem pacjenta w poprzednim tygodniu, który miał już saturację 70 procent, a wciąż nie miał poczucia duszności. Tymczasem biorąc pod uwagę saturację, kwalifikował się już do leczenia szpitalnego - mówił w TVN24 doktor Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w poniedziałek o 14 578 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. Resort przekazał też informację o śmierci 65 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. 24 637 łóżek jest zajętych przez pacjentów z COVID-19.
"Mamy do czynienia z osobami, które długo gorączkują"
Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie dr Łukasz Jankowski powiedział, że uwagę lekarzy zwracają osoby młodsze, które trafiają teraz do oddziałów covidowych i wymagają leczenia, tlenoterapii.
- Ten przebieg zakażenia jest nieco inny niż obserwowaliśmy w drugiej fali. Przede wszystkim mamy do czynienia z osobami, które w mojej ocenie, i taka jest moja obserwacja, długo gorączkują. To są przebiegi 12-14 a nawet dłużej dni wysokiej gorączki - dodał.
- Tacy pacjenci muszą pamiętać o tym, żeby intensywnie się nawadniać po to, żeby przy tej wysokiej gorączce nie dopuścić do odwodnienia, o tym, żeby mierzyć sobie saturację chyba nie trzeba już przypominać, ale zdarza się, że tacy pacjenci trafiają do nas do szpitali wymagając tlenoterapii - mówił.
Jankowski powiedział, że z jego obserwacji wynika, iż "ta odmiana koronawirusa jest bardziej zaraźliwa". - Wydaje się, że przez to jest po prostu więcej pacjentów, w związku z powyższym tym bardziej należy zalecić pacjentom stałą ostrożność - dodał.
- Mam wrażenie, że dzisiaj jesteśmy po prostu na wojnie i to na wojnie, na której nie tylko my lekarze walczymy z koronawirusem, ale przede wszystkim pacjenci – ocenił.
Jankowski: czasem pacjent nie czuje, że saturacja mu spada
Pytany, czy obraz przechodzenia choroby w przypadku brytyjskiej mutacji jest inny, powiedział, że "bardzo rzadko zdarzają się pacjenci, którzy mają utratę węchu i smaku". - Poprzednio takich pacjentów mieliśmy sporo. To było dosyć charakterystyczne. Teraz pacjenci mówią, że trochę stępił im się węch, być może mniej czują smak potraw, ale całkowitej utraty węchu i smaku raczej nie mają – dodał.
- Przebiegi gorączkowe są dłuższe, zdarzają się bóle gardła, katary, czyli ten przebieg jest jeszcze bardziej niecharakterystyczny niż był. Często pacjenci mówią, że przez pierwsze dni myśleli, że to może jakaś inna infekcja, że to jakaś grypa. Bolał brzuch, bolały plecy, był kaszel - wymieniał prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
Dodał, że również były takie przypadki, kiedy pacjent nie czuje, że saturacja mu spada.
- Spotkałem pacjenta w poprzednim tygodniu, który miał już saturację 70 procent, a wciąż nie miał poczucia duszności. Był w stanie z lekką zadyszką chodzić po mieszkaniu, a kiedy siedział, to tego poczucia duszności po prostu nie miał. Tymczasem biorąc pod uwagę saturację, kwalifikował się już do leczenia szpitalnego - mówił Jankowski.
- Tym bardziej należy uczulić pacjentów: jeżeli nie macie państwo pulsoksymetru, sprawdzajcie w domu po prostu swoją wydolność, ile jesteście w stanie przejść spokojnym krokiem po pokoju, czy ta wydolność spada. Jeżeli z dnia na dzień się pogarsza, niech to was zaalarmuje, dlatego, że w koronawirusie niestety zdarza się tak, że pacjent nie ma typowego uczucia duszności, a saturacja jest już niska i wymaga to wsparcia tlenem i innych działań, które są dostępne w szpitalu – podkreślił.
"Jeżeli są wskazania, to trzeba udać się do szpitala"
Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie pytany, jak często zdarza się, że pacjent chorujący na COVID-19 umiera, powiedział, że zaczęli z kolegami liczyć na różnych oddziałach covidowych, jaka jest w nich śmiertelność.
- Wyniki rzeczywiście dają do myślenia. To kilkadziesiąt procent śmiertelności, nawet do 40 procent pacjentów, którzy trafiają do oddziału covidowego jest obarczonych taką śmiertelnością – przekazał.
- To oznacza, że pacjent, który wymaga hospitalizacji z COVID-19, to pacjent zagrożony, to pacjent z ciężkim przebiegiem, który po prostu wymaga intensywnego leczenia - dodał.
Jankowski powiedział, że nie mówi tego po to, "żeby straszyć, albo odmawiać komuś pójścia do szpitala, a raczej zachęcić do tego". – Jeżeli są wskazania, to trzeba po prostu udać się do szpitala, nie czekać w domu, w szpitalu otrzymamy pomoc medyczną, tam otrzymamy intensywne leczenie i dzięki temu być może ta śmiertelność szpitalna będzie trochę zmniejszona - wyjaśnił.
Jankowski: ozdrowieńcy nie mają jasnej ścieżki
Gość TVN24 odniósł się także do kwestii udzielania pomocy ozdrowieńcom. Jego zdaniem, "osoby, które przeszły koronawirusa, nie mają jasnej ścieżki, co dalej, jeżeli pozostaną u nich jakieś objawy".
Dodał, że "jeżeli komuś został jakiś ślad po koronawirusie, wymaga dalej wsparcia" i jego zdaniem "on dzisiaj gubi się w systemie".
- System nie jest do tego przygotowany. Pacjent takiego wsparcia typowo pokoronawirusowego czy też po prostu pulmonologicznego, kardiologicznego nie otrzyma na zasadach takich, jak chcielibyśmy, żeby otrzymał, tylko trafia na koniec kolejki, a te kolejki przez pandemię wzrosły – ocenił.
Źródło: TVN24