Fizjoterapii nie da się przeprowadzić zdalnie. Nie mam teraz pracy. Nie mam zasiłku, bo moje dziecko ma więcej niż osiem lat – opowiada dziennikarzowi "Czarno na Białym" pani Anna. Jest jedną z 30 tys. fizjoterapeutów, którzy przez epidemię koronawirusa mają kłopoty z pracą.
Anna pracuje w zawodzie od 15 lat. Jest zatrudniona w jednym z warszawskich szpitali, przyjmowała też pacjentów prywatnie.
Radomir Czarnecki: Pracujesz?
Anna: Nie. Zakład stoi. Ambulatorium, czyli oddział dzienny, jest zamknięty. Pacjenci są odwoływani, nawet ci, którzy czekali kilka miesięcy na turnus rehabilitacyjny. Pracują tylko kliniki, czyli fizjoterapeuci wykonują jedynie niezbędne czynności na oddziałach klinicznych przy pacjentach, którzy tego wymagają. Sama nie chodzę do pracy, mam zwolnienie lekarskie. Za chwilę będę wykorzystywała urlop wypoczynkowy.
Fizjoterapeuci muszą mieć bezpośredni kontakt z ludźmi. Nie da się pracować zdalnie. Będziecie mogli pracować normalnie?
Wiadomo, że przez skórę nie można się zakazić, ale jest przecież codzienny kontakt z pacjentem twarzą w twarz. Na razie mamy prowadzić porady przez telefon dla pacjentów. Ale tak naprawdę nasza praca jest całkowicie zawieszona. Fizjoterapeuci pracują tylko z pacjentami, którzy wymagają stałej opieki, czyli tam gdzie nie można odejść od łóżka pacjenta. Ale to nie rozwiązuje problemu braku pracy.
Na 50 osób pracuje u nas tylko piętnaście. 35 siedzi na zwolnieniach, na zasiłkach albo na urlopach.
A zasiłek opiekuńczy?
Zasiłek opiekuńczy mi nie przysługuje, bo mogą z niego skorzystać tylko rodzice, którzy opiekują się dziećmi w wieku do ośmiu lat. Moja córka ma 14 lat.
Boicie się tego, że jeśli sytuacja potrwa dłużej, będą zwolnienia?
Nie wiemy, jak na to wszystko będzie patrzył Narodowy Fundusz Zdrowia. Nasz szpital ma kontrakt, a my go nie wyrabiamy. Jako oddział rehabilitacji musimy mieć 150-180 pacjentów miesięcznie, a teraz nie wyrabiamy nic. Nie wiemy, czy dostaniemy kontrakt na przyszły rok, i boimy się, co będzie dalej.
Pensja fizjoterapeuty to 3200 złotych brutto. To są tak żenujące pieniądze, że mało kto może sobie pozwolić na nieprzyjmowanie pacjentów prywatnie. W tym momencie zostajemy całkiem bez środków do życia, bo prywatnie też nie mogę przyjmować, nie mam gdzie. Prowadzę też jednoosobową działalność gospodarczą. Gabinet, który wynajmowałam w budynku publicznej pływalni jest nieczynny, bo cały kompleks sportowy został zamknięty. Moja działalność też jest więc całkowicie zawieszona i siedzę w domu.
I co dalej?
Nie wiem. Czekam. Z 85 proc. zasiłku chorobowego, który dostaje się na zwolnieniu, nie da się wyżyć. Nie wiem więc, co dalej. Szczerze.
Co by mogło pomóc? Czego byś oczekiwała od władz?
Na pewno zawieszenia składek na ZUS. Ja płacę tylko składkę zdrowotną, bo jestem zatrudniona na etacie. Mam szczęście, ale wielu moich kolegów i koleżanek pracuje tylko na działalnościach gospodarczych i to jest tragedia. Za chwilę nie będą mieli, z czego zapłacić tego ZUS-u. Oni pozostali w tym momencie całkowicie bez środków do życia. Wykorzystują to, co mieli odłożone, wspomagają się rodziną, ale za chwilę będą mieli bardzo ciężko.
Źródło: tvn24.pl