W przeciwieństwie do innych krajów, które odniosły olbrzymi sukces przede wszystkim poprzez inny system testowania, takich jak na przykład Litwa, Łotwa, my polegniemy, bo testujemy niewłaściwą populację - ocenił w "Faktach po Faktach" dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog, mówiąc o walce z epidemią COVID-19. Dr Paweł Grzesiowski, immunolog i specjalista do spraw profilaktyki zakażeń uważa, że do końca roku powinniśmy wykonywać 100 tysięcy testów dziennie.
Resort zdrowia poinformował we wtorek o 680 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem w Polsce. To najwyższy dobowy bilans przypadków zakażenia od początku epidemii w Polsce. Ministerstwo Zdrowia przekazało także informację o śmierci sześciu osób.
Dr Paweł Grzesiowski powiedział w "Faktach po Faktach", że "sama liczba chorych nie stwarza aż takiego zagrożenia, ponieważ wiemy, że wirus w takiej endemicznej postaci krąży w Polsce od marca". - Natomiast głównym kryterium jest to, gdzie ci ludzie się zarażają, po drugie kogo zarażą i po trzecie, czy wśród tych ludzi są osoby po 60. roku życia, które trafią być może do szpitala i stracą życie - dodał.
- To są dla mnie te główne kryteria ostrzegawcze, bo one musiałyby spowodować natychmiastową zmianę strategii. Wprowadzenie ograniczeń, czy różnych innych interwencji, mających na celu zmniejszenie liczby chorych - dodał.
Dr Ozorowski: martwi mnie, że nie są wdrażane inne mechanizmy
Dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog, ocenił, że ten wzrost przypadków był spodziewany, dlatego że "naszą jedyną strategią było wdrożenie lockdownu". - Wiemy, że jedynym efektem lockdownu jest przesunięcie efektu dużej liczby zachorowań na okres późniejszy - dodał.
- Dla mnie w tej chwili kluczowe pytanie jest takie: czy ten wzrost będzie na poziomie rzeczywiście takim jak do tej pory, do 1000 osób dziennie, czy pójdziemy śladem tych pierwszych epidemii w Stanach Zjednoczonych, Włoch, Hiszpanii, a więc w ciągu dwóch tygodni mamy wzrost liczby zakażeń dwudziestokrotny i wtedy rzeczywiście polegniemy - podkreślił.
Przyznał, że martwi go to, że nie są wdrażane inne mechanizmy, które zapobiegną tak silnemu wzrostowi. - Te inne mechanizmy to po pierwsze wymaganie od społeczeństwa przestrzegania podstawowych zasad, jakimi są dystans, maski, higiena rąk i zdecydowanie zmiana systemu testowania, tak żebyśmy wiedzieli, ile rzeczywiście mamy zachorowań, a nie wykrywali zachorowania jedynie poprzez duże ogniska epidemiczne - wskazał dr Ozorowski.
Dr Grzesiowski: powinno się wykonywać 100 tysięcy testów dziennie do końca roku
Dr Grzesiowski powiedział, że napisał w swoim postulacie do Ministerstwa Zdrowia, że powinno być wykonywanych "jakieś 100 tysięcy testów dziennie do końca roku".
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że szybkie uruchomienie nowych możliwości testów genetycznych nie istnieje i wszędzie na świecie w tej chwili rządy borykają się z tym problemem. Natomiast docelowo, jeśli pomyślimy, że w sezonie grypowym dziennie na grypę choruje między 80 a 100 tysięcy osób, bo taka jest statystyka chociażby za ubiegły rok, to musimy mieć zdolność wykonania testów chociażby na poziomie tych cyfr, które płyną z grypy - ocenił. Dodał, że "za chwilę wejdziemy w sezon grypowy i będziemy mieć mnóstwo pacjentów, których będziemy musieli diagnozować zarówno w kierunku grypy, jak i w kierunku COVID-19".
"Problemem jest to, że badamy niewłaściwą populację"
Dr Ozorowski ocenił, że "mamy jeszcze wolne moce przerobowe". Dodał, że z informacji, które posiada, są "dwu-, czy trzykrotnie większe". - Natomiast problemem jest to, że badamy niewłaściwą populację - ocenił. Jak mówił, każdy, kto czuje objawy infekcji dróg oddechowych i ma wskazania do wykonania testu, "musi przejść przez mękę". - Musi trafić na SOR, właśnie dlatego, że jedynie szpitale poza sanepidem mogą zlecać te badania, więc większość osób, które mają objawy, odpuszcza tak trudną diagnostykę i potem przychodzi do zakładu pracy, czy trafia na wesele i zakaża kolejne osoby - mówił.
- W przeciwieństwie do innych krajów, które odniosły olbrzymi sukces przede wszystkim poprzez inny system testowania - takich jak na przykład Litwa, Łotwa - my polegniemy przede wszystkim dlatego, że testujemy niewłaściwą populację - ocenił.
"Spotkałem kilka czy kilkanaście osób, które mówiły o wirusie w czasie przeszłym"
Dr Grzesiowski mówił również o kwestii przestrzegania zaleceń. Powiedział, że "mamy ogromny żal do tak zwanych osób publicznych". – Wszędzie jest tak, że przykład idzie z góry. Jeżeli słyszymy od osób publicznych, że problem wirusa został rozwiązany, czy już jest prawie po pandemii, to zachęca ludzi, żeby myśleć o pandemii w czasie przeszłym – zauważył.
- Ja spotkałem w ciągu ostatnich dni kilka czy kilkanaście osób, które mówiły o wirusie w czasie przeszłym, że był wirus w Polsce. Zgadzają się, że była pandemia, ale już tej pandemii nie ma – przyznał. Dodał, że nie są to osoby, które są źle wykształcone i nieświadome.
- Myślę, że gdzieś w naszych głowach kliknął ten czas przeszły i bardzo trudno będzie odwrócić ten trend i przekonać ludzi znów, bez ofiar, że tak nie jest – ocenił dr Grzesiowski.
- Właściwie widzimy codziennie, chociażby w mediach, obrazy ludzi z najwyższych stopni władzy, czy też ludzi publicznych, którzy bez zabezpieczenia poruszają się w zamkniętych pomieszczeniach, dając, moim zdaniem, fatalny przykład bagatelizowania tych zaleceń – podkreślił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24