To jest dramat, taka sytuacja nie może mieć miejsca. Zajmujemy się przede wszystkim transportem osób z nasilonymi dusznościami, a jesteśmy potrzebni osobom z zawałami, udarami, czy nożem wbitym w brzuch - mówił w "Tak jest" TVN24 ratownik medyczny Adam Piechnik. Lekarz Tomasz Karauda mówił o braku personelu w szpitalach. - Nie ma dość ludzi do pracy i nie wygląda na to, żeby się to zmieniło - przyznał.
W Polsce trwa trzecia fala epidemii COVID-19. Dzienne bilanse nowych, potwierdzonych zachorowań przekraczają 20 tysięcy i dorównują statystykom z listopada. W porównaniu z jesienną drugą falą, gorsza jest sytuacja w szpitalach, zajęta jest najwyższa od początku epidemii liczba łóżek.
Czytaj więcej: Wysoka trzecia fala. Największy odsetek "zajętych łóżek COVID-19" od początku epidemii
We wtorek o epidemii w Polsce i sytuacji ochrony zdrowia dyskutowali goście programu "Tak jest" w TVN24.
Karauda: szpitale tymczasowe zostały uruchomione, ale personelu magicznie nie przybyło
Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc Uniwersyteckiego Szpitala Uniwersyteckiego im. Norberta Barlickiego w Łodzi, przypominał, że rozwój trzeciej fali jest związany z brytyjskim wariantem koronawirusa, który "jest groźniejszy i szybciej się rozprzestrzenia".
- Zostały uruchomione szpitale tymczasowe, żeby odciążyć to klasyczne szpitalnictwo. Natomiast musimy pamiętać, że personelu medycznego nam magicznie nie przybyło. Musimy między więcej szpitali, więcej pacjentów, rozdzielić tę samą ilość personelu - zwrócił uwagę Karauda.
Dodał, że "nie ma dość ludzi do pracy i nie wygląda na to, żeby się to zmieniło". - Jeżeli do tej pory lekarz prowadził kilkunastu pacjentów, nagle musi prowadzić 20 czy ponad 20 pacjentów. Wszyscy są zmęczeni tą sytuacją - powiedział lekarz.
"Generalnie nie ma pogotowia ratunkowego"
Adam Piechnik, ratownik medyczny, ocenił, że w tej chwili "generalnie nie ma pogotowia ratunkowego".
- Zajmujemy się przede wszystkim transportem pacjentów z nasilonymi dusznościami, co powoduje, że w zasadzie zespoły pogotowia ratunkowego są niedostępne dla osób, które potrzebują nas w innych przypadkach - wyjaśnił.
Ocenił, że "to jest dramat" i "taka sytuacja nie może mieć miejsca". - Poza epidemią COVID-19 ludzie nadal mają zawały, udary, ktoś im wbija nóż w brzuch. My tam jesteśmy potrzebni, a nas nie ma, bo transportujemy pacjentów do często bardzo odległych szpitali - mówił.
- Całkiem niedawno realizowałem wyjazd o godzinie 12.40. O godzinie 18.30 pacjent pod jednym ze szpitali się "zwiesił". Powiedział, że ma tego dość, nie chce i żąda, żebyśmy go wypuścili - opowiadał Piechnik. - Wchodziłem do szpitali, próbowałem naciskać. To nie jest agresja czy złość na personel, oni nie mają oddziałów z gumy - zaznaczył.
Czytaj więcej: Szpital wykazał wolne łóżka dla chorych na COVID-19. W krótkim czasie przyjechało siedem karetek
"Być może należy sięgnąć po karetki, które są w wojsku"
Zdaniem gościa TVN24 "teraz jest czas na to, by wysocy urzędnicy państwowi zaczęli rozważać sięgnięcie po inne formy wsparcia systemu".
- Być może należy sięgnąć po karetki, które są w wojsku, może wynająć, wydzierżawić pojazdy, ambulanse i skierować do nich ratowników straży pożarnej. Jest szereg możliwości, mam nadzieję, że urzędnicy państwowi je rozważają. Sytuacja już dawno wymknęła się spod kontroli - ostrzegł Piechnik.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock