Z ust anonimowego ratownika górniczego na antenie TV Silesia pada deklaracja, że akcja ratownicza zrobiona była "po cichu", a region katastrofy przez dwie doby był zagrożony przez większe nagromadzenie się metanu. Ale kopalnia "Wujek- Śląsk" zaprzecza. - Nie było cichej akcji - twierdzi w TVN24 główny mechanik zakładu, inż. Andrzej Bielecki.
Wokół tragedii w kopalni "Wujek Śląsk" narasta coraz więcej pytań. Czy manipulowano czujnikami metanu? Czy ratownicy tuszowali przyczyny tragedii? - Na każdej zmianie zatrudniani są ratownicy. Metan był non-stop usuwany z tego rejonu - mówi Andrzej Bielecki. - Nie było cichej akcji, bo nie było żadnych przesłanek do jej podjęcia - dodaje.
Bielecki powiedział również, że sytuacja w kopalni powoli wraca do normy, ale temperatura przy wylocie ściany wciąż jest wysoka, a stężenie metanu na granicy normy, dlatego rejon jest nadal zamknięty.
"Tu ktoś kogoś oszukał"
Wcześniej TVS poinformowała o tym, że świadek zdarzenia i jednocześnie ratownik górniczy kilkanaście godzin przed wybuchem, wraz z grupą ratowników został wezwany z innej stacji, by usunąć metan z feralnej ściany.
- Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań, nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla - stwierdza.
Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań, nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla informator TVS
Według informatora TVS, na kilkanaście godzin przed tragedią w rejonie wybuchu był nie jeden a cztery zastępy ratowników, których zadaniem było przewietrzenie ściany. - Ta akcja była zrobiona po cichu. U nas to się nazywa "cicha akcja", czyli nie zgłoszona do urzędu górniczego, bo jakiś inżynier sobie wymyślił, że nie będziemy tego zgłaszać i zrobimy to po cichu, a może nam się uda. I nie udało się - stwierdza.
Prokuratura: jeśli to prawda - przesłuchamy
Informacjami przekazanymi przez TVS zainteresowała się prokuratura. - Jeżeli ta osoba była tam i faktycznie był taki przypadek, że ściana była wietrzona, to na pewno zostanie przesłuchana - zapewnia dziennikarzy Ewa Zuwała, prokurator okręgowy w Katowicach.
Przyczyny śmierci
Na antenie TVN24 prokurator Marta Zawada-Dybek poinformowała z kolei, że na razie prokuratura zajmuje się głównie ustaleniem tożsamości zmarłych górników. Poinformowała też, że prokuratura ustaliła, jako przyczynę śmierci 12 górników uduszenie (najprawdopodobniej zatrucie tlenkiem węgla), a u ostatniej z ofiar - wykrwawienie i urazy wewnętrzne.
Powiedziała również, że odbyły się już pierwsze przesłuchania ratowników uczestniczących w akcji ratunkowej. Kolejne przesłuchania planowane są na poniedziałek.
"Nie jesteśmy samobójcami"
Pytaniem, które pada co najmniej równie często jest to czy w kopalni manipulowano czujnikami metanu? TVN24 dotarła do filmu nagranego przez jednego z górników, na którym widać przekroczone stężenie metanu na jednej ze ścian. Wśród górników zawrzało. Pojawiły się opinie, że taka praktyka jest na porządku dziennym.
Czy rzeczywiście górnicy narażają życie swoje i innych, bo praca musi być wykonana ze względu na wszystko? Przewodniczący Związku Zawodowego Górników Andrzej Chwiluk jest innego zdania. - Nikt nie idzie na śmierć do kopalni. Nie jesteśmy samobójcami ani nieświadomymi ludźmi - powiedział. Zaznacza, że nie wolno w takiej sprawie generalizować, chociaż podobne incydenty mogą się zdarzać. - Ale nigdy nie zjeżdża się na dół, żeby dać się zabić. Chcemy pracować, musimy utrzymać rodzinę - podkreślił.
Sygnałów nie było
Przyznał, że związek nie miał żadnych informacji o nieprawidłowościach w kopalniach. - Nie dostaliśmy żadnych sygnałów. Gdybyśmy wiedzieli, zareagowalibyśmy - stwierdził.
Jak zauważył jednak, sytuacja w kopalniach pozostawia wiele do życzenia. - Państwo zdziera z nas haracze - uważa. Mówi również, że w trudnych czasach oczekuje się od kopalń dodatnich wyników, a kapitalizm jest dla zakładów bezwzględny. Zarzucił też mediom, że interesują się losem kopalń tylko przy okazji wielkich tragedii.
Wietrzyli korytarze przed kontrolą?
W sprawie pojawił się również wątek obecności ratowników w pobliżu miejsca wybuchu. Pojawiają się sygnały, że mogli oni wietrzyć rejon, by tuszować za wysokie wskazania zawartości metanu w korytarzu.
Według Grzegorza Pyki, byłego ratownika górniczego, to normalne, że ratownicy wietrzą teren. - Na dole jest wiele szkodliwych gazów, więc normalnie wykonuje się wietrzenia - powiedział. Zaznaczył również, że ratownik to normalny górnik, który wykonuje różne prace w kopalni, a oprócz tego interweniuje w razie potrzeby. Dlatego obecność ratowników pod ziemią w każdym czasie go nie dziwi.
Źródło: tvs.pl, TVN24