W Gdańsku spór o podstawówkę. Słowo "pozytywna" szkoła ma nie tylko w oficjalnej nazwie, co potwierdzają uczniowie i ich rodzice. Ale wokół placówki zrobiła się negatywna atmosfera. Kuratorium i związkowcy mają zastrzeżenia prawne. Do wszystkiego dochodzi jeszcze polityka. I Smoleńsk. Materiał programu "Polska i Świat".
"Pozytywna podstawówka" to szkoła, której trzyletnią działalność kurator oświaty właśnie uznała za nielegalną.
- Myślę, że to jest decyzja polityczna na pewno, jakieś zagrania wewnętrzne, a jak dla mnie, ja bym chciała, żeby tak zostało, jak jest. Myślę typowo egoistycznie, moje dziecko ma dobrze - nie ukrywa Dominika Ostrouch, matka jednego z uczniów.
- Uważam, że dzieci nie powinny być przedmiotem jakichś przetargów - dodaje Tadeusz Nazarewicz, ojciec jednego z uczniów.
"Rażące naruszenie prawa"
To opinie rodziców. Pomorska kurator oświaty przyznaje, że szkoła bardzo dobrze działa, ale ma inne zastrzeżenia. Zdecydowała o unieważnieniu zgody na stworzenie placówki, którą trzy lata temu wydał fundacji Pozytywne Inicjatywy prezydent Gdańska. - Została podjęta z rażącym naruszeniem prawa - przekonuje Monika Kończy, pomorska kurator oświaty.
Powód: to szkoła publiczna w rękach prywatnej fundacji, która mieści się w budynku wybudowanym przez samorząd. Taka wizja oświaty nie podoba się kurator i gdańskiej Solidarności. Fundacja co miesiąc płaci miastu 120 tysięcy złotych czynszu. Jej prezes Arkadiusz Gawrych przekonuje, że jest wiele szkół katolickich, które działają w budynkach samorządowych. - Wydaje się, że ktoś podjął decyzję polityczną i szukał mętnego uzasadnienia - twierdzi z kolei Piotr Szeląg, dyrektor zarządzający szkoły.
"Świadectwa będą prawdopodobnie nieważne"
Zdaniem władz placówki problem może leżeć w tym, że podstawówka działa poza kartą nauczyciela. To podoba się pracownikom, ale związkowcom z Solidarności już nie. Decyzję o przyszłości szkoły musi teraz podjąć minister edukacji narodowej, do której na spotkanie 30 maja chcą przyjechać rodzice i władze placówki.
Podstawówka uczy ponad tysiąc dzieci, daje pracę stu nauczycielom i gości w swoich murach uniwersytet trzeciego wieku. - Skutkiem decyzji jest to, że świat, który przez trzy lata z dziećmi budowaliśmy, ulegnie zniszczeniu. Niebezpieczeństwem jest to, że świadectwa będą prawdopodobnie nieważne. Kolejna sprawa to są awanse zawodowe – wylicza Szeląg.
Do tego placówka nosi imię Arkadiusza Rybickiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Prywatnie jego brat - Sławomir Rybicki, senator Platformy Obywatelskiej, ma nadzieję, że minister i prezes Prawa i Sprawiedliwości decyzję kurator powstrzymają. Jak informuje Ministerstwo Edukacji Narodowej, szefowa resortu rozpoczęła właśnie postępowanie, w którym rozpatrzy odwołanie fundacji od decyzji kuratora.
Autor: ran/sk/jb
Źródło zdjęcia głównego: tvn24