Najwyższa Izba Kontroli ma dowody, by postawić premiera Mateusza Morawieckiego i szefa jego kancelarii przed Trybunałem Stanu - napisał Onet. Chodzi o słynne kopertowe wybory, które nie odbyły się w maju zeszłego roku, ale przygotowania były kosztowne. Dokumenty mają obciążać Mateusza Morawieckiego i Michała Dworczyka, ale kierowana przez Mariana Banasia NIK nie robi użytku z tej wiedzy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Prawie 70 milionów zapłacono za tak zwane wybory kopertowe, które się nie odbyły. Teraz ta decyzja może też sporo kosztować nie tylko premiera. Według Onetu za organizację wyborów w epidemii po kontroli Najwyższej Izby Kontroli zarówno szef rządu, jak i szef jego kancelarii mogą stanąć przed Trybunałem Stanu.
- Zaczekajmy na oficjalne wyniki kontroli – mówi Michał Dworczyk. Ale oficjalnie wyniki kontroli - według ustaleń "Faktów" TVN - Kancelaria Premiera już dostała. Raport NIK ma zostać opublikowany 18 maja. - To był tylko interes polityczny. Nie było żadnych przesłanek, żeby przeprowadzać wybory kopertowe – uważa Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej.
Według Onetu premier Mateusz Morawiecki już 13 kwietnia miał analizy dwóch kluczowych rządowych ośrodków prawnych, które stwierdzały wprost: szef rządu nie może zorganizować tak zwanych wyborów kopertowych. Mimo to trzy dni później, po naradzie na Nowogrodzkiej, zapada decyzja - wybory korespondencyjne się odbędą.
"Działanie bez podstaw prawnych skończy się odpowiedzialnością karną"
"Działania zmierzające do przeprowadzenia wyborów na Prezydenta RP w trybie korespondencyjnym – w szczególności wskazane we wniosku przygotowanie struktury organizacyjnej, zapewnienie niezbędnej infrastruktury oraz pozyskanie koniecznych zasobów kadrowych – nie są działaniami związanymi bezpośrednio ze zwalczaniem i zapobieganiem COVID-19. Brak jest bowiem bezpośredniego związku przyczynowo skutkowego pomiędzy organizacją głosowania korespondencyjnego a rzeczywistym ograniczeniem liczby zachorowań" - opinia prawna, która miała wpłynąć do Kancelarii Premiera mówi jednak jasno, że na mocy ustawy covidowej nie można przeprowadzić wyborów korespondencyjnych. Takiego upoważnienia czy kompetencji premier po prostu nie posiada.
- Myśmy wtedy przestrzegali, że działanie bez podstaw prawnych skończy się odpowiedzialnością karną – mówi Sławomir Neumann z Koalicji Obywatelskiej. Ale trzy tygodnie po decyzji o wyborach kopertowych Mateusz Morawiecki zlecił pięć ekspertyz, które dowodzą, że premier mógł je zarządzić. Kosztują one państwo dodatkowo prawie 150 tysięcy złotych. - Oczywiście można zlecić kontropinię z wcześniej podaną tezą i znaleźć taką, która będzie inna niż ta w KPRM – podkreśla Piotr Zgorzelski z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Według Onetu, pomimo poważnego materiału obciążającego między innymi premiera "Najwyższa Izba Kontroli odstępuje od formułowania wniosków pokontrolnych w zakresie nieprawidłowości przedstawionych" w raporcie. - To dawno nie jest już czysta polityka czy czyste merytoryczne analizowanie sytuacji pod kątem prawnym. To są zagrywki, haki i trzymanie się w garści – ocenia Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.
Oczekiwanie na wyrok
Premier po publikacji nadal przekonywał, że rząd wybory musiał przygotować w terminie konstytucyjnym. - Można wywnioskować, że jest to obowiązek konstytucyjny i dlatego, trzymając się tego obowiązku konstytucyjnego, robiliśmy wszystko, aby do tych wyborów mogło dojść w odpowiednim terminie – przekonywał Mateusz Morawiecki.
Powołując się na zapisy konstytucji, Wojewódzki Sąd Administracyjny nie miał wątpliwości - decyzja premiera o wyborach kopertowych była niezgodna z prawem. - To, że Prawo i Sprawiedliwość kontroluje teraz wszystkie instytucje, nie może trwać wiecznie i nie czyni to ani z pana premiera Morawieckiego, ani z ministra Dworczyka ludzi bezkarnych – dodaje Dziemianowicz-Bąk.
Mateusz Morawiecki złożył we wrześniu kasację od wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Według premiera nie było ani łamania konstytucji, ani prawa wyborczego. Do NSA akta sprawy wpłynęły po niemal pół roku. Nie ustalono jeszcze terminu rozprawy.
Barbara Sobska
Źródło: TVN24