Sprawa konia Jordka, który zdechł wioząc turystów do Morskiego Oka, została umorzona. Turyści i obrońcy praw zwierząt twierdzili, że Jordek był przemęczony i wwoził więcej osób niż mógł. Okazało się jednak, że padł przez kolkę.
Zakopiańska prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko właścicielowi konia Jordka, który 14 lipca padł na drodze do Morskiego Oka - poinformował portal podhale24.pl.
Właściciel Jordka został oskarżony przez Tatrzańskie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami o popełnienie przestępstwa. TTOnZ postanowił zainterweniować po tym, jak nagranie, na którym koń prowadzący turystów nagle położył się, nie chciał wstać i po kilkunastu minutach zdechł, trafiło do internetu.
Obrońcy zwierząt zawiedzeni
Po ponad czterech miesiącach prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo - w czwartek uzasadnienie jej decyzji trafiło do TTOnZ. - Będący na miejscu weterynarz stwierdził, że prawdopodobną przyczyną padnięcia zwierzęcia był atak kolki - cytuje uzasadnienie podhale24.pl. – (…) żaden ze świadków nie wskazał okoliczności świadczących o znęcaniu się nad zwierzęciem, o złym traktowaniu lub złym odżywianiu. Wielu twierdziło wręcz, że właściciel konia dbał o swoje zwierzęta i właściwie je pielęgnował. (…) Nie ujawniono okoliczności, aby na wóz zabierano więcej niż dopuszczalną liczbę osób - podsumowała prokuratura. Koń może przewozić co najwyżej 14 osób.
Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami jest zawiedzione takim rozwojem wydarzeń. - Jest dziwne, że prokuratura nie powołała w sprawie biegłego - mówi Beata Czerska z TTOnZ. - Z tego i kilku innych powodów, będziemy się odwoływać od tej decyzji - zadeklarowała portalowi. Prezes zwróciła też uwagę, że konie żyją średnio 40 lat. Jordek miał zaś sześć.
Źródło: tvn24.pl, podhale24.pl
Źródło zdjęcia głównego: youtube.com