- To prezydent Bronisław Komorowski odpowiada za to, co się dzieje pod krzyżem. (...) Utrzymując ten spór, odwraca uwagę od podnoszenia podatków i tragicznej sytuacji budżetu. Działa w interesie politycznym Platformy - mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Zbigniew Ziobro. Były minister sprawiedliwości uważa również, że Jarosław Kaczyński mógł wygrać wybory prezydenckie, gdyby zdecydował się mówić o katastrofie smoleńskiej.
Jak stwierdził Ziobro w rozmowie z "Rz", Komorowski "chcąc zatrzeć pamięć o swoim poprzedniku, postanowił przenieść krzyż, przed którym gromadzili się ludzie wspominający tragicznie zmarłego prezydenta". - Oficjalnie użyto argumentacji, że krzyż to symbol religijny, nie powinien więc stać w miejscu publicznym. Tym niefortunnym uzasadnieniem Komorowski wywołał ostry konflikt o miejsce krzyża w przestrzeni publicznej. Nałożył się na to spór o sposób upamiętnienia śp. Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar katastrofy. I tak prezydent Komorowski rozpętał piekło na Krakowskim Przedmieściu - czytamy w rozmowie.
- Pod pałacem dochodzi do skandalicznych scen. Starsze, modlące się panie są atakowane przez pijanych i odurzonych narkotykami wyrostków, którzy przy okazji szydzą z symboli religijnych. Bronisław Komorowski może rozwiązać problem w ciągu pięciu minut. Wystarczy, aby zapowiedział godne upamiętnienie miejsca, w którym stoi krzyż, oraz budowę pomnika o randze odpowiadającej bezprecedensowemu charakterowi tragedii smoleńskiej - dodał.
Te wybory można było wygrać
Były minister odniósł się też do ostatniego listu Marka Migalskiego, w którym to europoseł PiS krytykuje Jarosława Kaczyńskiego za odejście od łagodnej retoryki stosowanej w kampanii wyborczej.
- Nie podzielam jego opinii co do strategii kampanii prezydenckiej. Sądzę, że gdyby była inna, Jarosław Kaczyński byłby dziś prezydentem. Problem w tym, że sztab koncentrował się na kampanii wizerunkowej i właściwie unikał polemiki z kontrkandydatem. Sformułowano zasadę, by nie mówić o tragedii smoleńskiej i śledztwie. Prezes Jarosław Kaczyński, Jacek Kurski i ja nie podzielaliśmy tego poglądu. Zwyciężyło, niestety, inne stanowisko. (...) Decyzja została podjęta pod presją środowisk związanych z "Gazetą Wyborczą" i innymi mediami pilnującymi poprawności politycznej - powiedział Ziobro.
Jak dodał, gdyby PiS zdecydował się na ostrzejszą kampanię, jej wynik byłby taki "jak podczas drugiej debaty telewizyjnej, do której Jarosława Kaczyńskiego przygotowywał Jacek Kurski". - Wtedy prezes PiS punktował konkurenta, nie uciekał od trudnych kwestii. Wypadł o wiele lepiej. Podczas pierwszej debaty był, zgodnie z planem sztabu, łagodny, nie polemizował z Bronisławem Komorowskim. Było widać, że się w tym nie odnalazł. Gdyby nie decyzja prezesa o zmianie sposobu przeprowadzenia drugiej debaty i powierzenie jej przygotowania Jackowi Kurskiemu, wynik wyborów mógł być dużo gorszy - uważa Ziobro.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24