Metoda zdartej płyty, jaką pan stosuje, nie działa - odparła posłanka PiS Beata Kempa na zarzuty Mirosława Drzewieckiego pod adresem byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Były minister sportu, który przez ponad trzy godziny zeznawał przed śledczymi od hazardu, stwierdził, że Kamiński jest aktywnym politykiem PiS, a cała afera hazardowa została wymyślona.
Drzewiecki, który w piątek stawił się na przesłuchaniu przed komisją hazardową po raz drugi, powtórzył, że cała afera hazardowa "jest wymyślona" i miała uderzyć w rząd Donalda Tuska. Stwierdził też, że były szef CBA, którego określił jako "czynnego polityka PiS", kłamał.
Drzewiecki o tragedii smoleńskiej
Drzewiecki zapewniał, że jest patriotą i zawsze działał na rzecz kraju. Przeprosił za swe słowa, iż "Polska to dziki kraj", które wypowiedział podczas - nieszczęśliwego, jak określił - wywiadu udzielonego na Florydzie. - Dotyczyły postępowania Mariusza Kamińskiego, i jego popleczników - wyjaśnił. - Potępiam takie działania, nie może być tak, że człowiek jest narażony na szykany, jak to wyczyniał pan Kamiński. Temu się przeciwstawiam. Tak nie może być - dodał.
Potem nawiązał do tragedii smoleńskiej, dzieląc się z posłami do hazardu swoimi przemyśleniami. - To mi trochę zresetowało sposób widzenia świata, są sprawy ważne i ważniejsze. Ważna jest deklaracja o zgodzie polsko-polskiej, że nie warto się pienić, skarżyć wszystkich do sądu - powiedział. I wyraził nadzieję: - Może będzie jakieś zrozumienie, że ludzi należy uważnie słuchać, a nie wybierać fragmenty i używać ich przeciwko tym ludziom (chodzi o stenogramy CBA z podsłuchów rozmów telefonicznych Drzewieckiego z Sobiesiakiem - red.)
Na jego słowa zareagowała posłanka PiS Beata Kempa, nie kryjąc oburzenia zarzutami pod adresem byłego szefa CBA. Między nią a świadkiem doszło do starcia. - Pan stosuje metodę zdartej płyty Platformy Obywatelskiej - stwierdziła. - Ale ona już nie działa, nie podziałała na 8 mln i nie podziała na jeszcze więcej osób - dodała, nawiązując wyniku wyborczego Jarosława Kaczyńskiego.
Potem usiłowała dociec, skąd świadek wie, że Kamiński jest "aktywnym politykiem PiS". - Skąd to pan wywodzi? Przypominam w imię zakończenia polsko-polskiej wojny, że zeznaje pan pod przysięgą. Będziemy weryfikować każde pańskie słowo. Na jakiej podstawie pan to sformułował? - dociekała.
- To pani wywodzi, że ja mówiłem o instytucjach kierowanych przez PiS. A dlaczego tak mówiłem o Kamińskim? Bo go znam - odparł były minister sportu.
"Nie spotkałem się z Sobiesiakiem na Florydzie"
W swobodniej wypowiedzi Drzewiecki stwierdził, że nie jest prawdą, iż spotkał się na Florydzie w listopadzie ub. roku z biznesmenem z branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem (przed przesłuchaniem nie chciał na ten temat mówić).
Biznesmen w lutym na zamkniętym posiedzeniu komisji hazardowej zeznał, że rozmawiał z Drzewieckim o aferze hazardowej podczas spotkania w Stanach Zjednoczonych. Sobiesiak nie pamiętał jednak dokładnie przebiegu rozmowy z byłym ministrem sportu. Wyjaśniał tylko, na Florydzie, gdzie obaj mają rezydencje, przypadkowo spotkali się w listopadzie lub grudniu 2009 r. i zdecydowali się umówić, żeby porozmawiać. Z kolei Drzewiecki zeznał w styczniu przed komisją, że ostatni raz widział się z Sobiesiakiem 22 września 2009 r. w Warszawie, w hotelu Radisson.
- Oświadczam, że nie spotkałem się z nim (Sobiesiakiem - red.) na Florydzie w listopadzie ubiegłego roku - powiedział w piątek przed komisją hazardową Drzewiecki.
Przyznał natomiast, że prawdą jest, iż Sobiesiak spotkał tam jego żoną i z nią rozmawiał. - Ja ani w tej rozmowie nie uczestniczyłem, ani nie byłem jej świadkiem - zapewnił były minister sportu.
I dodał: - Do momentu przesłuchania w styczniu 2010 r. ostatni raz widziałem go we wrześniu 2009 r. i opisałem dokładnie to krótkie spotkanie. Odbyło się ono w obecności naszych wspólnych znajomych, którzy wybierali się na turniej golfowy - powiedział Drzewiecki.
Podczas przesłuchania posłanka Kempa dopytywała go o kontakty z Sobiesiakiem po złożeniu przez niego zeznań przed komisją hazardową (biznesmen wycofał się m.in. z zeznań ws. spotkań z Drzewieckim).
- Nie spotykałem się z Ryszardem Sobiesiakiem na Florydzie, nie kontaktowałem się z nim po złożeniu zeznań przed komisją hazardową, ani telefonicznie, ani poprzez osoby trzecie - zapewniał przed komisją hazardową Drzewiecki, podkreślając, że nie wie, dlaczego biznesmen od hazardu zmienił swoje zeznania.
"Dopłaty? To nie moja sprawa"
Wcześniej były minister sportu znaczną część swojej swobodnej wypowiedzi przeznaczył na przekonanie posłów, że jego stanowisko ws. dopłat do gier nieobjętych monopolem państwa było jednolite i niezmienne. A z zamieszania w całej sprawie powinien się tłumaczyć resort finansów.
- To Ministerstwo Finansów chciało wprowadzić dopłaty do gier jako źródło finansowania przedsięwzięć Euro 2012. Jeśli ktoś coś musi wyjaśnić, to właśnie ten resort - stwierdził. I dodał: - Jedynym pewnym i niezmiennym źródłem finansowania obiektów na Euro 2012 jest budżet państwa i uzyskałem w tej sprawie stosowną decyzję rządu.
Drzewiecki przekonywał, że pisma, które wysyłał ws. dopłat do gier do Ministerstwa Finansów wcale nie były ze sobą sprzeczne (chodzi o cztery pisma do resortu finansów, który przygotowywał projekt zmian w ustawie hazardowej, dwa w 2008 r. - w jednym z nich z kwietnia stwierdził niecelowość wprowadzenia rozszerzenia katalogu gier objętych dopłatami, w drugim z maja opowiedział się jednak za ich wprowadzeniem. Również w 2009 r. Drzewiecki napisał dwa razy do MF w sprawie dopłat: 30 czerwca 2009 r. w sprawie wykreślenia dopłat z projektu i 2 września 2009 r., w którym wycofał się z wcześniejszych uwag i sprawę dopłat pozostawił do decyzji ministra finansów).
Były minister sportu stwierdził, że jego pismo z kwietnia 2008 r. wynikało z tego, że na Euro 2012 miał zagwarantowane pieniądze z budżetu. Z kolei w maju opowiedział się za ich wprowadzeniem, gdyż - jak wyjaśnił - podczas prac nad budżetem na 2009 r. ustalił z ministrem finansów nowy cel dla dopłat, czyli drugi etap budowy Narodowego Centrum Sportu.
- Kiedy zrezygnowaliśmy z realizacji drugiego etapu NCS ustał cel, na który miały być przeznaczone pieniądze z dopłat. Byłem zobowiązany poinformować o tym ministra finansów i taki był cel pisma z 30 czerwca 2009 - wyjaśnił Drzewiecki. - Z kolei w trakcie prac nad budżetem na 2010 r. uznaliśmy, że dodatkowe środki mogą być przeznaczone na realizowane przez ministerstwo zadania sportowe. Wskazaliśmy zatem inny cel - dodał.
A potem zwrócił się do sejmowych śledczych: - Na jakiej podstawie twierdzi się więc, że moje decyzje były niejasne, a kierowane do resortu finansów pisma wzajemnie sprzeczne.
Podczas przesłuchania Drzewiecki stwierdził, że nie przygotowywał głośnego już pisma do resortu finansów z 30 czerwca 2009 r., choć je podpisał. Pytany przez posła Lewicy Bartosza Arłukowicza, czy bierze za nie odpowiedzialność, stwierdził: - Formalnie biorę z to pismo odpowiedzialność, ale nie tworzyłem go, z nikim na ten temat nie rozmawiałem.
I pytał śledczych: - Gdzie państwo znajdziecie dowód, że tak było.
Potem powtórzył raz jeszcze, że była pismo z 30 czerwca było inicjatywą dyrektor generalnej resortu sportu. - Gdyby urzędnik Monika Rolnik nie powiedziałaby, że trzeba powiadomić ministra finansów, nigdy z własnej woli bym tego nie zrobił, bo o tym nie wiedziałem - zapewnił były minister sportu.
Drzewiecki przekonywał, że nie jest i nie był sprawcą afery hazardowej, nie był źródłem przecieku. - Doszukiwanie się dowodów na wrogi spisek jest absurdem - stwierdził, podkreślając, że ubolewa, iż w całą sprawę zamieszano jego nazwisko i jego rodzinę.
- Wierzę, że prawda zwycięży, a nadużycia władzy zostaną ukazane - podsumował ten wątek, nawiązując do działań CBA pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego.
Będzie krócej?
Drzewiecki po raz pierwszy zeznawał przed hazardową komisją pod koniec stycznia. Wtedy jego przesłuchanie trwało kilkanaście godzin, jednak tym razem posłowie nie spodziewali się, by to drugie było równie długie. - Pierwsze przesłuchanie było dość długie i szczegółowe. Zakładam, że tym razem wystarczy nam tylko kilka godzin - oceniał poseł PO Sławomir Neumann.
Wniosek o ponowne przesłuchanie byłego ministra sportu złożył poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz. Jak argumentował, wiąże się to z publicznymi wypowiiedziami Drzewieckiego i podważaniem przez niego zeznań innych świadków. Chodzi m.in. o zeznania Sobiesiaka dotyczące jego kontaktów z Drzewieckim i Rosołem, który był szefem gabinetu politycznego byłego ministra sportu.
Po raz pierwszy
Podczas pierwszego przesłuchania Drzewiecki oświadczył m.in., że wbrew twierdzeniu byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, nie był "załatwiaczem" ani lobbystą w pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej.
Według CBA, biznesmenom z branży hazardowej zależało na tym, by nie rozszerzać katalogu gier objętych dopłatami o gry spoza monopolu państwa, a więc te prowadzone w kasynach i salonach gier. W tej sprawie mieli się kontaktować z politykami PO: Chlebowskim i Drzewieckim.
Środki z dopłat do gier nie trafiają do budżetu państwa tylko, w przeważającej części, do Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, którym zarządza minister sportu.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24