Co wieczór odprawa i decyzja, gdzie Tuskobus zawita "jutro". Każdy dzień premiera Donalda Tuska i jego sztabu zaczyna się i kończy w autokarze, a w międzyczasie są spotkania na stacjach benzynowych, w gospodarstwach i powiatowych komendach policji. Samorządowcy, urzędnicy i sami mieszkańcy często dowiadują się o planowanej wizycie raptem kilka-kilkanaście godzin wcześniej. Inaczej jest w sztabie Prawa i Sprawiedliwości. Tam wszystko dopięte na ostatni guzik, a rozmowy są z reguły "kontrolowane".
Premierowi w jego codziennych podróżach pomaga kilka osób. Przede wszystkim jego doradca Igor Ostachowicz i rzecznik rządu, Paweł Graś.
Tuskobus medialny
Łukasz Pawłowski, bliski współpracownik Hanny Gronkiewicz-Waltz, też podróżuje z premierem, bo na czas kampanii został skierowany, by pomóc w organizacji porannych spotkań. Razem z nim pracuje Agata Grynkiewicz, doradczyni ministra Grasia. Jednak ta załoga najczęściej "przemyka się" gdzieś za plecami premiera, bo w Tuskobusie, który jest "wydarzeniem medialnym", jak stwierdza jeden ze sztabowców szefa rządu - najważniejsze są spotkania z ludźmi.
- Tusk stara się, żeby było spontanicznie - tłumaczy Łukasz Mężyk, konsultant polityczny, prowadzący blog poświęcony kampanii wyborczej. Dlatego dosyć często zdarzają się sytuacje, w których premier np. postanawia kupić kawę na stacji benzynowej. Wtedy, jak się okazuje, "ludzie w kolejce" reagują na niego pozytywnie.
Rozmowy kontrolowane
- Jeżeli nasz elektorat będzie zmobilizowany, to wybory wygramy - powtarza tymczasem codziennie prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, który jeżdżąc po Polsce wybiera na miejsca swoich spotkań mniejsze miejscowości i bardzo często wsie.
Tam jednak do spontanicznych rozmów z mieszkańcami prawie wcale nie dochodzi, a każdy element wizyty jest przez sztabowców dopięty na ostatni guzik. Wiadomo nawet, ile czasu prezes spędzi w oborze oglądając krowy gospodarza, z którym rozmawia i ile będzie trwała konferencja prasowa po tym spotkaniu.
Jeżeli dochodzi do rozmów z mieszkańcami, którzy mają też do przekazania prezesowi kilka "gorzkich słów" to te odbywają się już bez kamer. Sztab nie pozwala bowiem na ich nagrywanie.
- Te wielogodzinne spotkania po prostu się nie sprawdzają - tłumaczy swój sposób na kampanię Jarosław Kaczyński, dodając, że oczywiście za takimi rozmowami z poprzednich kampanii tęskni.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24