Autorka reportażu "Granica życia i śmierci" Katarzyna Lazzeri opowiedziała we "Wstajesz i wiesz" o pracy nad swoim materiałem. - Stamtąd wraca się na pewno innym dziennikarzem - przyznała. Dodała, że "to są momenty, w których budzi się przede wszystkim człowieczeństwo".
Wyziębieni i wycieńczeni - bez jedzenia, picia i sił do dalszej drogi. W takim stanie byli Syryjczycy, których w niedzielę rano w lesie, kilkaset metrów od strefy stanu wyjątkowego odnaleźli wolontariusze.
- W tych lasach umierają ludzie - mówiła Lazzeri w czwartek w TVN24. Dodała, że słyszymy o tym w mediach, ale "zobaczyć to na własne oczy i zmierzyć się z taką zawodową sytuacją, w której zdjęcia, na których jesteśmy po raz pierwszy balansują rzeczywiście na granicy życia i śmierci to z całą pewnością to definitywnie coś w człowieku zmienia".
- Stamtąd wraca się na pewno innym dziennikarzem. Jest ta ogromna zmiana w człowieczeństwie - powiedziała.
Mówiąc o rozmowie z lekarką, która wypowiedziała się w reportażu, zaznaczyła, że nie była to jedyna osoba z ochrony zdrowia, która "tak emocjonalnie o tym opowiadała". - Ludzie psychicznie, emocjonalnie sobie z tym nie radzą. Pewnie dlatego, że nikt z nas nie jest gotowy na to, żeby widzieć przywożone z lasu dzieci bez butów, w mokrych skarpetkach, wychłodzone dwulatki, trzylatki, czterolatki. To na pewno nie są miejsca, w których te dzieci powinny się znajdować - mówiła Lazzeri.
- Myślę, że naprawdę każdy, kto choć raz zderzyłby się z tym osobiście, z człowiekiem, który po prostu wymaga pomocy, z człowiekiem, który trzęsie się z zimna, który jest półprzytomny i w tej swojej półprzytomności pyta cały czas o dziecko, które leży obok ogrzewane ciałem kobiety i mężczyzny, dzięki czemu to dziecko było w najlepszym stanie, myślę, że to są momenty, w których budzi się przede wszystkim człowieczeństwo - stwierdziła dziennikarka. Dodała, że jak się okazuje "my dziennikarze czasami tę rzeczywistość opisujemy ze łzami w oczach".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24