Byłe władze Związku Aktorów Scen Polskich - aktorzy Kazimierz Kaczor i Cezary Morawski oraz główny księgowy Związku Piotr K., zostali prawomocnie uznani za winnych narażenia ZASP w 2002 r. na ponad 9,2 mln. zł strat. Postępowanie w ich sprawie sąd warunkowo umorzył na rok.
Jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa w źródłach sądowych, 6 grudnia wydział odwoławczy Sądu Okręgowego w Warszawie rozpoznał apelacje prokuratury i obrońców oskarżonych od wyroku Sądu Rejonowego Warszawa - Śródmieście ze stycznia tego roku.
Sąd oddalił wszystkie apelacje - zarówno te na korzyść oskarżonych (adwokaci chcieli uniewinnienia), jak i prokuratorską, zmierzającą do wymierzenia kary więzienia w zawieszeniu. Utrzymano w mocy za to styczniowy wyrok I instancji, uznający winę oskarżonych i warunkowo umarzający postępowanie na okres próby jednego roku. Orzeczenie jest prawomocne.
Nie chcieli działać na szkodę ZASP
W prawomocnym wyroku sąd potwierdził ustalenia niższej instancji, w myśl których działanie oskarżonych było wynikiem naruszenia zasad ostrożności, a nie umyślnego działania. Według sądu jest bezsporne, że szefowie ZASP nie chcieli działać na szkodę Związku, a ich działania miały na celu przysporzenie organizacji jak najwięcej pieniędzy.
W ocenie prokuratury, Związek Artystów Scen Polskich narażono na znaczne straty po "nietrafionym" zakupie obligacji Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A. przez b. głównego księgowego Piotra K. Z kolei b. prezes Kazimierz Kaczor i b. skarbnik Cezary Morawski, którzy zgodzili się na podawanie nazwisk, mieli nie dochować należytej staranności i nie nadzorować działań księgowego. Zakupu dokonano w okresie między styczniem a kwietniem 2002 r., stocznia wkrótce potem ogłosiła upadłość.
Według obrony do szkody w ZASP w ogóle nie doszło, bo ING Bank Śląski, który zaoferował kupno tych obligacji, w ugodzie z 2004 r. uznał połowę roszczenia ZASP, a drugą połowę zrekompensował udzielając, za pośrednictwem fundacji, dotacji dla Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Oskarżeni nie przyznawali się do zarzuconych im czynów i liczyli na uniewinnienie.
Nie było oszustwa
Sąd w uzasadnieniu wyroku uznającego ich winę podkreślił, że nawet naprawienie większości szkody nie wyklucza tego, że szkoda zaistniała. Sąd stwierdził, że do przestępstwa nadużycia zaufania doszło - a zaufanie i profesjonalizm w wykonywaniu powierzonych czynności to istotne elementy porządku gospodarczego. Zarazem sąd zaznaczył, że nikt nie zarzuca oszustwa, a ich wina miała charakter nieumyślny.
Za warunkowym umorzeniem postępowania przemawiało według sądu to, że wina i społeczna szkodliwość czynu nie były znaczne, a świadczy za tym również fakt, że pomiędzy pośrednikiem sprzedaży obligacji a ZASP doszło ostatecznie do ugody. Zarazem sąd podkreślił, że oskarżeni nigdy nie byli karani, od popełnienia czynu minęło około 10 lat, a sam fakt konieczności uczestnictwa w procesie karnym także jest formą poniesienia odpowiedzialności.
"Dramatyczne podziały"
W wyniku całej sprawy Kaczora i Morawskiego usunięto z ZASP, zarzucając im naruszenie statutu związku. Potem związek wycofał się z tej decyzji. Jak wcześniej mówił obrońca Kaczora mec. Jerzy Naumann, cała sprawa doprowadziła do "dramatycznych podziałów w środowisku aktorskim", które trwają do dziś.
Proces rozpoczął się w marcu ubiegłego roku. Była to jedna z najdłużej czekających na rozpoznanie spraw w warszawskich sądach: akt oskarżenia prokuratura wysłała jeszcze latem 2003 r. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie miała prowadzić ją sędzia sądząca b. szefa PZU Władysława Jamrożego i nie mogła zająć się także sprawą ZASP. Potem sprawę oddano innemu sędziemu. Gdy w 2007 r. weszła zaś w życie ustawa o przekazywaniu niektórych spraw sądom rejonowym, proces przeniesiono do takiego sądu. Tam sprawa też czekała, bo pierwszeństwo miały procesy, w których oskarżeni są w areszcie oraz te zagrożone przedawnieniem.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24