Unieruchomiona przez rdzeniowy zanik mięśni Angelika Chrapkiewicz-Gądek nie rezygnuje z aktywności i miłości do gór. Właśnie zdobyła Mnicha, ale tatrzańska wspinaczka nie była jej pierwszą i pewnie nie ostatnią. Materiał programu "Polska i świat".
- Za każdym razem jak wychodzę w góry, wiem o tym, że dostanę w kość. Ale lubię dostawać w kość, bo wtedy wiem, że żyję - mówi Angelika Chrapkiewicz-Gądek, która od trzeciego roku życia choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Od kilku lat porusza się wyłącznie na wózku.
- Ta choroba jest taka, że dotyka wszystkich mięśni, które mam w ciele, więc to nie jest tak, że dotknęła tylko nóg i na tym poprzestanie. Niestety, dotyka rąk, dotyka mięśni szyi, mięśni twarzy - opowiada o swojej chorobie.
Mimo niepełnosprawności zdobywa górskie szczyty. Ostatnim był tatrzański Mnich. - Mnich to dla mnie góra marzeń i góra, która jest dla mnie symbolem niemożliwego - zaznacza Angelika. - To jest po prostu szczyt, który trudno jest wyobrazić sobie dla osoby, która porusza się na wózku - dodaje.
Kosztowne leczenie
W tej chwili na jej schorzenie istnieje tylko jeden lek. Początkowa roczna terapia to koszt rzędu 2,5 miliona złotych. Lek nie wróci jej pełnej władzy w nogach, ale może zatrzymać postęp choroby.
Alternatywą dla kosztownego leczenia jest aktywność fizyczna.
"Każdy ma swój szczyt"
Angelika kilka lat temu zdobyła Kilimandżaro. Tam poznała grupę wspinaczy, którzy po zdobyciu afrykańskiej góry mieli jej pomóc ruszyć w Tatry, na najwyższy polski szczyt, Rysy.
Dokładnie rok po zdobyciu Rysów i po przygotowaniach, a w tym ostrych treningach, Angelika postanowiła zdobyć Mnicha. Aby tego dokonać, była niesiona w górę przez 12 godzin na plecach przyjaciół. - Nie potrafię sobie wyobrazić kogoś, kto jest niepełnosprawny ruchowo i zdobywa Mnicha. To jest rzecz niespotykana - mówi Maciej Bielawski, przewodnik tatrzański. - Na pewno wymagało od niej to mnóstwo wysiłku, zaparcia i determinacji - dodaje mówiąc o Angelice.
"To może dać fajny bodziec"
- Tam była asekuracja na dwóch linach, podwójne zabezpieczenie mnie i partnera - opisuje tę wyprawę Angelika. - Każdy ma swój szczyt. Ja to tak lubię nazywać. I czasem te marzenia są gdzieś zakopane, zapomniane, zakurzone, bo albo nie mamy czasu, albo mówimy: "to jest niemożliwe", albo nie mamy do tego sił. Wierzę, że jeśli ktoś zobaczy na przykład że ktoś inny spełnia marzenia, to może dać fajny bodziec do tego, żeby może wrócić do swojego marzenia - dodaje dziewczyna.
Autor: mart//now / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24