- Akcja powinna być kontynuowana, mimo jej niepowodzenia, a pacjent powinien być dowieziony do szpitala. Ratownicy popełnili błąd - ocenił prof. Jerzy Ładny, krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej. Profesor odniósł się do wypadku w Siewierzu (woj. śląskie). Poszkodowany zmarł w drodze do szpitala, a ratownicy po stwierdzeniu zgonu wrócili na miejsce wypadku i zostawili tam ciało ofiary.
Zdaniem prof. Jerzego Ładnego, po stwierdzeniu zgonu poszkodowanego w karetce, ratownicy powinni kontynuować czynności i transportować go do najbliższego szpitalnego oddziału ratunkowego.
Dlatego, jak zaznaczył, ratownicy popełnili błąd. - Błąd był taki, że zapytali o zdanie policję, a nie zapytali lekarza koordynatora. Po to jest lekarz koordynator, żeby w porozumieniu z nim podejmować dalsze działania - powiedział Ładny i podkreślił, że bezpośrednim przełożonym ratowników w takiej sytuacji jest właśnie lekarz koordynator.
"Akcja powinna być kontynuowana"
Profesor ocenił, że policjant nie może wydać polecenia, by ciało zostawić na miejscu wypadku. Wyjątek stanowi wypadek masowy, w którym dopuszcza się taką sytuację, jeśli ma to umożliwić transport innego poszkodowanego. - Akcja powinna być kontynuowana mimo jej niepowodzenia. Pacjent powinien być dowieziony do szpitala - zaznaczył Ładny i dodał, że samo stwierdzenie zgonu wymaga potwierdzenia po dwóch godzinach.
- Rozmawiałem w tej sprawie z dyrektorem pogotowia sosnowieckiego i z konsultantem województwa śląskiego i raczej jestem przekonany o tym, że ratownicy popełnili błąd - stwierdził.
Sprawa w prokuraturze
O wypadku, do którego doszło 13 lipca, i działaniach służb ratunkowych napisał we wtorek "Dziennik Zachodni". Gdy ratownicy z Mierzęcic przyjechali na miejsce, 55-letni, ranny mężczyzna był przytomny i był z nim kontakt. W drodze do szpitala stracił przytomność i ratownicy podjęli resuscytację. Zamiast dojechać do szpitala, na miejsce wezwali karetkę "S" z Będzina, w której był lekarz, i to on - jako osoba uprawniona - stwierdził zgon - podał dziennik. Według relacji strażaków i policjantów, na które powołuje się gazeta, ratownicy wrócili na miejsce wypadku, pozostawili ciało mężczyzny i po prostu odjechali.
Postępowanie pod kątem znieważenia zwłok rozpoczęła we wtorek Prokuratura Rejonowa w Zawierciu.
Kto podjął decyzję?
Postępowanie sprawdzające prowadzone jest także w Rejonowym Pogotowiu Ratunkowym w Sosnowcu, któremu podlega ekipa karetki stacjonującej w Mierzęcicach. Dyrektor sosnowickiego pogotowia Marek Jeremicz powiedział, że w działaniu załogi karetki nie dopatruje się żadnych uchybień. Zaznaczył, że zarzuty opisywane w prasie nie znalazły odzwierciedlenia w raportach policji czy straży pożarnej.
Dyrektor podał, że ekipa karetki po zabraniu pacjenta przez ponad 40 minut próbowała go reanimować. Zdołała odjechać zaledwie kilkaset metrów od miejsca wypadku, po czym wróciła na miejsce. Przybyły na miejsce lekarz z innej karetki stwierdził zgon. - Zwłoki zostawiono na miejscu, z pełnym poszanowaniem, pozostawiając je pod kontrolą policjantów - zaznaczył dyrektor. Według niego decyzja o pozostawieniu ciała była konsultowana z policją. Z kolei rzecznik policji w Będzinie aspirant Paweł Łotocki powiedział, że policja nie ma możliwości wydawania dyspozycji czy poleceń załodze karetki, gdyż każda z tych służb ma swoje procedury i obowiązki.
Autor: db / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24