Moje doświadczenia budziły we mnie pewnego rodzaju sprzeciw i gniew, bo jako dziecko nie potrafiłem zrozumieć takiego podejścia. Nie potrafiłem zrozumieć ludzkiej niechęci do mojej osoby, która była spowodowana tylko i wyłącznie innym kolorem skóry - mówił w "Faktach po Faktach" polski pięściarz wagi ciężkiej Izu Ugonoh. Sportowiec urodził się w Szczecinie.
Pytany, czy czarnoskóry Polak może spokojnie żyć w Polsce, bokser odpowiedział: - To pytanie, na które ciężko odpowiedzieć jednoznacznie. Ale mogę powiedzieć, że żyję spokojnie, dobrze. Jestem zadowolony ze swojego życia, ale nie zawsze tak było.
Jego zdaniem "Polska przeszła ogromną transformację, jeśli chodzi o tolerancję i otwartość na ludzi innej narodowości, o innym kolorze skóry".
Ugonoh powiedział, że już nie spotyka się z niechęcią. - Dużo czasu spędzam na sali treningowej, gdzie wszyscy mnie znają, mam dużo przyjaciół i zawsze byłem popularnym chłopakiem. Ta moja popularność również dzięki sportowi wzrasta, co sprawia, że czuję się mile widziany praktycznie wszędzie, gdzie się pojawiam - wyjaśnił.
Zaznaczył jednak, że jest zbyt "ostrożny, aby powiedzieć, że wszędzie jest bezpiecznie".
"To budziło we mnie pewnego rodzaju sprzeciw i gniew"
Odniósł się do swojej wypowiedzi w wywiadzie dla portalu sportowefakty.wp.pl. "(...) Gdybym miał panu powiedzieć szczerze, co najbardziej pamiętam z dzieciństwa, to zaciśnięte pięści w kieszeniach" - mówił.
Pytany w "Faktach po Faktach", czy dlatego, że czarnoskóry Polak musiał umieć się bić, odpowiedział: - Tak. Była to chyba najbardziej potrzebna umiejętność, jaką chciałem mieć jako dziecko.
- Z czasem, jak dorastałem, po prostu ją zdobywałem w ramach moich doświadczeń. Często się biłem, myślę, że już od czasów przedszkola - przyznał.
Dopytywany, dlaczego musiał umieć się bić, odparł: - Po prostu byłem inny.
- Wszędzie, gdzie wychodziłem, to wszyscy raczej mieli biały kolor skóry. Jak wracałem do domu, to wszystko było ok, bo moja mama i tata byli ciemni tak jak ja, również moje siostry. Ale jak wychodziłem na zewnątrz, to było pewnego rodzaju zagrożenie, zderzenie jednak z krajem, który nie do końca mógł zaakceptować to, że człowiek o czarnym kolorze skóry jest osobą, która się urodziła w tym kraju i w zasadzie znikąd nie przyjechała - wspominał.
Dodał, że pierwszym hasłem, jakie usłyszał, mogło być: "wracaj do Afryki". - A ja na to odpowiadałem: Słuchaj, mieszkam dwa bloki stąd. Ja mogę co najwyżej wrócić tam - powiedział bokser.
- Takie były moje doświadczenia i to budziło we mnie pewnego rodzaju sprzeciw i gniew, bo jako dziecko nie potrafiłem zrozumieć takiego podejścia. Nie potrafiłem zrozumieć ludzkiej niechęci do mojej osoby, która była spowodowana tylko i wyłącznie innym kolorem skóry - przyznał.
"Moim bohaterem jest mama"
Ugonoh powiedział, że jego życiowym bohaterem jest mama, która urodziła się w Nigerii.
Jak opowiadał, przyjechała do Polski jako młoda kobieta, studiowała prawo w Gdańsku. - Do dzisiaj w zasadzie nie jestem w stanie ogarnąć tego, że przyjechała z Nigerii, nauczyła się języka polskiego, który - jak wszyscy wiemy - nie jest łatwym językiem i studiowała prawo, mając dwójkę dzieci. Dodatkowo jeszcze otrzymywała stypendium za swoje wyniki i dzięki temu byliśmy w stanie się normalnie funkcjonować - podkreślił.
Dodał, że jego mama wychowała piątkę dzieci, co było ogromnym wyzwaniem.
Ugonoh: nie każdemu uczestnikowi marszu mógłbym podpasować
Bokser odniósł się do marszu narodowców, który przeszedł w 11 listopada zeszłego roku przez Warszawę. Pojawiły się tam m.in. hasła: "Europa będzie biała albo bezludna", "Czysta krew, czysty umysł”.
Izu Ugonoh przyznał, że nie wie, jak podejść do tej sprawy. Powiedział, że na tym marszu było wielu jego kolegów i znajomych.
- Nie chciałbym tych wszystkich ludzi, którzy tam byli wrzucać do jednego worka - dodał.
Powiedział, że z drugiej strony ma świadomość, że nie każdej osobie uczestniczącej w tym marszu "mógłby podpasować", gdyby tam był. - Moje argumenty mogłyby ich nie przekonać do moich racji - dodał.
Podkreślił, że nauczył się tego, że nie każdy musi to zrozumieć. - Nauczyłem się merytorycznie tłumaczyć niektóre rzeczy, ale też potrafię walczyć, bo całe życie musiałem walczyć o swoje - powiedział.
"Hasło 'Polska dla Polaków' nie jest skierowane do mnie"
W sobotę ulicami Gdańska przeszedł marsz ONR. Jego członkowie świętowali 84. rocznicę powstania ruchu w historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej. Później przeszli ulicami Gdańska, krzycząc "Śmierć wrogom ojczyzny" i z symbolem falangi na sztandarach. Organizacja na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych napisała w związku z sobotnimi uroczystościami: "Byliśmy, jesteśmy i będziemy. W tym roku świętujemy #Gdańsk". "Solidarna i Wielka Polska dla Polaków – to nasz cel".
W wydanym w niedzielę oświadczeniu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, odnosząc się do marszu napisał: "Wczoraj Gdańsk i gdańszczanie zostali obrażeni. Obrażeni przez ludzi, którzy ideały wolności i solidarności postanowili wykorzystać w sposób wyjątkowo obrzydliwy".
Ugonoh, który wychował się w Gdańsku, pytany, czy również czuje się obrażony, odpowiedział: - Hasło "Polska dla Polaków" nie jest skierowane do mnie, bo ja się uważam za Polaka.
Zaznaczył jednak, że "takie hasła są i zawsze będą", a on nie jest w stanie tego zmienić.
Autor: js//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24