Polski rząd bardzo intensywnie chciał kontrolować to, jakie podmioty wpłacają na organizacje pozarządowe, tu zaś pozwala na luźną działalność organizacji, której finansowanie jest zupełnie niejasne i odbywa się przez jakieś zbiórki - powiedział w TVN24 badacz ekstremizmów politycznych dr Przemysław Witkowski. Komentował ustalenia reportera "Czarno na białym" o narodowych interesach Roberta Bąkiewicza, szefa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.
- Pan Robert Bąkiewicz to jest podwarszawski przedsiębiorca, który zaczynał swoją karierę polityczną w klubach "Gazety Polskiej", więc można powiedzieć, że w jakimś sensie wracając do PiS-u, wraca do swoich korzeni, ale po drodze udało mu się bardzo szybko awansować w strukturach ONR-u - powiedział w TVN24 dr Przemysław Witkowski.
Dodał, że "kiedy się zradykalizował, wstąpił do tej organizacji i tam jako biznesmen i osoba, która wykładała swoje prywatne pieniądze na różnego rodzaju gadżety, flagi, szybko awansował i zajął bardzo korzystną pozycję, szybko został liderem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, które dysponuje mediami narodowymi, czyli taką wiązką mediów nacjonalistycznych i samym logiem i wartością rynkową hasła Marsz Niepodległości".
- Możliwe, że jego przeciwnicy polityczni twierdzą, że jego działalności biznesowe czy okołobiznesowe są dosyć wątpliwe (..). Oczywiście może być to paskudne szkalowanie, ale widzimy sytuację, którą państwo wykryli, która w jakiś sposób wpisuje się w ten obraz - powiedział gość TVN24.
- Wydaje mi się, że pan Bąkiewicz przenosi swoje zwyczaje biznesowe z działalności prywatnej na działalność polityczną - ocenił.
Witkowski: Bąkiewicz musi spodziewać się kontroli
Witkowski powiedział, że "z racji tak dużej aktywności, musi spodziewać się kontroli". - Niestety nasz polski rząd, tak skrupulatny w kontrolowaniu płacenia podatków, najwyraźniej przy panu Bąkiewiczu nie zauważa lub nie chce zauważać tego, że tutaj mogą występować liczne problemy z rzetelnością fiskalną - ocenił.
- Polski rząd bardzo intensywnie chciał kontrolować to, jakie podmioty wpłacają na organizacje pozarządowe, tu zaś pozwala absolutnie na luźną działalność organizacji, której finansowanie jest zupełnie niejasne i odbywa się przez jakieś zbiórki. W tym wypadku wpłacanie pieniędzy z zewnątrz przez podstawione osoby spoza kraju, mające potencjalnie interesy w destabilizacji sytuacji w Polsce, jest proste i oczywiste. Ale pan Bąkiewicz z kolegami najwyraźniej jest użyteczny dla rządu i takie kontrole nie są wedle rządu potrzebne - mówił Witkowski.
- Inni polscy przedsiębiorcy mają dużo gorszą sytuację i te kontrole są dużo intensywniejsze i przykre dla nich - dodał.
"Rzadko kiedy bierze się poważnie to, co mówią"
Jak powiedział, "ma wrażenie, że przy radykałach politycznych rzadko kiedy bierze się poważnie to, co mówią". - Mam wrażenie, że oni regularnie komunikują, co chcą zrobić, jak chcą zrobić, a my przyzwyczajeni trochę do polskich elit politycznych, które dużo mówią o tym, co zrobią, a potem to się nie dzieje, myślimy, że ci ludzie będą równie mało skuteczni w realizacji swoich opowieści politycznych - dodał badacz ekstremizmów politycznych.
- Ale przy wyborach prezydenckich i panu (Krzysztofie) Bosaku można było zauważyć ogromne zdziwienie elektoratu, który nagle stwierdził, że pan Bosak, który przez całą kampanię mówił o zakazie aborcji, prezentował ultrakonserwatywne poglądy, ma takie nadal i działa w ten sposób nadal - zaznaczył.
Dodał, że "nawet wyborcy byli zszokowani, że przecież oni głosowali na program ekonomiczno-polityczny, a to wszystko inne nie bardzo brali poważnie".
"Najwyższy czas zajrzeć do programów radykałów i potraktować je poważnie"
Zdaniem Witkowskiego "jest czas najwyższy, żeby zajrzeć do programów radykałów, przejrzeć je i potraktować je poważnie". - Ci ludzie głęboko wierzą, że ratują Polskę, świat przed zalewem antywartości. Są często bardzo niebezpieczni, ponieważ myślą, że powinni podjąć się najbardziej radykalnych kroków, żeby zatrzymać coś, co ich zdaniem niszczy świat, w którym żyją - mówił.
- Zalecałbym poważne traktowanie wypowiedzi pana Bąkiewicza, który regularnie komunikuje, jak to zamierza wypalać jakieś grupy żywym ogniem - powiedział Witkowski.
- Mamy organizację założoną niedawno, właściwie bez kontroli. Państwo kolejny materiał o tym robią, widzimy, jakie tam są treningi fizycznych ataków, obrony. Selekcja jest żadna, skoro można spokojnie tam umieścić dziennikarza. To pomyślmy sobie, że umieszczenie tam jednego, dwóch, trzech, pięciu prowokatorów, którzy będą podkręcać sytuację, którzy będą agresywni, którzy będą atakować jakieś grupy, jest żałośnie proste - podkreślił.
W jego ocenie "organizacja pana Bąkiewicza w demokracji powinna być poddana dużo większej kontroli". - Mam też wrażenie, że polski rząd absolutnie nie jest zainteresowany kontrolą w tym wypadku - powiedział.
Gdzie trafiły pieniądze ze zbiórki?
Robert Bąkiewicz, były działacz Obozu Narodowo-Radykalnego, w czasie gdy odbywały się protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, dotyczące zaostrzenia prawa aborcyjnego, a część demonstrujących weszła do niektórych kościołów, w tym również w czasie trwających nabożeństw, ogłosił powstanie Straży Narodowej. Mówił, że jego nowa formacja nie dopuści do tego, aby kolejny raz dochodziło do takich incydentów. Wezwał ochotników i zaapelował o pieniądze.
Zbiórka na rzecz nowo powstającej formacji rozpoczęła się na jednej z prywatnych internetowych platform. Zebrano ponad 340 tysięcy złotych. Zbiórka została przedłużona do końca roku. Jej cele zostały określone bardzo ogólnie. Są nimi: szkolenia, obozy, zakup sprzętu, szybka mobilizacja wolontariuszy. Szkolenia Straży Narodowej, których elementem jest walka wręcz i nauka strzelania z broni palnej, pokazał reporter TVN24, który przeniknął w struktury organizacji, w tym wziął udział w jednym z takich szkoleń.
Zrzutka na Straż Narodową nie jest zbiórką publiczną w rozumieniu polskiego prawa, więc organizator nie musi się publicznie i co do grosza rozliczyć z tego, na co przeznaczył z niej pieniądze. Nie wiadomo, na co Robert Bąkiewicz wydał bądź wyda zebrane środki, bo odmówił rozmowy z reporterem "Czarno na Białym" TVN24. Nie odpowiedział też na pytania wysłane pocztą elektroniczną.
Organizatorem zrzutki na Straż Narodową jest stowarzyszenie z Pruszkowa - Roty Niepodległości (na jej czele stoi Robert Bąkiewicz. Jest on również szefem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości). To samo stowarzyszenie jest właścicielem domeny internetowej Straży Narodowej. Roty Niepodległości to stowarzyszenie zwykłe. Nie musi rejestrować się w Krajowym Rejestrze Sądowym, nie składa też do KRS jawnych sprawozdań finansowych. O swoich finansach raportuje do urzędu skarbowego.
Reporter "Czarno na białym" chciał sprawdzić, skąd stowarzyszenie, które stać na zorganizowanie kampanii billboardowej, ma pieniądze. Jednak Izba Administracji Skarbowej w Warszawie uznała, że Roty Niepodległości to "indywidualny podmiot" i nie można udzielać informacji o finansach stowarzyszenia "z uwagi na obowiązującą tajemnicę skarbową".
Z kolei Stowarzyszenie Marsz Niepodległości to stowarzyszenie prawne i organizacja pożytku publicznego zarazem, zatem musi publikować sprawozdania finansowe ze swojej działalności. Wynika z nich, że Marsz Niepodległości każdego roku podwaja swoje przychody. Choć stowarzyszenie nie wykazuje dochodów z działalności gospodarczej, sprzedaje flagi, koszulki i książki. Jak ustalił dziennikarz "Czarno na białym" Artur Warcholiński, nie wystawia przy tym faktur VAT czy jakichkolwiek innych dowodów sprzedaży.
Źródło: TVN24