Czternastolatka zginęła na miejscu, a troje poważnie rannych nastolatków, którzy podróżowali tym samym samochodem, trafiło do szpitala. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że volkswagenem kierował 14-letni chłopiec. Do wypadku doszło na drodze wojewódzkiej numer 815 w województwie lubelskim.
We wtorek około godziny 17 w miejscowości Horodyszcze, między Wisznicami a Parczewem, osobowy volkswagen z czwórką nastolatków wyjechał z bocznej drogi i zderzył się z drugim samochodem.
Czternastolatka nie żyje
- Posiadane przez nas na chwilę obecną informacje wskazują, że 14-latek, wyjeżdżając z drogi podporządkowanej, prawdopodobnie nie udzielił pierwszeństwa przejazdu dla jadącego drogą wojewódzką 815 kierowcy opla - poinformowała w rozmowie z TVN24.pl nadkomisarz Beata Miszczuk z Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej.
W volkswagenie jechały cztery młode osoby. 14-letni kierowca, drugi 14-latek oraz 13-latek, którzy z poważnymi obrażeniami zostali przewiezieni do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Na miejscu zginęła 14-letnia dziewczyna, pasażerka samochodu. Obecnie trudno stwierdzić, czy jechała z tyłu, czy z przodu samochodu, oraz czy dzieci miały zapięte pasy bezpieczeństwa.
- Trwają czynności w celu wyjaśnienia, w jaki sposób nastolatkowie weszli w posiadanie tego pojazdu i w jaki sposób udało się im przejechać kawałek drogi – dodała Miszczuk.
Jaki dokładnie był to odcinek drogi, policja jeszcze nie ustaliła.
W dniu wypadku w Horodyszczach kapitan Mateusz Maleńczuk ze Straży Pożarnej w Białej Podlaskiej informował: - Po dojeździe służb ratowniczych okazało się, że zderzeniu uległy dwa samochody osobowe, volkswagen passat oraz opel sintra.
Kierowcy opla i dwóm osobom, które jechały tym samochodem, nic się nie stało.
Sąsiedzi: to ogromna tragedia
Mieszkańcy Horodyszcz po wypadku z nastolatkami mówią o wielkiej tragedii. Zanim na miejsce przyjechali ratownicy medyczni, pierwszej pomocy poszkodowanym dzieciom udzielali właśnie mieszkańcy okolicznych domów, którzy słyszeli zderzenie samochodów. Mówią, że dzieci, które przeżyły wypadek, były przytomne.
- Od sąsiada dowiedziałem się, że był na miejscu. Usłyszał wypadek, pobiegł i wyciągał te dzieciaki z samochodu. Mówił, że wyglądało to strasznie, ale pocieszające było to, że dawały oznaki życia - w rozmowie z reporterem TVN24 mówi pan Jakub.
Sąsiedzi, którzy znali rodziny nastolatków nie słyszeli też, żeby rodzice mieli z dziećmi jakieś problemy.
- Znałem ich. To moi koledzy i koleżanki. To ogromna tragedia dla wszystkich – dodaje Tomasz.
Autor: asty/now/nina/gp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24