„Dwóch jest prawdziwych lustratorów w IV Rzeczypospolitej. Macierewicz w Koronie i Braun na Dolnym Śląsku” – pisała kilka lat temu o prawicowym działaczu i reżyserze „Gazeta Wyborcza”. Dzisiaj Braun, który za swoje słowa o domniemanych agentach i zdrajcach, nie jeden raz musiał już tłumaczyć się w prokuraturach i przed sądami, zapowiada swoją kolejną walkę o „wywarcie istotnego wpływu na rzeczywistość”. – Kto wie, czy nie ostatnią – dodaje przy tym.
O Grzegorzu Braunie Polska przypomina sobie w ostatnich latach nie za sprawą jego filmów, ale kolejnych „mocnych” wypowiedzi i spektakularnych akcji. Ostatnią przeprowadził, nie bez wsparcia, kilka miesięcy temu – tuż po wyborach samorządowych. „Policja rozpoczyna wyprowadzanie manifestujących – czterech funkcjonariuszy wyniosło Grzegorza Brauna!!!” – pisali na swojej stronie internetowej przy okazji okupacji siedziby PKW „Solidarni 2010”. Podobno, gdy tych czterech policjantów niosło reżysera, ten trzymał w ręku różaniec.
Przeciwnik Unii, entuzjasta monarchii...
– Niewielu jest tak radykalnie myślących osób po prawej stronie polskiej sceny politycznej – mówią dzisiaj o Braunie nawet ci, którym w poglądach nie jest od niego za daleko.
Absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz – podyplomowo – Wydziału Radia i Telewizji na Uniwersytecie Śląskim. W czasach PRL młody i aktywny opozycjonista. Później dokumentalista, filmowiec. Wielki przeciwnik Okrągłego Stołu, który krótko po zakończeniu obrad krzyczał na Lecha Wałęsę we wrocławskiej Hali Ludowej, mając tłumy przeciwko sobie. Dzisiaj równie mocno przekonany o bezużyteczności Unii Europejskiej, którą często porównuje do Związku Radzieckiego. Mocnych porównań i ocen nie boi się od lat, co nie jeden raz zaprowadziło go już na salę sądową. Oto krótka charakterystyka najważniejszych cech, poglądów i dokonań Grzegorza Brauna.
W 2005 roku stworzył swój najbardziej znany dokument – „Plusy dodatnie, plusy ujemne” o domniemanej współpracy Lecha Wałęsy z SB. Jedna z kluczowych scen z tego filmu: Braun przeprowadza wywiad z byłym prezydentem. W pewnym momencie, kiedy atmosfera jest już bardzo gęsta, pyta: „Jak pan ocenia te dokumenty (podaje kopie materiałów na temat TW „Bolka”). "Tak je oceniam. Wystarczy panu?" - odpowiada Wałęsa przedzierając papiery. A na koniec wywiadu (który przerywa) rzuca jeszcze: „Zwijać żagle, nie ma was. Jak może śmieć, pytać mnie o takie rzeczy?!”
…Ale przede wszystkim wielki lustrator
Dokument o TW „Bolku” zaprowadził Grzegorza Brauna na salę sądową, z której jednak wyszedł zwycięski, bo sąd uznał, że nie musi on przepraszać byłego prezydenta. Za to Lech Wałęsa musi Brauna, m.in. za określenia, że film to „gniot”, a jego autor to „usłużny dziennikarz”.
Ale takie historie z happy endami reżyserowi zdarzały się „rzadziej” niż „częściej”. W 2008 r. Braun przegrał proces cywilny wytoczony mu przed wrocławskim sądem przez znanego językoznawcę prof. Jana Miodka. Również jemu zarzucił współpracę z SB.
W 2011 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim mówił z kolei o nieżyjącym arcybiskupie lubelskim, że „Józef Życiński, jako uczestnik życia publicznego w Polsce, był kłamcą i łajdakiem”.
„– Atak na śp. arcybiskupa Józefa Życińskiego na KUL, noszącym imię Jana Pawła II, jest radykalnym przekroczeniem zasad kultury i prawdy – odpowiadało wówczas prezydium Konferencji Episkopatu Polski.
Zdaniem KEP Braun posunął się „do oszczerstwa, które obciąża przede wszystkim sumienie mówiącego, ale także tych, którzy zgadzają się na tego typu wypowiedzi, a nawet je nagłaśniają”.
Próba kolejna, może ostatnia
Jedną z ostatnich głośnych spraw z udziałem Brauna był jego występ w prawicowym „Klubie Ronina” dwa lata temu, podczas którego mówił: „Kule powinny świstać, a mamy kabaret. Bo kolejny przesąd to wiara w pacyfizm. Wiara, że tu można cokolwiek załatwić, jak nie zostaną w sposób nagły, drastyczny wyprawieni na tamten świat z tuzin redaktorów '”Wyborczej”' i ze dwa tuziny drugiej gwiazdy śmierci mediów centralnych - TVN. Nie wspominam o etatowych zdrajcach ze starego reżimu [brawa na sali]. Jeśli się nie rozstrzela co dziesiątego, to znaczy: hulaj, dusza, piekła nie ma. Jeżeli nie karze się śmiercią za zdradę, to co?”
Po tych zdaniach warszawska prokuratura wszczęła nawet śledztwo ws. ewentualnego nawoływania do zbrodni przez Brauna. Ostatecznie jednak umorzyła postępowanie. Cały czas jednak ciążą na nim inne prokuratorskie zarzuty. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola twierdzi, że reżyser naruszył nietykalność cielesną funkcjonariusza podczas ekshumacji jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Decyzję o starcie w wyborach prezydenckich Braun podjął ponoć po tym, jak w ostatnim czasie dotarły do niego „liczne wyrazy poparcia ze strony Polaków”. Dlatego – jak napisał w oświadczeniu – podjął próbę „wykorzystania demokratycznej procedury do wywarcia istotnego wpływu na rzeczywistość polityczną w naszej ojczyźnie”. – Być może ostatnią – zastrzegł przy tym.
Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza", salon24.pl, PAP