Cezary Grabarczyk najgorszym ministrem, Michał Boni najlepszym. Czołowi publicyści wybrali ministrów rządu Donalda Tuska, którzy zasługują na reprymendę i na pochwałę. Reporterzy "Czarno na Białym" przedstawiają ich sylwetki.
Trzynastu dziennikarzy różnych mediów miało za zadanie wskazać po trzech najlepszych i najgorszych ministrów. Na niechlubnej liście pierwsze miejsce zajął Cezary Grabarczyk (12 pkt.), drugie Jolanta Fedak (11 pkt.), a na trzeciej pozycji znalazł się Jacek Rostowski (9 pkt.).
Za nieudolność
Dziennikarze przede wszystkim zarzucają ministrowi infrastruktury nieudolność w realizacji zadań. – Nieudolność w wypadku kolei, nieudolność w dziedzinie, nie nawet budowania autostrad, ale proponowania zmian prawnych, które to przyspieszą, jest na tyle poważna, że nadaje się on do usunięcia – stwierdza Piotr Semka ("Rzeczpospolita").
Cezary Grabarczyk nie ma sobie nic do zarzucenia. – Jak do tej pory nikt sobie nie radził z budową dróg, z przebudową dworców. My sobie radzimy – stwierdza minister. Kolejowa rzeczywistość nie jest jednak tak różowa.
Kiedy w grudniu zmienił się rozkład jazdy pociągów, zapanował chaos. Efektem tego było odwołanie prezesa zarządu PKP. Było wprawdzie głosowanie nad wotum nieufności dla Grabarczyka, ale minister ocalał. Przeciw wnioskowi głosowało 229 posłów, za 192.
"Autostrady nie leżą na półkach"
Cezary Grabarczyk przyznaje, że nie wszystkie wyborcze obietnice uda mu się spełnić, ale zapewnia, że efekty tego, co już zostało rozpoczęte, wkrótce będą widoczne. – Nie ma sklepu, gdzie autostrady leżą gotowe na półkach. To jest proces. Ale każdy, kto jeździ dziś po Polsce, widzi ile dróg jest w budowie – stwierdza minister.
W tym momencie w budowie i przebudowie jest 1450 km dróg krajowych. Trwają prace przy budowie 737 km autostrad, 545 km dróg ekspresowych i 13 obwodnic. Modernizowanych jest ponad 1200 km torów kolejowych. Z planowanych po wyborach 3 tys. km dróg krajowych i autostrad nie uda się do 2012 roku wybudować prawie 40 proc.
Wszystko przez kryzys
Takie drastyczne ograniczenie planu budowy dróg minister tłumaczy kryzysem ekonomicznym. Choć zdaniem tych, którzy uważają ministra infrastruktury za najgorszego ministra, nie wykorzystał on wszystkich możliwości. Chodzi o dodatkowe 5 mld zł., które trafiły do budżetu z NBP.
- Mamy nadwyżkę blisko 5 miliardów, minister Grabarczyk powinien stanąć na głowie, by te pieniądze nie poszły do wspólnego wora, tylko żeby poszły właśnie na inwestycje drogowe – stwierdza Janusz Rolicki ("Fakt").
Zabrał kolejom
By ratować inwestycje drogowe, minister Grabarczyk zdecydował się na przesunięcie części dotacji z Unii Europejskiej, które miały być przeznaczone na kolej.
- To jest taki historyczny błąd. Myślę, że będziemy za ten błąd ministra Grabarczyka płacili dużo większą cenę, niż za to, że zaakceptował zły podział spółek kolejowych. Inwestowanie w transport zbiorowy jest jednym z podstawowych elementów przyszłości każdego kraju w Europie – uważa Jacek Żakowski ("Polityka").
Czy minister Cezary Grabarczyk będzie zaskoczony tak słabą oceną? Raczej nie. – Każdy minister infrastruktury jest saperem, który stąpa po polu minowym – mówi szef resortu infrastruktury.
Tytan pracy Boni
Minister Michał Boni, w przeciwieństwie do Cezarego Grabarczyka, został wybrany przez publicystów najmocniejszym ogniwem rządu Donalda Tuska. Minister bez teki uważany jest za tytana pracy.
- Premier mu dawał wszystkie najbardziej odpowiedzialne zadania. Kiedy wybuchła afera hazardowa, to on zajmował się jej wyjaśnianiem. Kiedy doszło do katastrofy smoleńskiej, to on pomagał rodzinom ofiar – wymienia Andrzej Stankiewicz ("Newsweek").
- Właściwie jest takim chłopcem na posyłki, który musi odwalać najcięższą robotę – stwierdza Dominika Wielowieyska ("Gazeta Wyborcza"). - Winston Wolf wchodził i mówił: ja rozwiązuję problemy. Z Bonim jest podobnie – chwali Konrad Piasecki (TVN24 i RMF FM).
Czekolada i Marilyn Monroe
Sam minister nie uważa się za człowieka od zadań specjalnych. - Wszyscy mamy tak samo wypełnione plecaki tymi ciężarami. Ja myślę, że mam go skrojony na swoją miarę. Proszę pamiętać, że ja jestem w kancelarii i jestem najbliżej premiera. Nie muszę dojeżdżać, żeby przedyskutować jakąś kwestię – mówi Boni.
Wyznaje jednak, że w szufladach gabinetu ma poukrywane czekolady "by się wzmocnić", bo czasem nie ma nawet czasu by wyjść coś zjeść. Także z powodu ilości czasu, który spędza w kancelarii, Michał Boni zaadaptował odpowiednio swój gabinet. - Jak człowiek spędza w jakimś miejscu dużo czasu, to musi to miejsce lubić, musi być oswojone – tłumaczy minister i pokazuje album zdjęć Marilyn Monroe, którą, jak wyznaje, "bardzo lubi".
Porażka, czy nie?
Niektórzy uważają Michała Boniego za "szarą eminencję" przy premierze. Zdaniem ministra nie jest on taką postacią, bo przecież premier nie zawsze słucha jego sugestii, np. w przypadku reformy emerytalnej. Minister chciał, by składki do OFE wzrosły do 5 proc. po 2018. Donald Tusk wybrał jednak rozwiązanie Jolanty Fedak i Jacka Rostowskiego.
- I to jest problem, bo ja bym wolał żeby premier słuchał częściej Michała Boniego, a nie Jacka Rostowskiego – wyznaje Stankiewicz. Według komentatorów, odrzucenie propozycji ministra bez teki była jego porażką. Sam Boni jednak tak nie uważa. - Ktoś powie: skoro bronił OFE, a wygrało inne rozwiązanie, to poniósł porażkę. Ja tak tego nie obieram, bo udało nam się wybrać, na ten czas, rozwiązanie optymalne – ocenia minister.
Autor raportów
Publicyści zgodnie twierdzą, że Boniemu chodzi przede wszystkim o długofalowe planowanie, a nie doraźne rozwiązanie. - Jest autorem raportu "Polska 2030", gdzie szuka się odpowiedzi jak Polska będzie wyglądała za dwie dekady – zwraca uwagę Stankiewicz.
Dzięki wielu napisanym raportom i przedstawionym strategiom, dzięki wielu zagaszonym konfliktom mówi się, że Michał Boni to mózg Donalda Tuska. O tym, że ten człowiek jest niezwykle ważny dla rządu świadczy też fakt, że nawet ujawniona współpraca z SB nie przeszkodziła mu w objęciu stanowiska ministra.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24