Nie doszło do ugody między Geraldem Birgfellnerem a Jarosławem Kaczyńskim w sprawie zwrotu 50 tysięcy złotych - orzekł warszawski sąd rejonowy. Chodzi o pieniądze, które austriacki biznesmen, jak twierdzi, przekazał prezesowi PiS w związku z przygotowaniem inwestycji pod budowę wieżowca przez spółkę Srebrna. - Nie było woli zawarcia ugody, w związku z czym zakończyliśmy ten etap procedury. Teraz będziemy kierować sprawę w trybie kontradyktoryjnym, czyli składać krótko mówiąc normalny pozew - zapowiedział Roman Giertych, jeden z pełnomocników Birgfellnera.
We wtorek w warszawskim sądzie rejonowym odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie, którą austriacki biznesmen Gerald Birgfellner wytoczył prezesowi Prawa i Sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu. Było to posiedzenie w przedmiocie "zawezwania do próby ugodowej". W sądzie nie pojawił się Kaczyński, nie był obecny także jego pełnomocnik.
W postępowaniu chodzi o wątek 50 tysięcy złotych, które - jak zeznał w prokuraturze Birgfellner - miał wręczyć w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu. Sprawa ma związek z tak zwanymi taśmami Kaczyńskiego i budową w Warszawie wieżowca przez spółkę Srebrna.
Jeszcze przed rozprawą Giertych mówił, że "to jest sprawa cywilna, nie karna". - W tej sprawie domagamy się zwrotu nienależnego świadczenia, które zdaniem mojego klienta przyjął pan Jarosław Kaczyński w formie 50 tysięcy złotych i mamy nadzieję na zwrot tych pieniędzy - wyjaśniał.
"Do zawarcia ugody nie doszło i to kończy sprawę"
- W naszym przekonaniu stan faktyczny tej sprawy jest oczywisty. Nasz mocodawca złożył w tej sprawie zeznania w postępowaniu karnym, również nas powiadomił, że wręczył Jarosławowi Kaczyńskiemu 50 tysięcy złotych w kopercie celem przekazania tych pieniędzy księdzu. Wydaje się, że doszło do wpłacania kwoty, która jest kwotą nieuzasadnioną i zgodnie z zasadami Kodeksu cywilnego w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze świadczeniem nienależnym, osoba, która takie świadczenie wpłaciła, ma prawo domagać się jego zwrotu - argumentował przed sądem Giertych. Jak dodał, w planowanej ugodzie chciano zaproponować Kaczyńskiemu zrzeczenie się odsetek od żądanej kwoty.
Sędzia Agnieszka Krasowska kończąc wtorkowe posiedzenie sądu stwierdziła, że "do zawarcia ugody nie doszło i to kończy sprawę". Jak zaznaczyła, uczestnik postępowania, czyli Jarosław Kaczyński, ustanowił pełnomocnika, który w "piśmie procesowym wskazał, że wobec negowania przez uczestnika stanu faktycznego" oraz wywodów prawnych pełnomocników Austriaka nie jest możliwe zawarcie jakiejkolwiek ugody.
"Nie było woli zawarcia ugody"
Jak przekazał dziennikarzom po posiedzeniu sądu Giertych, "teraz decyzja będzie należała do naszego mocodawcy, czy skierować sprawę do sądu polskiego, czy też austriackiego o zwrot tych środków".
- Nie stawił się pan Jarosław Kaczyński na posiedzeniu, nie było woli zawarcia ugody, w związku z czym zakończyliśmy ten etap procedury. Teraz będziemy kierować sprawę w trybie kontradyktoryjnym, czyli składać krótko mówiąc normalny pozew - zapowiedział mecenas.
Wyjaśniał, że "zgodnie z przepisami postępowania cywilnego wymagane jest od osoby składającej pozew udowodnienie jakiejś formy działalności przed pozwem zmierzającej do ugodowego załatwienia sprawy. Mogą być różne formy takiej próby ugodowej, myśmy poszli drogą sądową, ale niestety z drugiej strony nie było woli zawarcia takiej ugody".
- Oczekujemy też, że na dniach prokuratura podejmie decyzję w sprawie wszczęcia lub ewentualnej odmowy wszczęcia postępowania karnego - dodał pełnomocnik Birgfellnera.
"Czekamy z nadzieją, że kiedyś wymiar sprawiedliwości z panem Kaczyńskim się zetknie"
Drugi pełnomocnik Austriaka, mecenas Jacek Dubois, nawiązał do innego wątku tak zwanych taśm Kaczyńskiego. Pod koniec stycznia w prokuraturze pełnomocnicy Birgfellnera złożyli zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS. Dotyczyło ono braku zapłaty za złożone austriackiemu biznesmenowi zlecenie związane z przygotowaniami do budowy wieżowca w Warszawie.
Pełnomocnicy Austriaka konsekwentnie domagają się wszczęcia śledztwa, natomiast prokuratura prowadzi w tej sprawie postępowanie sprawdzające od ponad pół roku.
- My się czujemy tak trochę w świecie beckettowskim, bo złożyliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w styczniu i liczyliśmy, że pan Jarosław Kaczyński dostanie od wymiaru sprawiedliwości szansę, żeby przedstawić swoją wersję. Mamy ósmy miesiąc, kiedy nie został wezwany tam, gdzie powinien, czyli do prokuratury celem złożenia zeznań i również nie stawia się tutaj, czyli tak właśnie, jak u Becketta czekamy na tego Godota. Czekamy z nadzieją, że kiedyś wymiar sprawiedliwości z panem Kaczyńskim się zetknie - powiedział Dubois.
Jego zdaniem "prokuratura nie działa, prokuratura nie podejmuje obowiązków, sąd natomiast jest przez pana prezesa lekceważony".
Taśmy Kaczyńskiego
"Gazeta Wyborcza" 29 stycznia 2019 roku opublikowała pierwszy stenogram nagrania rozmowy z udziałem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera, dotyczącej planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. Złożone pod koniec stycznia w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS, dotyczy braku zapłaty za złożone austriackiemu biznesmenowi zlecenie, związane z przygotowaniami do tej budowy.
W połowie lutego "Gazeta Wyborcza" podała zaś, że austriacki biznesmen Gerald Birgfellner zeznał w prokuraturze, iż Jarosław Kaczyński nakłonił go do wręczenia 50 tysięcy złotych księdzu z rady fundacji, która jest właścicielem spółki Srebrna. Wezwanie do dobrowolnego zwrotu tej kwoty wysłał do prezesa PiS pełnomocnik austriackiego biznesmena Roman Giertych. Później poinformował, że wezwanie do Kaczyńskiego nie dotarło "pomimo dwukrotnego awizo" i sprawa została skierowana do sądu.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Łukasz Łapczyński tłumaczył w marcu odnosząc się do tej kwestii, że zeznania złożone dotychczas przez austriackiego biznesmena "są nieścisłe, ogólne i niepełne". - Budzą wątpliwości i dlatego wymagają szczegółowej weryfikacji i analizy pod względem ich wiarygodności – dodał. Według Łapczyńskiego austriacki biznesmen "najczęściej zasłania się niepamięcią i udziela zdawkowych informacji". Prokuratura przyznaje, że Birgfellner o "rzekomym przekazaniu koperty z pieniędzmi wspomniał na drugim przesłuchaniu", czyli 13 lutego, jednak "na szczegółowe pytania prokuratora nie potrafił udzielić informacji". Kolejne informacje na temat przekazania 50 tys. zł Austriak miał podać podczas przesłuchania 13 marca. Według prok. Łapczyńskiego "ani za pierwszym, ani za drugim razem nie wyjaśnił, komu miałby przekazać pieniądze, ani kto miał być tego świadkiem".
Autor: akr\mtom\kwoj / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24