Jeżeli stanąłbym na czele strajku, to ten strajk mógłby zakończyć się inaczej. Choćby użyciem siły. A cała taktyka, którą wtedy pilnowałem i była realizowana, była taka, żeby drugiej strony nie dociskać do ściany - mówił we "Wstajesz i weekend" obecny senator Koalicji Obywatelskiej Bogdan Borusewicz. Był on jednym z organizatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku, na którego czele stanął Lech Wałęsa. - Cały czas byliśmy jedną grupą i te zasadnicze decyzje były podejmowane wspólnie - zaznaczył działacz opozycji w czasach PRL.
30 sierpnia 1980 r. podpisano pierwsze z czterech porozumień zawartych pomiędzy strajkującymi robotnikami a rządem PRL, nazywane Porozumieniem Szczecińskim. Kończyło ono sierpniowe strajki 1980 r. na Pomorzu Zachodnim. Kolejne porozumienie podpisano następnego dnia w Gdańsku. Porozumienia Sierpniowe doprowadziły do powstania NSZZ "Solidarność" - pierwszej w krajach komunistycznych, niezależnej od władz, legalnej organizacji związkowej - i stały się początkiem przemian z 1989 r. - obalenia komunizmu i wyjścia z systemu jałtańskiego.
Pierwsze strajki latem 1980 r. były reakcją na podwyżki cen mięsa i wędlin wprowadzone przez ówczesną ekipę Edwarda Gierka. W połowie sierpnia 1980 r. zaczęły się zaś strajki na Wybrzeżu. Strajk w Stoczni Gdańskiej zorganizowali działacze Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża.
"Cały czas byliśmy jedną grupą i te zasadnicze decyzje były podejmowane wspólnie"
Obecny senator Koalicji Obywatelskiej i wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz, który był jednym z organizatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku, wspominał we "Wstajesz i weekend" wydarzenia sprzed 40 lat.
- Ja byłem liderem do strajku, tej grupy, która ten strajk organizowała. Ja go przygotowałem i odpaliłem. A potem byłem cały czas w strajku, pilnowałem, żeby nie popełnić żadnego błędu i żeby iść do przodu. Lech Wałęsa został liderem w czasie strajku, był już liderem strajkowym - wyjaśniał.
Jak mówił gość TVN24, "liderem został ten, który najlepiej się w tej roli czuł i wiedział, o co chodzi". - To nie było tak, że ja wskazywałem palcem, kto będzie prowadził ten strajk, kto będzie liderem. Cały czas byliśmy jedną grupą i te zasadnicze decyzje były podejmowane wspólnie przez tę grupę, którą zorganizowałem wcześniej - Wolnych Związków Zawodowych - kontynuował Borusewicz.
"Cała taktyka była taka, żeby drugiej strony nie dociskać do ściany"
Obecny senator KO wskazywał, że nie mógł stanąć na czele strajku, ponieważ był członkiem Komitetu Obrony Robotników. - Organizacji jawnej, ale nielegalnej, którą ówczesna władza uważała za największego wroga, największego przeciwnika - podkreślił Borusewicz.
- Jeżeli stanąłbym na czele strajku, to ten strajk mógłby zakończyć się inaczej. Choćby użyciem siły. A cała taktyka, którą wtedy pilnowałem i była realizowana, była taka, żeby drugiej strony nie dociskać do ściany. (…) Bezpieka wiedziała oczywiście, że ja jestem tutaj i co to za grupa kieruje strajkiem, ale nie można było dociskać do ściany, bo chodziło o rzeczy większe, a nie jakieś interesy osobiste - kontynuował. Według opozycjonisty z czasów PRL, "nikt nie miał wtedy interesu osobistego, dlatego że nie było interesem osobistym, w razie przegrania, pójść na wiele lat do więzienia". - A taka była perspektywa, w razie przegrania tego strajku wszyscy byśmy poszli do więzienia - wyjaśniał.
"Tylko w Gdańsku udało się mi stworzyć grupę opozycyjną, robotniczą"
Borusewicz wspominał, że "chociaż były w różnych miejscach - i w Katowicach, i w Szczecinie - próby tworzenia takiego środowiska robotniczo-inteligenckiego, czyli dotarcia do robotników, to tylko w Gdańsku udało się to zrobić".
- Tylko w Gdańsku udało się mi stworzyć grupę opozycyjną, robotniczą. To wymagało oczywiście wielu wysiłków, dwuletniej pracy, więc ten strajk nie zrobił się z niczego. On wyglądał tak, dlatego że my z opozycji ten strajk wywołaliśmy, konkretnie ja wywołałem, i my prowadziliśmy ten strajk od początku do końca, nasza grupa - przekonywał.
- Dlaczego on miał taki zasięg i siłę? Dlatego, że wszyscy tutaj pamiętali grudzień 1970 roku. I nie trzeba było tłumaczyć, czym jest ówczesna władza. Że ona opiera się na sile i kłamstwie - mówił dalej obecny senator. Przywołał wydarzenia z grudnia 1970 roku, kiedy wybuchł inny strajk w Stoczni Gdańskiej. Wywołał on falę strajków i manifestacji ulicznych, które objęły większość Wybrzeża i przybrały charakter powstania robotniczego, krwawo stłumionego przez komunistyczne władze.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24