|

"Jak słyszę, że Kaczyński grał pierwsze skrzypce podczas strajku, to łapię się za głowę"

Mam go na zdjęciu. Tylko jednym. Z ostatniego dnia strajku w Stoczni Gdańskiej. Siedzi smutny na uboczu w sali BHP. Nawet nie wiedziałem, kogo fotografuję. Skupiałem się na innej osobie, a Kaczyński - tak wyszło - zmieścił się przez przypadek w kadrze - opowiada o Lechu Kaczyńskim Chris Niedenthal w "Rozmowach polsko-niepolskich" Jacka Tacika.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Niedenthal jest jednym z najbardziej cenionych fotoreporterów europejskich. Pracował między innymi dla tygodników "Newsweek", "Time" czy "Der Spiegel". Laureat nagrody World Press Photo w 1986 roku za portret sekretarza generalnego Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej Janosa Kadara, który trafił na okładkę "Time’a". Był pierwszym zachodnim fotoreporterem, którego wpuszczono do Stoczni Gdańskiej podczas strajku.

Urodził się w Londynie w rodzinie polskich emigrantów wojennych. Po studiach zdecydował się jednak wrócić do Polski. - Nawet nie wiem, jak to się dokładnie stało. Może pociągała mnie ta wasza żądza wolności? - zastanawia się.

Jacek Tacik: Za nami rocznica Porozumień Sierpniowych…

Chris Niedenthal: …bez porozumień.

Znowu podzieleni. Z jednej strony Lech Wałęsa, z drugiej rząd Prawa i Sprawiedliwości. I to w sali BHP, w której legendarny lider Solidarności podpisał 31 sierpnia 1980 roku cztery porozumienia z rządem PRL.

Wygląda na to, że ta rocznica już zawsze będzie dzielić. Życie pokazało, że jestem naiwny, bo po 1989 roku byłem przekonany, że Polska stanie się normalnym krajem, że będzie dobrze, że zła bajka ładnie się skończy. Jednak od 2015 roku, czyli od przejęcia władzy przez PiS, mamy nagły zwrot akcji. Myśleliśmy, że dotarliśmy do happy endu, a tu wszystko zaczęło się psuć. Scenografia opadła, rekwizyty się popsuły. Na scenie pojawili się nowi aktorzy z wykrzywionymi gębami.

Może dla dziennikarzy to jest nawet dobre? Coś się dzieje, jest o czym mówić. Ale dla kogoś, kto ma już swoje lata i chciałby odpocząć, to problem. System polityczny, który obserwowałem jako nastolatek, znowu tu jest.

NIEDENTHAL_3
"Jest mi strasznie trudno uwierzyć, że po 30 latach to wszystko się zepsuło"
Źródło: TVN24

…że komunizm?

Komuna, którą znamy sprzed czterech dekad, raczej już nigdy nie wróci. Ale mechanizmy, które ją napędzały, są używane przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Sklepy dzisiaj są pełne, można podróżować, ale idea i sama ideologia to nawiązanie do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Pan tak nie uważa?

Jeden przywódca, jedna partia?

Zwykły cynizm.

I stąd ta niechęć do Wałęsy?

Każda dyktatura próbuje zmienić historię. Tak było i jest także w Polsce. Dla PiS-u Wałęsa jest niewygodny. Krytykuje partię, jej prezesa i - to chyba najważniejsze - jest bohaterem, a bohaterem ma być ktoś inny.

Mam go na zdjęciu. Tylko jednym. Z ostatniego dnia strajku w Stoczni Gdańskiej. Siedzi smutny na uboczu w sali BHP. Nawet nie wiedziałem, kogo fotografuję. Skupiałem się na innej osobie, a Kaczyński - tak wyszło - zmieścił się przez przypadek w kadrze.

Dopiero po kilkunastu latach ktoś zwrócił uwagę, że to prezydent Polski. Gdy słyszę, że grał pierwsze skrzypce podczas strajku, to łapię się za głowę. On nie istniał. Numerem jeden był Lech Wałęsa i nikt już tego nie zmieni.

Pan to widział?

Jak tylko zaczął się strajk, zadzwonił do mnie znajomy brytyjski dziennikarz. Chciał, żebym z nim poleciał do Gdańska. Wie pan, nie byłem dla niego konkurencją: on - reporter, ja - fotograf. To się zgadzało, żadnego konfliktu interesów. Następnego dnia byliśmy przed zamkniętą bramą stoczni. Stoczniowcy nikogo nie wpuszczali, a już na pewno nie zachodnich dziennikarzy. Każdy mógł być szpiegiem, pracować dla milicji, działać na szkodę robotników.

Zaczęła się batalia. Proszenie, tłumaczenie, przekonywanie. W końcu ustąpili. Zgodzili się jednak tylko na mojego kolegę. Facet z aparatem wydawał im się najwyraźniej większym zagrożeniem. Zdjęcie to niezbity dowód. Jemu nie da się zaprzeczyć. Co innego słowo pisane. Można je podważyć.

Problem w tym, że zaprzyjaźniony reporter nie mówił ani słowa po polsku. Potrzebował tłumacza. I w tym zauważyłem szansę dla siebie. Dogadaliśmy się, że nie wyjmę aparatu z torby. Moją rolą miało być tłumaczenie z polskiego na angielski. Aż tyle i tylko tyle. Dostałem zgodę.

Usiadłem obok faceta z wąsem. Nie miałem pojęcia, kim jest. Przysłuchiwałem się, w jaki sposób negocjuje z dyrektorem stoczni, dopiero później dołączył rząd. Był dobry. Miał gadane. Spodobał mi się.

Tłumaczyłem to, co mówił, mojemu koledze. Na ile potrafiłem. Szybko zrozumieliśmy, że na naszych oczach dzieje się historia.

NIEDENTHAL_5
"Słuchaj, coś się dzieje w Gdańsku, może pojedziemy?"
Źródło: TVN24

Zrobił pan zdjęcie?

Tak, złamałem dane słowo. Inaczej nie mogłem postąpić. To, co się działo, trzeba było uwiecznić.

Byłem w stoczni w drugi dzień strajku i przez kilka ostatnich dni. Ale już wtedy zjechały się media niemal z całego świata. Każdy wiedział, kim jest mężczyzna z wąsem, że trzeba go fotografować i trzymać się go blisko. Zresztą Wałęsa miał wyczucie. Rozumiał, że zainteresowanie dziennikarzy mu służy. I dawał się chętnie fotografować, udzielał wywiadów, był w centrum zainteresowania.

Już po strajku jeździło się do niego do domu na Zaspie w Gdańsku-Wrzeszczu. To były zdjęcia z całą rodziną. Po wyjściu z bloku trzeba było się dać spisać milicji. I trafiało się na jakąś listę. Trzymałem się z dala od polityki. Po prostu robiłem fotografie, ale i tak - jak się okazało po latach - miałem swoją teczkę. I to nawet dość grubą. Wszystko jest w IPN-ie.

Czuł pan, że komuna upadnie?

Nie, wręcz przeciwnie. Nikomu nie mieściło się w głowie, że Związek Radziecki może się rozpaść. Bałem się, że Wałęsa, któremu z całego serca kibicowałem, doprowadzi do katastrofy i że strajk zakończy się niewesoło.

I tak się zakończył.

O tym, że będzie stan wojenny, dowiedziałem się w nocy z soboty na niedzielę, z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Zadzwonił do mnie kolega fotograf. Byłem w Warszawie. Wziąłem aparaty i razem ruszyliśmy na ulicę Mokotowską.

Niewiele dało się zrobić, tej nocy ulicę zamknięto. Widzieliśmy wojsko, milicję. Ludzie chowali się po domach. Chociaż później jeszcze tego samego dnia odbyła się procesja z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z kościoła świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu do innej świątyni. Pamiętam, że razem z wiernymi szedł ksiądz Jerzy Popiełuszko. Nikt nie reagował. Ani milicja, ani wojsko.

Przez pierwsze tygodnie stanu wojennego nie pokazywałem się z aparatem na ulicy. To było zabronione i zbyt ryzykowne. Zdjęcia robiłem z okien kamienic, tak żeby być niemal niewidzialnym.

I tak powstało pana najsłynniejsze zdjęcie: kino Moskwa i premiera "Czasu Apokalipsy" z samochodem opancerzonym na pierwszym planie?

Był mróz, a ja pociłem się ze strachu. Jechaliśmy samochodem z moim polskim kolegą - tym, który wyciągnął mnie z domu w nocy z 12 na 13 grudnia - i jeszcze z fotografem ze Stanów Zjednoczonych. Auto sunęło Rakowiecką i wpadło w Puławską. Na skrzyżowaniu zauważyłem kino, nazwę filmu i żołnierza, który kierował ruchem. Pierwsze zdjęcie zrobiłem przez szybę. Zatrzymaliśmy się i pobiegliśmy do bramy kamienicy, która stała niemal naprzeciwko budynku. Dopiero wtedy, na pierwszym planie, zobaczyłem opancerzony wóz. Wszystko się zgadzało. Wystarczyło zrobić zdjęcie. 

I gdzie ono trafiło?

Pracowałem dla "Newsweeka". Dlatego moje zdjęcia najpierw drukował tygodnik, a dopiero później trafiały do agencji i mogły być publikowane w innych gazetach. W wypadku tego konkretnego zdjęcia był jednak inny problem. Stosunkowo łatwo było je zrobić, trudniej dostarczyć do redakcji w Nowym Jorku.

Polska - z powodu stanu wojennego - była zamknięta. Z lotniska nie latały samoloty. Telefony były wyłączone, a granice były dobrze strzeżone. Gdybym chciał wyjechać, najprawdopodobniej już bym nie mógł wrócić. Dlatego musiałem wymyślić inny sposób na dostarczenie negatywów do USA. Na Dworcu Gdańskim w Warszawie, bo to stamtąd ruszały pociągi na zachód, w ostatnim momencie znalazłem przypadkowego studenta z Niemiec. Nie musiałem go za bardzo wtajemniczać. Rozumiał, o co chodzi. Zgodził się. Modliłem się tylko, żeby kontrola po stronie polskiej i wschodnioniemieckiej nie była zbyt dociekliwa.

Mężczyzna dotarł bezpiecznie do siebie do domu w małej miejscowości na południu Niemiec Zachodnich. Zadzwonił do redakcji "Newsweeka" w Bonn. Kurier na motorze ruszył po przesyłkę. Z Bonn - już samolotem - poleciała dalej do Nowego Jorku. I była na czas. Moje zdjęcie zostało wydrukowane.

Przepustka do kariery?

Zaczęło się od pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. To wtedy moje zdjęcie trafiło na okładkę "Newsweeka". Zacząłem być rozpoznawalny w branży. Byłem zresztą wtedy jedynym zachodnim fotoreporterem w Polsce.

Euforia z powodu przyjazdu papieża Polaka była nie do opisania. Kolejne pielgrzymki już nie miały w sobie aż takiej energii. Były inne.

Jakie?

Po prostu inne. Może dlatego, że ten pierwszy raz to jednak pierwszy raz? Kiedy Wojtyła został papieżem, wsiadłem z kolegą do auta i całą noc jechaliśmy do Wadowic, z których pochodził Ojciec Święty. Spodziewałem się, że ludzie wyjdą na główny plac miasta, że będzie radość, świętowanie, a zamiast nich pustki. Nie powiem, ale byłem bardzo rozczarowany. Liczyłem na dobre zdjęcia.

NIEDENTHAL_2
"Teraz, jak już nie pracuję, uważam, że mam prawo głosić moje poglądy"
Źródło: TVN24

Co się stało?

Może - oglądając dziennik telewizyjny - przeoczyli informację o wyborze nowego papieża, podaną między materiałem o rekordowej sprzedaży traktorów a fantastycznym zbiorze ziemniaków?

Brzmi znajomo.

TVP to kopia telewizji, którą znamy sprzed 1989 roku. Ja już panu powiedziałem, ale mogę powtórzyć: staczamy się w otchłań totalitaryzmu. Polacy wywalczyli wolność, demokrację i nie wyciągnęli z przeszłości żadnych wniosków. No bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że zgadzają się na upolitycznianie sądów, łamanie konstytucji, nie wyciągają wniosków z politycznej korupcji i przymykają oko na niszczenie wolnych mediów.

TVN?

Próba zamknięcia niezależnej telewizji to nic innego, tylko droga do dyktatury. PiS boi się krytyki, dlatego stara się uciszyć wolnych dziennikarzy. Jestem przekonany, że TVN sobie poradzi i wybrnie z tego, ale już sam pomysł, idea i projekt ustawy to sygnał alarmujący dla społeczeństwa, które powinno pogonić Kaczyńskiego.

PiS ma się dobrze.

No bo mniejsza większość jest większa niż większa mniejszość. Ja wiem, że to trochę skomplikowane.

Jak to rozumieć?

Trudno mi uwierzyć, że w Polsce żyje tak wielu ludzi, którzy robią to, czego oczekuje od nich PiS. Kaczyński opowiada banialuki. Jak można w to wierzyć? Nie chcę tutaj wyjść na zacietrzewionego, starszego pana, który tylko ględzi i narzeka. Staram się być otwarty, ale uważam, że ta większość, która popiera rząd, to jednak mniejszość, i że ta mniejsza większość będzie coraz mniejsza.

NIEDENTHAL_4
"Sam fakt, że ten pomysł powstał, to już jest niezdrowy pomysł"
Źródło: TVN24

Totalny opozycjonista?

Gdybym dalej pracował dla "Newsweeka" lub innej gazety, nie dałbym się namówić na tego typu rozmowę. Dziennikarz, w pewnym stopniu także fotoreporter, musi być neutralny, obiektywny. Ale ja już nie pracuję dla nikogo, jestem w sumie na emeryturze i mogę mówić to, co uważam za słuszne.

Znalazłem w sieci artykuł. To jego lead: "Chris Niedenthal zbyt polityczny. Wystawa wybitnego fotoreportera została odwołana z powodu zawartych treści politycznych. Wystawa nie może zostać pokazana w galerii miejskiej zespołu szkół plastycznych w Rzeszowie".

No cóż… I to było rok temu, a nie 30 lat temu.

Rozmawia pan z wyborcami PiS?

Już nie. Kaczyński rozpruł kraj na dwie części. Tracimy znajomych, przyjaciół, niektórzy przestają utrzymywać kontakty z rodziną.

Także pan?

Nie jestem tu wyjątkiem. Mam wielu, czy raczej miałem wielu przyjaciół, z którymi przestałem rozmawiać. Poróżniła nas polityka. Pokłóciliśmy się o Kaczyńskiego. Ja myślę, że zwariowali, a oni, że mnie odbiło.

To co z tym Kaczyńskim?

Myśli, że jest patriotą, a szkodzi Polsce. Każda jego decyzja prowadzi do powolnej destrukcji tego kraju. Dryfujemy od kilku lat w kierunku Wschodu. Zachodni brzeg już dawno straciliśmy z pola widzenia.

Mam nadzieję, że jego czas się kończy. A może to coś więcej niż tylko nadzieja? Raczej obserwacja.

Skąd?

Od 2015 roku, gdy PiS doszło do władzy, a na place i ulice wyszły tłumy ludzi, żeby protestować przeciwko decyzjom rządu, odkurzyłem swoje aparaty i - tak jak w latach osiemdziesiątych - poszedłem robić zdjęcia.

Zobaczyłem troskę ludzi o swój kraj. Marzyli o normalnej, może trochę nudnej Polsce, a dostali Kaczyńskiego. Na ich twarzach dostrzegłem nadzieję, że znowu będzie normalnie. Gdyby w to nie wierzyli, nie wyszliby z domów.

Dużo było tych protestów.

Bardzo dużo. Jeden z nich zapadł mi w pamięci bardziej niż inne: Marsz Tysiąca Tóg. Był szczególny. Może dlatego, że przeszedł w zupełnej ciszy? Prawnicy, sędziowie przebrani w swoje stroje. Inna powaga, zupełnie inne zdjęcia. Działały na wyobraźnię.

Odżyły wspomnienia?

Kiedy biegałem z aparatem w latach osiemdziesiątych, wszystko było inne. Przede wszystkim demonstracje były nielegalne. Fotograf budził niepokój. No bo może szpieg czy ubek. Dlatego nie robiłem zdjęć z bliska. Trzymałem dystans. Teraz jest inaczej. Skupiam się na twarzach ludzi. Szukam czegoś ciekawego.

A rozmawia pan z ludźmi?

Jestem małomówny. A do tego zajęty pracą. Ale czasem zdarzy się, że ktoś mnie rozpozna, poprosi o autograf. To niesamowite, ale ludzie - idąc na protesty - wkładają moje książki do plecaków. Tak jakby wiedzieli, że mnie spotkają. I proszą o autografy. Nie powiem, ale jest to bardzo miłe.

I jak pan patrzy na twarze ludzi, rozmawia z nimi już czwartą dekadę, to co pan widzi w nich i w Polsce?

Zawsze było widać niechęć do władzy. Musieliśmy i nadal musimy się jej stawiać. Pierwszy raz przyjechałem tutaj w 1963 roku, jeszcze jako dwunastolatek. Czas wakacji, nic szczególnego. Ale w późniejszych latach chciałem zobaczyć, co się dzieje z wolnym krajem, który wpada w szpony komunizmu.

Inspirowali mnie ludzie. Biedni. Bez niczego, a jednak dawali sobie radę.

Gdy skończyłem studia w Londynie, postanowiłem pojechać na kilka miesięcy do Polski. Dostałem wizę i - poza wakacjami - już nigdy nie wróciłem do Wielkiej Brytanii. Nawet nie wiem, jak to się dokładnie stało.

Może pociągała mnie ta wasza żądza wolności?

NIEDENTHAL_1
"Widać było troskę na ich twarzach i smutek"
Źródło: TVN24

…której już nie ma?

Jestem rozczarowany tymi, którzy głosują na PiS. Sam Kaczyński przyszedł i odejdzie, ale ludzie, których uwiódł, zostaną.

Kompleksy, rasizm, brak tolerancji, antysemitym. To wychodzi na wierzch. I trudno będzie się z tym uporać.

Da się?

Może za dziesięć lat? Ale już wtedy będę niezłym staruszkiem, który nie da się ruszyć ze swojego ogródka. Zajmę się pielęgnacją moich kwiatów, będę je wąchał, mam nadzieję, że nie od spodu.

A to tu, czy w Londynie?

Tam się urodziłem. Znam angielski, brytyjską kulturę, mógłbym wrócić, ale moje miejsce jest tutaj - w Warszawie i nie zamierzam się stąd ruszać.

Czytaj także: