27-latek, odpowiedzialny za zgłoszenie w sobotę fałszywego alarmu bombowego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu, został w poniedziałek doprowadzony do Komisariatu Policji na Psim Polu we Wrocławiu. Tam mężczyzna ma złożyć zeznania.
Sprawcę fałszywego alarmu zatrzymano w niedzielę. 27-latek był już notowany za tego typu przestępstwa. W nocy z soboty na niedzielę z wrocławskiego szpitala ewakuowano 350 pacjentów; większość z nich wróciła już do szpitala.
Pozostawił ślady
Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu poinformował w niedzielę, że mężczyznę udało się zatrzymać niemal w 24 godziny od momentu wykonania telefonu, w którym zawiadamiał o podłożeniu bomby w szpitalu. Co prawda fałszywy bomber dzwonił z budki telefonicznej na ulicy, ale - jak twierdził policjant - pozostawił wiele śladów, które pozwoliły na jego szybką identyfikację.
- Policjanci po otrzymaniu informacji o podłożeniu bomby w szpitalu byli przy tej konkretnej budce w kilka minut po sprawcy, a więc nikt nie zdążył z niej skorzystać i zatrzeć śladów - tłumaczył Wybraniec. Obecnie trwa przesłuchanie mężczyzny. Za tego typu przestępstwo, czyli narażenie ludzi na utratę zdrowia lub życia, grozi mu do 12 lat więzienia.
Do pierwszej ewakuacji ok. 100 pacjentów doszło w sobotę przed godz. 18, po telefonie ok. 16. Druga ewakuacja miała miejsce koło północy. Wtedy ewakuowano dodatkowo 250 osób.
Ostatecznie pirotechnicy nie znaleźli żadnego ładunku ani za pierwszym, ani za drugim razem.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24