Wprowadzenie nowej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa sprawi, że może powstać atmosfera obaw wśród sędziów. Jakaś ich część będzie się starała nie wchodzić w kolizję z władzą - ocenił Marek Borowski. Senator razem z Ryszardem Bugajem komentował w "Faktach po Faktach" prezydencki projekt ustawy o KRS.
We wtorek sejmowa komisja sprawiedliwości opowiedziała się za uchwaleniem projektu prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa wraz z poprawkami PiS. Stało się to pomimo krytyki ze strony opozycji parlamentarnej i środowiska sędziowskiego, zarzucających mu niekonstytucyjność. Zgodnie z najważniejszą poprawką każdy klub poselski mógłby wskazywać nie więcej niż dziewięciu kandydatów na członków 15-osobowej Rady.
Sędziowie opozycji i koalicji
Marek Borowski ocenił, że nie wie, czy można już uznać to za "początek końca niezależnych sądów w Polsce". - Ale z całą pewnością ta polityka i te propozycje, które przejdą z całą pewnością, podważą zaufanie do bezstronności - podkreślił.
- W tej chwili mamy 10 tysięcy sędziów. Na pewno co do większości z nich nie mam żadnych powodów, by sądzić, że będą zachowywać się w sposób stronniczy - powiedział Borowski, zaznaczając, że chodzi tutaj nie o wszystkie sprawy, ale te, w których "wyroki mogą być nie po myśli władzy".
- Może powstać taka atmosfera obaw wśród tych sędziów. Część będzie się zachowywała przyzwoicie, ale jakaś część siłą rzeczy będzie starała się nie wchodzić w kolizję z władzą. I to ogólnie rzecz biorąc będzie powodowało, że stopień zaufania do tych wyroków będzie mały - stwierdził Borowski.
Odnosząc się do zapisów projektu, zgodnie z którym większość parlamentarna będzie mogła wybrać dziewięciu sędziów KRS, a ugrupowania opozycyjne sześciu, stwierdził, iż "to oznacza, że nagle pojawią się sędziowie opozycji i sędziowie koalicji".
Bugaj: prezydent walczył o pozycję
Ekonomista i były doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego Ryszard Bugaj zaznaczył, że byłby skłonny wypowiedzieć się w tej kwestii "bardziej kategorycznie". - Nie było dobrze z wymiarem sprawiedliwości, ale, moim zdaniem, po wprowadzeniu tych zmian, jeżeli one wejdą, będzie gorzej - zaznaczył.
- Bardzo się obawiam, po pierwsze, właśnie tego, że będą sędziowie opozycji i sędziowie większości - stwierdził. - Mamy już sygnały, że to prawo będzie stosowane zgodnie z intencjami, to znaczy, że będzie ręcznie sterowany ruch kadrowy w sądownictwie - dodał, zaznaczając, że w tej sytuacji zgodziłby się z twierdzeniem, iż "to początek końca niezależnych sądów w Polsce".
Prof. Ryszard Bugaj przyznał, że "dość dawno stracił złudzenia co do pana prezydenta". - Ale po tych dwóch wetach (ustawy o KRS oraz o Sądzie Najwyższym - red.) pewna ilość ludzi wiązała nadzieje z tym, że pan prezydent się obudził - powiedział. - Mi się wydaje, że prezydent tymi wetami raczej negocjuje swoją pozycję w obozie władzy, a nie walczy o pryncypialne sprawy - ocenił.
Pytany o to, jaką dokładnie pozycję sobie wywalczył Andrzej Duda wetami, Bugaj podkreślił, że "w tym establishmencie władzy prezydent nie zajmował silnej pozycji". - Jako głowa państwa był lekceważony i godził się na to - stwierdził. - Miał ogólnie rzecz biorąc pozycję człowieka, który jest notariuszem ustaw, które nie on inicjuje, które budzą sprzeciw z różnych stron - dodał.
Bugaj przyznał, że na razie wywalczył sobie jednak niewiele i nasuwa mu się "złośliwość", iż "o ile to on wcześniej jeździł do prywatnego mieszkania prezesa PiS-u, to teraz prezes PiS-u przyjeżdża do niego do Belwederu". - To nie jest różnica na miarę głowy państwa - zaznaczył ekonomista.
"Czysto ambicjonalna reakcja"
Zgodził się z nim w tej ocenie Marek Borowski. - (Prezydent - red.) przez dwa lata tolerował to, że był notariuszem i długopisem prezesa Kaczyńskiego, ale już nie wytrzymał, kiedy podsunięto mu ustawy, zgodnie z którymi miałby być jeszcze notariuszem ministra Ziobro - powiedział senator.
- Była to więc czysto ambicjonalna reakcja - dodał Borowski.
- Propozycje PiS-u, które prezydent zawetował, miały przynajmniej walor jasności - ocenił dalej Borowski. - Natomiast prezydent w gruncie rzeczy, po tych swoich poprawkach, umożliwia prezesowi Kaczyńskiemu osiągnięcie wszystkich celów, które sobie postawił, tylko że (je - red.) zawikłał. I będą jeszcze z tego kłopoty - podsumował gość "Faktów po Faktach".
Marek Borowski ocenił przy tym, że przykłady wybierania członków KRS z innych krajów podawane są "wybiórczo i nieprawdziwie". - Tam, jeśli chodzi o grono sędziów, którzy są potencjalnymi kandydatami na sędziów bądź do ichniej Krajowej Rady Sądownictwa, jest wskazywane przez samych sędziów. I potem z tego szerszego grona być może czasami wybierają politycy - podkreślił.
Natomiast według zmian proponowanych w Polsce, kontynuował senator, to grono wskazywać mogą także prokuratorzy czy "sędziowie delegowani, którzy siedzą w Ministerstwie Sprawiedliwości od lat i podlegają ministrowi Ziobro". - Paradoksalnie może kandydować wiceminister [sprawiedliwości Łukasz - red.] Piebiak, on jest sędzią przecież - zauważył, wskazując następnie w tym kontekście także Stanisława Piotrowicza.
"Wielki test" dla sędziów
- Wreszcie są tam koncepcje, że dwa tysiące obywateli zgłasza kandydata. Przecież zwykli obywatele nie znają żadnych sędziów - stwierdził. - I na koniec Prezydium Sejmu wyznacza tych 15 kandydatów do głosowania. To już jest parodia zupełnie - dodał Borowski.
Zdaniem senatora "to będzie wielki sprawdzian dla tych naszych 10 tysięcy sędziów w najbliższych latach". - Na pewno przejdą do historii ci, którzy potrafią się zachować przyzwoicie, którzy potrafią udowodnić, że są sędziami niezawisłymi - stwierdził. - I przejdą również, niestety, do tej negatywnej historii tacy, którzy okażą się instrumentem - zaznaczył.
Autor: mm\mtom, adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24