Rosja "produkuje" jednych z najlepszych atletów. Na początku listopada okazało się, że wiele medali Rosjanie zdobyli dzięki oszustwu. To zdecydowanie największy skandal korupcyjno-dopingowy w ostatnich latach.
Jaki był jego mechanizm?
"Mieli już nagrania z ukrytych kamer"
Niemiecki dziennikarz Hajo Seppelt jest dziennikarzem zajmującym się sprawami związanymi z dopingiem. Po igrzyskach olimpijskich w Soczi nakręcił dokument "Tajemnice dopingu w Rosji. Jak stworzyć mistrza?", obnażający skalę dopingu wśród rosyjskich sportowców. Filmu by nie było, gdyby nie dwoje Rosjan: oskarżona o stosowanie dopingu biegaczka Lilia Szobuchowa i Witalij Stepanow, były pracownik Rosyjskiej Komisji Antydopingowej.
W wyemitowanym filmie trzykrotna zwyciężczyni maratonu w Chicago Lilija Szobuchowa (także srebrna medalistka halowych mistrzostw świata na 3000 m i mistrzostw Europy na 5000 m w 2006 roku) przyznała, że płaciła działaczom rosyjskiej federacji lekkoatletycznej za fałszowanie wyników jej badań antydopingowych.
W kwietniu 2015 roku została zdyskwalifikowana na dwa lata. Także inni zawodnicy mówili w filmie o panującym w rosyjskim sporcie "systemie dopingowej korupcji"
- Bardzo zaimponowała mi ich postawa, ponieważ kiedy ich poznałem (...) to mieli już nagrania z ukrytych kamer i powiedzieli mi, że mogą udowodnić, że w Rosji istnieje systemowy doping - powiedział w rozmowie z reporterem TVN24 Seppelt.
Na nagraniach widać m.in., jak trenerzy zachęcają sportowców do sięgania po doping.
"Mieli prezerwatywy z moczem"
Sprawa wróciła dopiero po kilkunastu miesiącach, kiedy Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) odebrała akredytację laboratorium w Moskwie. Ujawniono, że jego dyrektor Grigorij Rodczenkow miał zlecić zniszczenie 1417 próbek w grudniu 2014 roku tuż przed audytem. Informowano też o wielopoziomowych łapówkach i oszustwach.
WADA wykluczyła również ze swoich struktur rosyjską agencją antydopingową RUSADA. Lekkoatleci zostali tymczasowo wykluczeni ze wszystkich zawodów, włącznie z igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro.
W Polsce głos ws. rosyjskiego dopingu zabrał młociarz Szymon Ziółkowski, z którym stosujący niedozwolone substancje Rosjanie przez wiele lat wygrywali na najważniejszych zawodach. W rozmowie z TVN24 opowiedział o kulisach badań. Mówił, że z badań moczu niektórych jego kolegów wynikało, że są w ciąży, bo zabierali na badania mocz żony.
Inni oszukiwali nawet na zawodach. - Mieli prezerwatywy z moczem, którą aplikowali sobie w odbyt, by mocz miał odpowiednią temperaturę i wężykiem dawali go jako swój własny - wyjaśnił Ziółkowski.
Proceder łapówek
Rosja stworzyła zorganizowany system dopingu, wspierany łapówkami. - Trzeba korumpować na każdym szczeblu tego, kto mógłby ewentualnie ukręcić sprawie łeb - powiedział Paweł Wilkowicz, dziennikarz portalu sport.pl.
Nad całym procederem miał czuwać Lamine Diack, wówczas prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), którego oskarża się o przyjęcie ponad miliona euro łapówek za tuszowanie dopingu rosyjskich zawodników. Diack opuścił areszt po wpłaceniu 500 tys. euro kaucji, ale nie wolno mu wyjeżdżać z Francji.
Kto płacił Diackowi? Podejrzenia padają na Aleksieja Mielnikowa, byłego pierwszego trenera kadry biegaczy i Walentina Bałachniczewa, byłego skarbnika IAAF i byłego prezesa rosyjskiego związku lekkoatletycznego.
Autor: pk / Źródło: tvn24