W ubiegły czwartek, kilkanaście minut przed godz. 15 telefon odebrał pełniący w tym czasie służbę dyżurnego podkom. Marek Śiwiński. Spanikowana kobieta przekazała, że jej prawie 3-letni syn ma w gardle cukierka i nie może oddychać.
- Niech pani go położy na ręce, główką w dół i niech pani odwróci go pleckami do góry. Niech pani stuknie kilka razy w plecki - mówił spokojnie policjant, a kobieta przekazywała polecenia swojemu mężowi, który trzymał dziecko. W tym samym czasie dyżurny za pośrednictwem swojego pomocnika zawiadomił pogotowie ratunkowe.
"Niech pani dalej próbuje"
- Pluje, taką pianę ma - przekazywała kobieta. - Niech pani dalej próbuje - nakazał dyżurny. W tym samym czasie w słuchawce słychać było, jak matka chłopca stara się dowiedzieć od syna, czy już jest w stanie oddychać. Po kilku próbach udało się udrożnić drogi oddechowe dziecka.
Policjant upewnił się, czy oddech chłopca jest słyszalny i w miarę równy. Zapłakana kobieta powiedziała, że wszystko wraca do normy. - Jeśli dziecko jest ok, to ja się bardzo cieszę - powiedział na końcu policjant.
Ostatecznie 3-latek został przewieziony do szpitala. Na szczęście badania nie wykazały u niego żadnych niepokojących dolegliwości i już następnego dnia dziecko wróciło do domu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24