Troje dzieci zostało zatrzymanych w szpitalu po tym, jak w autobusie eksplodowała nagrzana opona i trafiła w stojące osoby. Do wypadku doszło w Mikoszewie (woj. pomorskie). Pojazd wiózł 10-latków na zieloną szkołę. Jedna z poszkodowanych do szpitala trafiła na pokładzie śmigłowca lotniczego pogotowia ratowniczego.
W szpitalu pozostało troje z siedmiorga dzieci przewiezionych do placówki. Pozostałą czwórkę lekarze zbadali, ale uznali że ich stan nie jest tak poważny, żeby wymagana była hospitalizacja.
Rzecznik policji w Nowym Dworze Gdańskim Sebastian Białachowski poinformował, że wśród trójki ciężej rannych dzieci są dwie dziewczynki i jeden chłopiec.
Sprzeczne doniesienia
Do zdarzenia doszło około godziny 11. Autobusem podróżowały 10-11 letnie dzieci z Pruszcza Gdańskiego, które jechały do Mikoszewa na tzw. zieloną szkołę. Jak relacjonuje Tomasz Komoszyński ze straży pożarnej, do zdarzenia doszło praktycznie przed samym ośrodkiem. - Doszło do pęknięcia nagrzanej opony. To ona zraniła dzieci - poinformowała Beata Domitrz-Borszewska z pomorskiej policji. Według wcześniejszych relacji straży, doszło do pożaru autobusu. - Nie było żadnego pożaru - poinformowała policjantka.
Jak wynika z relacji policjantki, do zdarzenia doszło, kiedy dzieci były już na zewnątrz pojazdu. - Kierowca zatrzymał pojazd, bo zauważył, że coś nie funkcjonuje - mówiła. - Nagle przednia opona pękła i poraniła dzieci - poinformowała Beata Domitrz-Borszewska. Wybuch miał miejsce w momencie, gdy dzieci wyjmowały z bocznych schowków autokaru swoje bagaże. Kierowca autokaru był trzeźwy. Autobusem jechało 50 osób.
Poparzenia i rany cięte
Tuż po zdarzeniu lekarze, którzy przybyli na miejsce, zbadali czternaście osób (13 dzieci i opiekunkę). W wyniku wypadku, poszkodowanych zostało siedmioro dzieci.
Awantura w szpitalu
Gorąco było w szpitalu, do którego przewieziono dzieci. Rodzice nie kryli swojego zdenerwowania. - Nawet nie wiem, co się dzieje z dzieckiem - krzyczał jeden z rodziców. - Niech powiedzą chociaż słowo, do cholery jasnej - krzyczał mężczyzna, narzekając na brak informacji o zdrowiu dziecka. - Jest pod opieką lekarzy - zapewniał ochroniarz, który nie chciał wpuścić rodziców do sal szpitalnych.
Na miejscu jest policja i prokuratura, która będzie wyjaśniać, jak doszło do wybuchu opony.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. Kontakt TVN24