Mnie nie martwią podziały polityczne. Mnie martwi to, że każda ze stron konfliktu odmawia drugiej stronie prawa uczestniczenia we wspólnocie - mówił publicysta Grzegorz Sroczyński w świątecznym wydaniu "Faktów po Faktach". Z kolei Jan Wróbel przekonywał, że podział w Polsce jest zdrowy. - Te dwie Polski po prostu istnieją, niech któraś z nich wygra i ta druga będzie musiała się do tego dostosować - mówił.
W świątecznych "Faktach po Faktach" goście Katarzyny Kolendy-Zaleskiej rozmawiali o podziałach w Polsce. - Byłabym ostrożna przed takim mówieniem, że nie ma wspólnoty. Zwłaszcza, jak patrzymy na pewne badania, to one nie pokazują, żebyśmy przy wigilijnym stole tak bardzo się różnili - przekonywała politolog Anna Materska-Sosnowska. Przyznała, że nie jest wspólne dla Polaków postrzeganie polityki i rzeczywistości oraz, że w tym zakresie "mówimy innymi językami". - Ale to na szczęście tylko jedna sfera życia - podkreśliła.
Socjolog prof. Andrzej Rychard wyznał, że kiedyś wydawało mu się, że ludzi "poza tym podziałem", czyli nieuczestniczących w polityce, jest coraz więcej. - Teraz skłonny jestem zmienić swój pogląd - powiedział. Zauważył, że w Polsce nastąpił pewien rodzaj mobilizacji społecznej i zainteresowania polityką wśród osób, które w ogóle nie były nią dotąd zainteresowane.
Powód do zmartwienia?
Grzegorz Sroczyński z "Gazety Wyborczej" zaznaczył, że nie martwią go same podziały polityczne ani to, że mamy różne wrażliwości. - Mnie martwi to, że każda ze stron tego konfliktu odmawia drugiej stronie prawa uczestniczenia we wspólnocie - mówił publicysta.
Jego zdaniem, mówimy do siebie w sposób wykluczający. - Ta strona, która się sprzeciwia władzy to są "ubecy, szumowina KOD-owska" - mówił. Ocenił, że takie słowa to jest komunikat: "Wy nie jesteście ważni, wy jesteście marginesem".
Nauczyciel i publicysta Jan Wróbel przekonywał, że sam podział w Polsce jest zdrowy. - Te dwie Polski po prostu istnieją i niech któraś z nich wygra i ta druga będzie musiała się do tego dostosować. Mnie to nie przeraża - podkreślił. Jak dodał, to nie jest żadna zbrodnia ani choroba psychiczna. Jego zdaniem, pozostaje tylko pytanie "czy ludzie, którzy dzisiaj nadają ton temu sporowi, naprawdę wierzą w ten spór, czy to jest jednak rodzaj dekoracji, wygodnej dekoracji politycznej".
Trauma lat 90.
Sroczyński ocenił, że podziały w Polsce były zawsze, ale "trochę pod przykryciem". - To, co obecnie przezywamy, to odłożona w czasie trauma lat 90. - zaznaczył. - Nie chce powtarzać haseł, że byliśmy głupi, ale na pewno jest tak, że bardzo duża część społeczeństwa wtedy poczuła się pozostawiona za burtą, odtrącona - powiedział.
Jego zdaniem, odtwarza się to w kolejnym pokoleniu. - Teraz jest trzecie pokolenie tych, którzy najwięcej stracili. (...) Narracja krzywdy, słusznej krzywdy w tych ludziach się utrwala - kontynuował.
W odpowiedzi Jan Wróbel zauważył, że wielu z tych, którzy wtedy ponieśli klęskę, jest "przegranych na własne życzenie". - Teraz wreszcie ich porażka indywidualna może stać się elementem zbiorowej krzywdy, którą należy wyrównać - tłumaczył. Dodał, że teraz ci ludzie mają możliwość przekonania samych siebie, że ich błędom winni są także "źli ludzie z tzw. establishmentu".
Deficyt godności i szacunku
Grzegorz Sroczyński ocenił, że w Polsce mamy bardzo silny deficyt godności i szacunku, który występuje bardzo silnie np. w miejscu pracy. - W Polsce stosunki pracy są pełne pogardy - zaznaczył.
Jak dodał, w polityce mamy to samo. - Cały czas władza narusza godność kolejnych grup. Najpierw mówili o sędziach, że są "grupą kolesi", o nauczycielach, którym się nie podoba reforma edukacji - komuniści, potem były kobiety z Czarnego Protestu nazywane dziewuchami i rozwydrzonymi nastolatkami. Teraz mamy problem, że obywatele są nazywani ubeckim majdanem - wyliczał.
Prof. Andrzej Rychard podkreślił, że deficyt szacunku jest związany z deficytem zaufania. - Na szczęście polskie społeczeństwo potrafiło wytworzyć pewne mechanizmy tworzenia wysp szacunku i wysp zaufania - mówił. Jednak - jak dodał - z tych wyspowych oaz zaufania nie potrafimy wytworzyć mechanizmu, który by budował całe państwo.
Fala populizmu
Politolog Anna Materska-Sosnowska stwierdziła, że to może mieć daleko idące konsekwencje. - Mnie się wydaje, że to, co dzisiaj robią rządzący, antagonizując różne grupy, podważając zaufanie do kolejnych grup, spowoduje jeszcze większy bunt - skomentowała. Jej zdaniem, fala populizmu w pełnej wysokości może dopiero dotrzeć do Polski.
- To wszystko państwo przetrzyma, jeśli ma stabilne instytucje, a w momencie kiedy władza sama rozmontowuje instytucje, to niestety jest bardzo poważne zagrożenie - oceniła politolog.
Autor: KB//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24