- A teraz powiedz, że się nie boisz. Że samolot spóźnia się przez śnieżycę w Nowym Jorku - powtarza sobie kilkanaście minut po godz. 14. Chwilę później Dorota Sołowińska-Szwarc, żona drugiego pilota rejsu z Newark, wisi na słuchawce telefonu. Wykręca numer LOT-u. "Mają lądować" - słyszy. - Wtedy włączam telewizor i widzę jak jego samolot kręci ósemki nad naszym domem. Wiem po co i nie chcę tej wiedzy. Najpierw przypominam sobie, że jutro miałyśmy to ćwiczyć na treningu stewardess. Potem siadam.
To nie jest spójna historia. To zbiór pojedynczych klatek: żółty pasek "z ostatniej chwili" na ekranie telewizora, dziób Boeinga w górze, płomienie z prawego silnika tuż przed tym, jak samolot chowa się za drzewem, wyłączony telefon męża, tabletka validolu pod językiem.
Pierwsze słowa kapitana Jerzego Szwarca, drugiego pilota lotu LO 016 z Newark na Okęcie, do żony po tym jak załoga posadziła maszynę na płycie warszawskiego lotniska: "Już po wszystkim, jestem szczęśliwy". – Chyba jakoś tak. Ale trochę kazał mi na nie poczekać. Jego telefon długo nie działał, usłyszeliśmy się dopiero godzinę po tym, jak wylądowali – opowiada Dorota Sołowińska-Szwarc, z którą rozmawialiśmy we wtorek wieczorem.
Wiedza nie do zniesienia
Wiem, że może banalnie brzmią te słowa, ale to naprawdę trwało całe wieki. Przekonałam się, że czas rzeczywiście jest z gumy. Najpierw wysunięty w górę dziób samolotu, a więc "wszystko będzie dobrze", za chwilę iskry przy silniku, czyli "nawet nie chcę myśleć, co się może stać". W końcu stop i pierwsi ludzie na płycie. Ulga i naprawdę niewyobrażalna radość. Dorota Sołowińska-Szwarc
"Wylądowali", "współpracowali", "oni", "załoga" – podczas rozmowy ani razu w liczbie pojedynczej, ani razu tylko o mężu. – Bo z takimi sytuacjami w pojedynkę się nie wygrywa – tłumaczy Sołowińska-Szwarc. I dodaje, że wie, co mówi. Jako stewardessa LOT-u musi to wiedzieć.
– Podczas tego lądowania każdy robił, co do niego należało. Kapitan mógł myśleć tylko o sterze, bo korespondencję prowadził drugi pilot, który z kolei skupiał się tylko na swoich zadaniach, bo wiedział, że za drzwiami ma bardzo doświadczonego szefa personelu pokładowego. "Wszyscy zachowali się idealnie" – to słowa męża.
Fragment jego korespondencji z wieżą usłyszała cała Polska. Wtedy pani Dorota wysłała na Kontakt 24 SMS: „Drugim pilotem LO16 był Jerzy Szwarc i on prowadził korespondencję. Żona”.
Kiedy we wtorek późnym wieczorem pierwsi pasażerowie lotu LO 016 zaczęli wychodzić z terminala dla VIP-ów, jedna z kobiet rzuciła do dziennikarzy: - Mówiłam dzieciom, że to normalne i jednocześnie zazdrościłam, że nie zdają sobie sprawy z poziomu zagrożenia.
Pani Dorota: – A co ja mam powiedzieć? Siedziałam przed telewizorem i czułam, że jestem w tym Boeingu. Słyszałam komendy, instrukcje, wiedziałam co się dzieje i znałam najgorszą wersję tego, co za chwilę może się wydarzyć. Nie jako żona. Jako stewardessa. To właśnie ta wiedza była najgorsza do zniesienia.
"Czas jest z gumy"
To, że udało jej się poznać pilota Jerzego Szwarca podczas wspólnych rejsów, też nie pomagało. Pomógł za to validol, który przywieźli ze sobą rodzice. – W poszukiwaniu jakiegoś środka uspokajającego zaczęłam biegać po znajomych od razu, ale - jak na złość - nigdzie nikogo nie było. Wyjazdy świąteczne.
Kiedy Boeing, w którego kokpicie siedzieli Tadeusz Wrona (jako kapitan) i Jerzy Szwarc (drugi pilot), lądował awaryjnie bez podwozia na pasie startowym Okęcia, zaczęły się "najdłuższe i najbardziej koszmarne" sekundy w domu Szwarców. – Wiem, że może banalnie brzmią te słowa, ale to naprawdę trwało całe wieki. Przekonałam się, że czas rzeczywiście jest z gumy – uśmiecha się pani Dorota. - Najpierw wysunięty w górę dziób samolotu, a więc "wszystko będzie dobrze", za chwilę iskry przy silniku, czyli "nawet nie chcę myśleć, co się może stać". W końcu stop i pierwsi ludzie na płycie. Ulga i naprawdę niewyobrażalna radość.
"A jutro na trening"
Po normalnym locie transatlantyckim pilot odpoczywa dwa dni. – Ale po wtorkowym locie nienormalnym będzie chyba sporo do załatwienia tu, na miejscu. Dlatego mąż pewnie będzie musiał odpocząć od latania chwilę dłużej. Czy tego potrzebuje? Raczej nie. Czy dzisiaj, nawet przez moment, miał dosyć latania? Na pewno nie – odpowiada pani Dorota.
Kapitan Szwarc w domu pojawił się po godz. 21. – Czas na świętowanie, ale bez przesady, bo w środę mamy trening stewardess. Będziemy ćwiczyć sytuację awaryjnego lądowania.
Łukasz Orłowski//kdj
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Gauksztol/airfoto.pl