Przedstawiciele kierownictwa ministerstwa sprawiedliwości kładą pod ustawą, pozwalającą na izolację groźnych dla obywateli przestępców, swoje głowy. Naprzeciwko siebie mają niektórych sędziów, prokuratorów, prawników i obrońców praw człowieka wskazujących na niekonstytucyjność zapisów. Do Fundacji Helsińskiej, z jeszcze ostrzejszym głosem sprzeciwu, dołączyła właśnie Naczelna Rada Adwokacka.
Trzy miesiące temu w Sejmie za przyjęciem ustawy o nadzorze nad groźnymi przestępcami głosowało 408 posłów. Tylko troje było przeciw, 30 się wstrzymało. Dużo więcej głosów negatywnych ustawa - już od etapu jej projektowania - zbierała w środowiskach specjalistów, przede wszystkim prawników i prokuratorów. Negatywnie projekt zaopiniowała też Krajowa Rada Sądownictwa.
NRA: Mechanizmy autorytarne
Adwokaci, prokuratorzy i sędziowie, a więc ci, którzy mają bronić, wskazywać zagrożenie i decydować o ewentualnym izolowaniu od społeczeństwa osób po odbyciu kary, przyznają, że mają wielki problem z zapisami ustawy i jej nieprecyzyjnym językiem, dającym okazje do nadinterpretacji. Większość z nich wątpi, by ustawa mogła obronić się w takim kształcie przed Trybunałem Konstytucyjnym. Ale przedstawiciele środowisk prawniczych wskazują nie tylko na konkretne punkty. Krytykują też samą ideę, która przyświecała ustawodawcy.
- W 1989 roku, zamieniając kary śmierci na kary 25 lat pozbawienia wolności, popełniono wielki błąd. Przyjmuję "przeprosiny" osób, które o tym decydowały. Niedobrze, że tak się stało. Ale nie wolno nam dzisiaj wylewać naszego dorobku konstytucyjnego z powodu strachu i błędu państwa. Nie możemy go przerzucać na jednostkę - mówi mec. Mikołaj Pietrzak, przewodniczący Komisji Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.
Zastrzega, że taki jest głos całej Rady, czyli najwyższego organu samorządu zawodowego adwokatury, który ma dbać o jej dobre imię.
NRA już na etapie konsultacji projektu stwierdzała, że wejście w życie ustawy będzie "ogromnym krokiem w kierunku obniżenia standardów zabezpieczenia przed arbitralnymi decyzjami władzy publicznej wobec jednostki". Dzisiaj, na kilkanaście dni przed pierwszą decyzją sądu ws. izolacji skazanego, idzie jeszcze dalej.
- Te zapisy są niekonstytucyjne i przede wszystkim niebezpieczne. Wprowadzają mechanizmy działania państwa autorytarnego, a nie demokratycznego - podkreśla mec. Pietrzak, który uczestniczył w postępowaniach przed Trybunałem Konstytucyjnym oraz Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.
Kara bez perspektywy
Według Naczelnej Rady Adwokackiej, obowiązująca od 22 stycznia ustawa, stwarza ogromne możliwości do nadużyć.
Dlaczego? Ministerstwo Sprawiedliwości, uciekając od zarzutu podwójnego karania za to samo przestępstwo, wskazało ostatecznie, że decyzja o ewentualnej terapii i izolowaniu skazanego nie byłaby uzależniona od jego wcześniejszego czynu, ale od obecnego stanu zdrowia takiej osoby.
Dokładny zapis: "Ustawa reguluje postępowanie wobec osób, które (…) odbywają prawomocnie orzeczoną karę pozbawienia wolności lub karę 25 lat pozbawienia wolności, wykonywaną w systemie terapeutycznym (…)".
Oprócz tego spełniać mają inne przesłanki: w trakcie odbywania kary musiały zostać stwierdzone u nich "zaburzenia psychiczne, osobowości lub preferencji seksualnych" o takim nasileniu, że "zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo" popełnienia kolejnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej (którego górna granica wynosi co najmniej 10 lat).
- To właśnie stwarza wielkie możliwości do nadużyć. Należy mieć świadomość, że w przyszłości te zapisy będą mogły być stosowane wobec osób skazanych za stosunkowo błahe czyny. Wystarczy, że w trakcie odbywania kary zostanie stwierdzone u osadzonego zaburzenie osobowości, które da "wysokie prawdopodobieństwo" popełnienia poważniejszego przestępstwa w przyszłości. Doprowadzi to do tego, że nikt, kto trafia do więzienia, nie będzie miał pewności, że po odbyciu kary z niego wyjdzie - zwraca uwagę przewodniczący Komisji Praw Człowieka przy NRA.
Jako przykład podaje pijanych kierowców. Zgodnie z obowiązującymi przepisami każdy, kto prowadzi pojazd mechaniczny mając więcej niż 0,5 promila alkoholu we krwi, może pójść na dwa lata do więzienia. A "recydywista" nawet na pięć. Od kilku tygodni, po tragicznych wydarzeniach m.in. z Kamienia Pomorskiego, trwa dyskusja, jak skuteczniej bronić się przed pijanymi za kierownicą.
(Zbyt) łatwa ścieżka?
Podobne zagrożenia dostrzega, nieustannie od momentu otrzymania projektu do zaopiniowania, Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Według jej członków zapisy są niezgodne z naszą Konstytucją i z Europejską Konwencją Praw Człowieka, bo naruszają artykuł 31 ustawy zasadniczej, mówiący o wolności jednostki i art. 5 oraz 7 Konwencji, które odnoszą się także do wolności osobistej i ponownego karania za ten sam czyn.
- Ta ustawa ma w sobie niebezpieczeństwo bardzo łatwego rozprzestrzeniania się w przyszłości za pomocą nowelizacji. Nie dajmy się zwieść, te zapisy podważają dotychczasowe standardy stanowienia prawa i oddalają nas od demokratycznego państwa - mówi Piotr Kładoczny, prawnik HFPC i docent w Instytucie Prawa Karnego.
Według niego bardzo niepokojące jest także to, jak łatwo można się znaleźć na "ścieżce do izolacji".
W ustawie mowa jest o osobach odbywających karę "w systemie terapeutycznym".
Chodzi o skazanych, w przypadku których stwierdzono, że przestępstwo popełnili w związku z zaburzeniami psychicznymi (np. dotyczącymi preferencji seksualnych). Ale wachlarz jest dużo szerszy bo obejmuje też osoby uzależnione od "alkoholu albo innych środków odurzających lub psychotropowych" oraz niepełnosprawnych fizycznie, wymagających opieki. Karę w tym systemie wykonuje się przede wszystkim na specjalistycznych oddziałach i łączy się ją z terapią.
Ministerstwo, dzień po przyjęciu przez Sejm nowych zapisów, podkreślało "istotne znaczenie" zmiany dotyczącej "systemu odbywania kary" w stosunku do pierwotnej wersji projektu. Zawęziła ona krąg - jak wskazywało MS - "do ok. 2300 osób z ponad 80-tysięcznej populacji skazanych". Tyle w teorii.
Teoria a praktyka
W praktyce, na co zwraca uwagę Helsińska Fundacja Praw człowieka, włączenie do "systemu terapeutycznego" jest bardzo łatwe.
Zdecydować może o tym sąd. Ale nie musi. - Wystarczy, że komisja penitencjarna, już w trakcie odbywania przez skazanego kary, powoła biegłych, a oni stwierdzą, że dany przypadek kwalifikuje się do "odbywania jej w systemie terapeutycznym". Można to będzie zrobić na każdym etapie postępowania wykonawczego - zwraca uwagę Kładoczny.
I dodaje: - Ustawodawca cały czas mówi o "leczeniu". Ale żadnego leczenia nie będzie, to oszustwo - choć oszustwo w dobrej wierze. Będzie kolejna forma kary. I nie wygląda to ładnie, kiedy pod pozorem leczenia pozbawiamy kogoś znów wolności.
Dzisiaj największy procent osób, które odbywają karę w systemie terapeutycznym, stanowią skazani uzależnieni od alkoholu i narkotyków.
Stwarzający zagrożenie "na wyrost"
NRA zwraca z kolei uwagę na inny niebezpieczny mechanizm, który uruchomią zapewne zapisy ustawy.
- Mając taki instrument w ręku dyrektorzy Zakładów Karnych będą składać wnioski o uznanie skazanego za "stwarzającego zagrożenie" na wyrost, po części ze strachu. I już mamy tego pierwsze sygnały bo tych wniosków jest więcej, niż przewidywało Ministerstwo. Nikt od dziś nie będzie chciał wystawić się na krytykę po tym, jak zwolni do domu kogoś, kto po chwili popełni przestępstwo - podkreśla mec. Pietrzak.
Podobnej skali wątpliwości budzi umieszczenie procedury w ramach postępowania cywilnego.
Ministerstwu zależało na tym, by słowo "kara" padało jak najrzadziej i dlatego chciało odejść od postępowania karnego możliwie daleko.
Fundamentalne zasady
Tyle że ścieżka cywilna nie daje takich gwarancji jak karna, na co również zwraca uwagę Naczelna Rada Adwokacka.
Nie ma w niej obowiązku poszukiwania prawdy materialnej i domniemania niewinności, a budzące wątpliwość okoliczności nie działają na korzyść oskarżonego.
- Dzięki temu na pewno łatwiej będzie kogoś izolować. Wbijanie tych postępowań w prawo cywilne to jednak zaklinanie rzeczywistości. Sądy cywilne są nieprzygotowane do prowadzenia tego typu spraw - zwraca uwagę przewodniczący Komisji Praw człowieka przy NRA.
W ocenie Naczelnej Rady ustawa w dzisiejszym kształcie nie tylko "narusza fundamentalne zasady, takie jak zakaz działania prawa wstecz i dwukrotnego karania za ten sam czyn", ale wprowadza rozwiązania "bardzo niebezpieczne dla relacji obywatel-państwo".
- Jeżeli społeczeństwo zaakceptuje ten instrument to otworzymy drzwi do kruszenia kolejnych elementarnych zasad chroniących obywateli w państwie demokratycznym - podkreśla Pietrzak. Bo prawo karne, jak dodaje, nie może reagować na prognozę i opierać się na przewidywaniu, ale musi reagować na czyn.
Niemiecki model dobrego zakończenia
Ministerstwo Sprawiedliwości zarzutów o niekonstytucyjność ustawy się nie boi. I to do tego stopnia, że szef resortu Marek Biernacki i wiceminister Michał Królikowski kładą pod swój projekt głowy - obaj deklarują, że złożą dymisje, jeśli ustawa zostanie zakwestionowana przez TK.
Ta pewność bierze się między innymi z tego, że przy jej opracowaniu powielono właściwie model niemiecki.
Obie ustawy są do siebie bliźniaczo podobne. W lipcu ubiegłego roku niemiecki Trybunał uznał, że nowe regulacje są zgodne z tamtejszą konstytucją oraz standardami wynikającymi z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Na to samo liczy dzisiaj polski ustawodawca.
Ale sytuacje "niemiecka" i "polska" mają tez sporo różnic. W Berlinie nie rozwiązywano problemu skazanych, którym zamieniono karę śmierci na 25 lat więzienia. Mniejszy był też odzew i głosy krytyki środowiska prawniczego.
Tam przedstawiciele prokuratury nie mówili o "dylemacie dość oczywistej sprzeczności z konstytucją i ochrony życia ludzi". U nas takie słowa wypowiada dzisiaj Prokurator Generalny. W Niemczech sędziowie nie pisali oświadczeń, w których wskazywali, że "ustawa budzi wątpliwości w zakresie respektowania podstawowych zasad prawa karnego". A właśnie takie jest oficjalne stanowisko Krajowej Rady Sądownictwa. W jej skład, z urzędu, wchodzi minister sprawiedliwości.
Autor: Łukasz Orłowski//mat / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24