- Po pobiciu w sobotę próbowałam się dodzwonić na policję pięć, sześć razy, zanim się udało - mówiła w programie "24 godziny" aktorka Anna Cugier-Kotka, która występowała w spotach PO i PiS, a weekend została zaatakowana przez nieznanych sprawców. Rzecznik KSP odpowiedział: - To są wymieszane i nie do końca prawdziwe informacje. Z tego numeru zarejestrowaliśmy jedną próbę połączenia, udaną po 14 sekundach.
Rozmowę w programie "24 godziny" Anna Cugier-Kotka rozpoczęła od streszczenia swojej wersji sobotnich wydarzeń.
- Między godziną 8 a 9 wyszłam po zakupy. Zostałam zaczepiona przez trzech osobników. Najpierw słownie, a potem fizycznie. Zaczęto mnie szarpać, niecenzuralnie wyzywając. Te słowa nie nadają się do puszczenia na antenie - mówiła aktorka. - Szarpano mnie za rękę, za płaszcz, za ubranie. Potem najagresywniejszy osobnik zaczął mnie kopać. Z badania lekarskiego wynika, że musiał mnie kopnąć około 10 razy - opowiada dalej Cugier-Kotka.
Nie ma zawiadomienia
Kiedy już udało jej się wyrwać z opresji, kobieta wróciła do domu i próbowała dodzwonić się na policję. - Pod numer 997 dzwoniłam pięć, sześć razy, ciągle włączała się automatyczna sekretarka. Potem się udało, a pani dyspozytorka powiedziała, że wyśle ekipę interwencyjną - mówi Cugier-Kotka.
Potem policjanci mieli zjawić się w jej domu, ale o przebiegu tej wizyty aktorka nie opowiedziała. Wiadomo, że nie złożyła wtedy zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, ale sprawa wróciła we wtorek.
- Od 6 rano (we wtorek - przyp. red.) jestem atakowana przez dziennikarzy - relacjonowała aktorka i tłumaczyła, że przez to nadal nie zdecydowała się złożyć zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. - Jestem totalnie wykończona, a policjanci powiedzieli, że przesłuchanie potrwałoby jeszcze 3, 4 godziny. Zwyczajnie nie miałam już na to siły - wyjaśniła Anna Cugier-Kotka.
Kto mówi prawdę?
Nieco inną wersję wydarzeń przedstawił w programie "24 godziny" rzecznik Komendy Stołecznej Policji Marcin Szyndler. - To są wymieszane i nie do końca prawdziwe informacje - powiedział rzecznik. - Po pierwsze, z tego numeru otrzymaliśmy jedną próbę realizacji połączenia, udaną po 14 sekundach. Nasz system rejestruje wszystkie próby, także te nieudane - poinformował policjant. - Według wcześniej przekazanych nam informacji, napastnik był jeden, pociągnął ją za rękę, za palec i kopnął - opowiadał dalej Szyndler. I według niego, policja sama starała się we wtorek od rana skontaktować z Cugier-Kotką.
- Pani Anna już o 9 rano powiedziała nam, że jest zmęczona "atakami dziennikarzy" - mówił Szyndler. Mimo to, kilka godzin później aktorka zjawiła się na komendzie i porozmawiała z funkcjonariuszami. - Składała wyjaśnienia przez około pół godziny przed komendą i kolejne pół godziny w środku. Potem jednak powiedziała, że jest zmęczona i nie zdecydowała się złożyć wyjaśnień - powiedział rzecznik. A sama Cugier-Kotka wyszła porozmawiać z dziennikarzami i nie wspomniała, że zawiadomienia nie złożyła.
Policja bada i czeka
Co w takiej sytuacji robi policja? - Badamy okoliczności, ale trudno ścigać kogoś, kogo nie chce ścigać nawet poszkodowana - tłumaczy Szyndler i przyznaje, że "pani Anna nie traktuje policji poważnie". - Nie znalazła dla nas czasu, ale znalazła dla dziennikarzy - dodaje policjant.
Sama aktorka zapowiedziała, że powiadomienie o popełnieniu przestępstwa złoży w środę. - Czekamy na rozmowę - zapewnił Marcin Szyndler.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24