- Nie byłem źródłem przecieku z afery hazardowej - oświadczył przed komisją hazardową sekretarz Kolegium ds. Służby Specjalnych Jacek Cichocki. Zapewnił też, że Mariusz Kamiński mówił premierowi, że CBA nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa przez polityków PO: Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Zaprzeczył w ten sposób wtorkowym zeznaniom byłego szefa CBA, który twierdził, że informował szefa rządu o tym, że "kodeks karny będzie miał zastosowanie". Ale to nie jedyne rozbieżności w zeznaniach obu świadków.
Cichocki, który w środę przez prawie siedem godzin zeznawał przed komisją hazardową, zrezygnował na początku z możliwości swobodnej wypowiedzi. Posłowie przeszli więc do razu do zadawania pytań. Na pierwszy ogień poszło spotkanie premiera z ówczesnym szefem CBA z 14 sierpnia 2009 r., w którym Cichocki także uczestniczył.
Sprzeczne zeznania
Jak relacjonował, szef CBA poinformował wtedy szefa rządu, iż nie widzi podstaw do postawienia zarzutów ówczesnemu ministrowi sportu Mirosławowi Drzewieckiemu i ówczesnemu szefowi klubu PO Zbigniewowi Chlebowskiemu - głównym bohaterom afery hazardowej.
- Deklaracja była jednoznaczna: po przeanalizowaniu materiałów CBA nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa. Wydarzenia są naganne pod względem polityczno-etycznym i będą podlegały dalszym analizom CBA, mogą też podlegać zarzutom karnym - opowiadał Cichocki, relacjonując, co powiedział Kamiński.
Były szef CBA mówił we wtorek przed komisją hazardową zupełnie co innego. - Ostrzegałem, że kodeks karny będzie miał zastosowanie i zleciłem analizę prawno-karną. Ani razu nie mówiłem, że są to działania nieetyczne, ale zgodne z prawem - podkreślał Kamiński.
Cichocki przyznał, że Tusk pytał o udział Chlebowskiego, Drzewieckiego i Schetyny w aferze hazardowej. Kamiński miał wtedy powiedzieć, że nie ma dowodów na kontakty telefoniczne wicepremiera z biznesmenami od hazardu (w podsłuchach CBA jest Chlebowski) oraz tego, że miałby pomagać im w usunięciu dopłat od gier w ustawie hazardowej.
Również - jak mówił Cichocki - on sam nie dopatrzył się w materiałach CBA, do których czytania upoważnił go premier, by rola Schetyny w aferze hazardowej była taka sama, jak Drzewieckiego i Chlebowskiego. - Nazwisko Schetyny przewija się tam więcej niż raz, ale niewspółmiernie mniej niż Chlebowskiego i Drzewieckiego - ocenił Cichocki.
Była pułapka, czy też nie?
Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych powiedział, że Tusk dopytywał Kamińskiego, czego od niego oczekuje. Ten podkreślał, że głównym powodem jego spotkania z premierem jest przekazanie wiedzy z akcji CBA i namówienie szefa rządu, by zabezpieczył interesy państwa, które miały być narażone w wyniku lobbingu branży hazardowej (biznesmeni zabiegali o to, by nie wprowadzano dopłat od gier) oraz by zadbał o kształt ustawy hazardowej korzystny dla państwa.
Wtedy premier - jak relacjonował Cichocki - miał wyrazić wątpliwość i stwierdzić, że jeśli zacznie interweniować, może to stworzyć zagrożenie dla działań operacyjnych CBA (śledczy z Platformy uważają, że Kamiński oczekując od Tuska działań, zastawił na niego pułapkę).
Kamiński przekonywał jednak - jak relacjonował Cichocki - że to dobry moment, żeby premier włączył się do prac nad ustawą. - Wzięliśmy to za dobrą monetę - Od tej pory sprawa spoczęła na barkach premiera - zauważył poseł PSL Franciszek Stefaniuk, zadając pytania Cichockiemu. - I to też premier zadeklarował - odparł Cichocki, podkreślając, że szef rządu zapewnił, iż prace nad ustawą obejmie osobistym nadzorem, prosił też Kamińskiego o dalsze informacje nt. zagrożeń wynikających z lobbingu.
Na wyraźne pytanie premiera, co dalej z operacją CBA ("Black Jack" dotyczącą kontaktów biznesmena z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka z Chlebowskim i Drzewieckim), Kamiński miał - według Cichockiego - wyraźnie powiedzieć, że CBA wykonało juz swoją pracę oraz zebrało niezbędne materiały. I teraz najważniejsze działania są po stronie premiera. - Nie było jednak jednoznacznego stwierdzenia: "zamknąłem operację" - powiedział szef Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Według Cichockiego, Kamiński mówił premierowi, że "sprawa (afera hazardowa) idzie w kierunku zniesienia dopłat, a interesują się nimi figuranci z podsłuchów CBA".
Potem Kamiński - jak relacjonował Cichocki - prosił premiera o dyskrecję, żeby nie wyszło na jaw, iż CBA interesuje się Sobiesiakiem, ponieważ jego nazwisko pojawia się też w innej akcji prowadzonej przez CBA.
Skąd wyciekło?
Oprócz pytań o spotkanie u premiera 14 sierpnia 2009 r. r. były też te o spotkanie z 19 sierpnia 2009 r. – Tuska, Drzewieckiego i Schetyny.
O owym spotkaniu mówił podczas wtorkowego spotkania były szef CBA, wymieniając je jako jeden z elementów przecieku (według Kamińskiego, 24 sierpnia 2009 r. w warszawskiej kawiarni "Pędzący Królik" asystent Drzewieckiego – Marcin Rosół powiedział córce Sobiesiaka – Magdzie, której politycy PO załatwiali pracę w zarządzie Totalizatora Sportowego, że CBA interesuje się jej ojcem, a wiedzę tę miał posiąść od Drzewieckiego, a ten podczas spotkania 19 sierpnia).
Cichocki pytany o przeciek stwierdził, że Sobiesiak posiadł wiedzę, że jest w zainteresowaniu CBA. - Czy posiadł ją w wyniku przecieku czy własnej inteligencji i sygnałów, które odebrał od różnych ludzi, tego nie wiem – powiedział. Jednocześnie przyznał jednak, że przeciek z akcji "Black Jack" miał negatywny wpływ na inne akcje CBA.
Cichocki pytany o spotkanie z 19 sierpnia stwierdził, że dowiedział się o nim od premiera. Jednak kiedy przygotowywał kalendarium opisujące m.in. to wydarzenie nie wiedział, że brał w nim też udział Schetyna (po wybuchu afery hazardowej 1 października 2009 r. premier kazał sporządzić takie kalendarium).
Pytany z kim ustalił skład spotkania powiedział, że jedyną osobą, która poinformowała go o spotkaniu z Drzewieckim, wśród innych spotkań, był szef rządu.
- Premier wspomniał o kilku spotkaniach, które odbył w tym czasie i prosił, żebym uszczegółowił kiedy się odbyły i te daty umieścił w kalendarium - dodał.
Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych powiedział też, że pytał rzecznika rządu Pawła Grasia i szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, kiedy to spotkanie miało miejsce. Posłanka PiS Beata Kempa dociekała, czy mogli przed nim zataić obecność Schetyny. Cichocki stwierdził, że nie, bo ich o to nie pytał.
"Kamiński oskarżył premiera"
Posłowie pytali też Cichockiego o materiały, jakie na temat przecieku przygotował premierowi 10 września 2009 r. Kamiński (dzień później pismo zostało wysłane). W zeznaniach jego i byłego szefa CBA znów pojawiły się rozbieżności.
Kamiński mówił, że 16 września podczas spotkania z Tuskiem po posiedzeniu kolegium ds. służb specjalnych, szef rządu miał mu powiedzieć, że nie czytał pisma wysłanego mu przez szefa CBA 11 września. Zdaniem Kamińskiego, premier nie powiedział mu prawdy. - Mija pięć dni i premier w rozmowie ze mną twierdzi, że nie czytał tak ważnego pisma. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, a gdyby jednak uznać, że premier nie czytał tego pisma, to jestem zszokowany takim lekceważącym podejściem do sprawy - oświadczył Kamiński.
Zupełnie inaczej sprawę przedstawił Cichocki. - Premier znał treść pisma o przecieku z akcji CBA przed spotkaniem z ówczesnym szefem CBA 16 września - powiedział szef Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz dopytywał, czy na spotkaniu 16 września padło zdanie, że premier nie zapoznał się z pismem z 11 września i nie będzie o nim rozmawiał.
- Nie, nie przypominam sobie w ogóle takiego zdania - powiedział Cichocki.
Mimo, że premier – jak podkreślał Cichocki – zapoznał się z materiałem Kamińskiego z 11 września, do rozmowy o przecieku w ogóle 16 września nie doszło. - Ze względu na takie, a nie inne wydarzenia w czasie tego spotkania - powiedział Cichocki, pytany przez Arłukowicza. I wyjaśnił: - Była to sytuacja, w której podwładny, czyli Kamiński, oskarżył rząd, premiera i innych członków rządu, prokuraturę o naciski na prokuraturę i uznał, że odpowiedzią premiera na przyniesione przez niego miesiąc wcześniej informacje są prokuratorskie zarzuty.
Dodał, że premier zapytał Kamińskiego, czy to oznacza, że on uważa, iż odpowiedzią rządu na informacje, które przekazał miesiąc wcześniej jest presja na prokuraturę, by mu postawić zarzuty. Były szef CBA to potwierdził.
Następnie - jak mówił Cichocki - Tusk powiedział, że w tej sytuacji musi się zastanowić co dalej robić, ale na pewno musi wyjaśnić niewiarygodne dla niego oskarżenie. - Trudno było dalej o czymkolwiek rozmawiać - dodał Cichocki.
Na pytanie wprost sekretarz Kolegium ds. Służby Specjalnych oświadczył, że nie był źródłem przecieku z akcji CBA. Pytany o kontakt z Chlebowskim stwierdził, że jego praca nie wymagała służbowych kontaktów z ówczesnym szefem klubu PO.
Nie na wszystkie pytania była odpowiedź
Po przerwie w składaniu zeznań posłowie śledczy wrócili do sprawy przecieku. Cichocki zapewnił, że gdy usłyszał o nim od Kamińskiego, poinformował premiera, że szef CBA powinien zgłosić w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Zaznaczył przy okazji, że jeśli ten tego nie zrobi, wówczas uczynić to będzie musiała kancelaria premiera.
Cichocki w ten sposób odpowiedział na pytanie posła Arłukowicza o to, czy między 11 września ubiegłego roku, czyli datą wpłynięcia do KPRM pisma z CBA z informacją o przecieku), a 18 września (kiedy CBA złożyła wniosek do prokuratury) zwrócił się do premiera z konkretną propozycją, aby złożyć wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
Sekretarz kolegium dodał, że gdy 18 września dotarła do niego informacja, że CBA zgłosiło doniesienie do prokuratury w "naturalny sposób" ani on, ani premier nie podjęli żadnych działań, by złożyć kolejne zawiadomienie. Zaznaczył także przy tym, że do prokuratora generalnego zostały wówczas przesłane wszystkie informacje, jakie miał premier w tej sprawie.
Cichocki zostanie przesłuchany jeszcze na posiedzeniu zamkniętym. Na część pytań sejmowych śledczych bowiem nie odpowiedział, zasłaniając się tajemnicą. Chodziło m.in. o pytania: kto oprócz niego i premiera zapoznawał się z materiałami CBA w kancelarii tajnej (pytanie w kontekście przecieku), czy o akcji CBA wiedziały inne służby np. ABW.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ Fot. PAP/ Leszek Szymański