Przez ponad godzinę policjanci "próbowali załatwić sprawę w sposób jak najłagodniejszy dla dzieci i matki" - tak zatrzymanie mieszkanki Opola opisuje tamtejsza policja. Kobieta trafiła do aresztu, a jej dwoje dzieci do rodziny zastępczej. "Tego rodzaju działania są bardzo trudne dla samych policjantów, którzy muszą jednak respektować normy prawne" - tłumaczy rzecznik komendanta opolskiej policji Maciej Milewski.
Powodem zatrzymania kobiety był nakaz sądowy, gdyż nie zapłaciła ona grzywny nałożonej na nią przez Urząd Sakrbowy w wysokości 2,3 tys. zł. W zamian, decyzją sądu, miała ona odbyć karę zastępczą w postaci - jak napisano w oświadczeniu - 25 dni pozbawienia wolności/aresztu.
Nie znali sytuacji rodzinnej kobiety
W związku z "licznymi publikacjami medialnymi na temat zatrzymania mieszkanki Opola i 'zabraniu matki na oczach jej dzieci'", rzecznik Opolskiego Komendanta Wojewódzkiego Policji opisał przebieg wydarzeń i motywy oraz sposób działania funkcjonariuszy podczas tej akcji.
Jak poinformował, zarządzenie sądu w sprawie doprowadzenia kobiety do aresztu, by tam odbyła karę, policja otrzymała w poniedziałek. Sąd zaznaczył, iż w przypadku wpłacenia przez kobietę zaległej kwoty, należy odstąpić od wykonania kary. Napisano też, że skazana, mimo wezwania, nie stawiła się w wyznaczonym terminie we wskazanym miejscu. W związku z tym sąd zarządził doprowadzenie kobiety w celu odbycia kary.
Wyjaśnił, że sądowe zarządzenie zawierało jedynie podstawowe informacje związane z tożsamością osoby oraz podstawami prawnymi wydania zarządzenia. "Natomiast Sąd dysponował pełną wiedzą na temat sytuacji rodzinnej oraz materialnej kobiety oraz jej rodziny jeszcze przed wydaniem zarządzenia o zatrzymaniu" - pisze rzecznik.
Dzieci same w mieszkaniuMilewski tłumaczy, że - "zgodnie z obowiązującym prawem i taktyką realizacji zatrzymań" - akcję przeprowadzono we wtorek wieczorem, ponieważ "dawało to duże prawdopodobieństwo zastania poszukiwanej osoby w miejscu zamieszkania". Ok. godz. 21 funkcjonariusze stawili się w miejscu zamieszkania kobiety, jednak nie zastali jej w domu. Jak dowiedzieli się od sąsiadki, kobieta była na zakupach. Około godz. 21.45 poszukiwana wróciła do domu. Kobieta wpuściła funkcjonariuszy do mieszkania. Wówczas okazało się, że jest w nim dwoje dzieci, pozostawionych wcześniej bez opieki. Kobieta oświadczyła, że sama wychowuje dzieci."Biorąc tę sytuację pod uwagę, policjanci poinformowali ją, że jeśli wpłaci pieniądze na konto sądu, będą mogli odstąpić od jej zatrzymania. Kobieta poinformowała, że nie posiada takich środków i w obecności policjantów wspólnie z sąsiadką wykonała kilkanaście telefonów z prośbą o pomoc finansową do znajomych. Jednak bezskutecznie" - relacjonuje rzecznik.W związku z tą sytuacją policjanci próbowali organizować opiekę kogoś bliskiego dla śpiących dzieci i ustalili jednego z bliskich członków rodziny, zamieszkałego we Wrocławiu, który na taką pomoc przystał. Jednak - jak zaznaczył Milewski - matka dzieci kategorycznie odmówiła pomocy ze strony tej osoby."Aby jak najbardziej złagodzić dzieciom tę niekomfortową dla nich sytuację, policjanci zorganizowali dla nich opiekę rodzinną w rodzinie zastępczej – instytucji o charakterze domowym, która gwarantuje profesjonalną opiekę nad dziećmi" - pisze rzecznik."Cicho, kulturalnie i bez zastrzeżeń""Policjanci do godz. 23 próbowali załatwić sprawę w sposób jak najłagodniejszy dla dzieci i matki. Czynności policjantów odbywały się cicho, kulturalnie i bez zastrzeżeń. Dzieci przez cały ten czas spały. Matka osobiście zbudziła dzieci, ubrała, zabrała dla nich lekarstwa i pampersy, wytłumaczyła dzieciom, że źle się czuje i jedzie na badania i jutro po nie wróci. Razem z policjantami przewiozła dzieci do rodziny zastępczej. Dodać należy, że policjanci występowali w strojach cywilnych i poruszali się nieoznakowanym pojazdem. Po przekazaniu dzieci, kobietę przewieziono do jednostki policji. Wszystko odbyło się bardzo spokojnie" - relacjonuje rzecznik.Poszukiwaną osadzono o godz. 1, a o godz. 8 przewieziono do Aresztu Śledczego w Opolu. Jak poinfromował rzecznik, policjanci, "rozumiejąc trudną sytuację matki i jej dzieci", rano skontaktowali się z sądem, opisując sytuację i prosząc o pomoc dla kobiety. Następnie - na prośbę sądu - przekazali tę informację na piśmie."Jest mi przykro, bo sam jestem ojcem"
Wcześniej w TVN24 Milewski powiedział, że przykro mu, iż dzieci zatrzymanej "musiały przeżywać taką traumę". - Rzeczywiście wygląda to fatalnie - zgodził się. - Ale policjanci też przeżywają bardzo tę sytuację, czują się osądzani, piętnowani - mówił.
- Jest mi przykro, bo sam jestem ojcem i rozumiem sytuację, w jakiej znalazły się te dzieci i ich matka. Dla policjantów to też nie była komfortowa sytuacja - podkreślił policjant.
- Inną kwestią jest litera prawa, ona nie ma w sobie żadnych emocji - dodał Milewski.
Zwrócił też uwagę na fakt, iż policjanci nie wiedzieli do końca do kogo jadą. Sąd nie poinformował policji, że chodzi o samotną matkę z dwojgiem dzieci.
"Nie mieli prawa zostawić kobiety"
Milewski wyjaśnił, że funkcjonariusze bezwzględnie musieli wykonać polecenie sądu. - Nie mieli prawa tej kobiety zostawić - stwierdził. Wyjaśnił, że - zgodnie z prawem - procedury zatrzymania nie można przerywać. - Ich prawnym obowiązkiem było zatrzymać tę kobietę - dodał.
Zaznaczył, że dzieci nie wymagały udzielenia pomocy czy hospitalizacji. - Miały niespokojną noc, ale policjanci zapewnili im opiekę - powiedział.
Dzieci zatrzymanej - dwuletnia córka i sześcioletni syn - trafiły do rodziny zastępczej. Zostały tam aż do zwolnienia matki z aresztu śledczego - czyli do popołudnia w środę.
Kobiecie w ciągu jednego dnia udało się zebrać pieniądze na grzywnę i już jest na wolności.
Autor: mon//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24