Moje oświadczenia majątkowe były badane już siedem razy - tłumaczy na łamach "Rzeczpospolitej" zrezygnowany Paweł Piskorski. Prokuratura sprawdza jego finanse od półtora roku. Teraz w śledztwo zaangażowało się także CBA.
- CBA wzywa różne osoby z mojego otoczenia. Moją mamę, żonę, mojego byłego asystenta - wyjaśnia Paweł Piskorski - Pytania są absurdalne. Moją mamę pytali o wielkość mieszkania, które miałem w latach 90., czy znałem ludzi z "układu warszawskiego" i czy bywali u mnie w domu - irytuje się europarlamentarzysta.
"Jestem bezradny"
Jak podaje "Rzeczpospolita" agenci CBA odwiedzili dawne mieszkanie Piskorskiego, chcąc sprawdzić, czy mógł w nim pomieścić kolekcję obrazów, którą sprzedał za blisko milion złotych. Śledczy badają, czy kolekcja rzeczywiście istniała i czy była warta tyle, ile podaje europarlamentarzysta.
- Jestem bezradny, nie mam dostępu do akt. Napisałem do ministra sprawiedliwości prośbę o wyjaśnienia - mówi Piskorski - Otrzymałem odpowiedź, że śledztwo toczy się w związku z pomówieniami Bogdana Tyszkiewicza (nieżyjącego byłego radnego, podejrzanego o kontakty z mafią pruszkowską - przyp. red.) - dodaje były prezydent Warszawy.
Spektakularna wygrana?
Jak przypomina dziennik, majątek Pawła Piskorskiego budzi kontrowersje od wielu lat. Wątpliwości prokuratury budzi nie tylko kwota, którą europarlamentarzysta uzyskał dzięki sprzedaży obrazów, ale i spektakularna wygrana w kasynie na początku lat 90. Piskorski wyszedł wówczas z sali gier bogatszy o 500 tys. zł.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24