Reporterka "Blisko Ludzi" TTV dotarła do emerytowanego strażnika więziennego, kierującego oddziałem, na którym karę odbywał Mariusz Trynkiewicz. - On był szczególnym więźniem. Nie mógł siedzieć ze skazanymi za inne przestępstwa, bo wiadomo, co by z nim było - wspomina.
11 lutego Mariusz Trynkiewicz kończy odbywanie kary w rzeszowskim więzieniu.
W piątek do sądu wpłynęła opinia biegłych na temat Trynkiewicza. To m.in. na jej podstawie sąd zadecyduje 10 lutego, czy skazany za zabójstwo czterech chłopców Trynkiewicz zostanie uznany za osobę z zaburzeniami psychicznymi, stwarzającą zagrożenie dla innych osób i trafi do specjalnego ośrodka terapeutycznego, czy też wyjdzie na wolność.
"Nie mógł siedzieć z innymi skazanymi"
Reporterka "Blisko Ludzi" TTV dotarła do emerytowanego strażnika więziennego Wiesława Staszewskiego, który kierował oddziałem, na którym Trynkiewicz odbywał karę przed laty. Jak wspomina osadzonego?
- On był bardzo szczególnym więźniem - mówi były strażnik. - Nie mógł siedzieć ze skazanymi za inne przestępstwa, bo wiadomo, co by z nim było... - dodaje. Strażnik dodaje, że Trynkiewicz musiał mieć przygotowaną specjalną celę, "żeby nie stała mu się krzywda".
- Z nim nie było żadnej rozmowy. On był bardziej skupiony na swoich malowidłach. Papieroch w zęby i malowanie. I nie gadał z nikim - opisuje aktywności osadzonego.
Trynkiewicz został skazany w 1989 r. za zabójstwo czterech chłopców na karę śmierci zamienioną potem na 25 lat więzienia. Trynkiewicz karę pozbawienia wolności najpierw odbywał w zakładzie karnym w Strzelcach Opolskich, skąd w 2012 r. trafił do więzienia w Rzeszowie na oddział dla skazanych z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi, w tym m.in. z zaburzeniami preferencji seksualnych.
Autor: kg/jk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24