- Było duszno i nie dało się otworzyć okien. Była straszna ciasnota. Ludzie zaczęli mdleć. Inni wyskakiwali przez okno, ratując się przed stratowaniem. Łącznik zamienił się w swoistą kadź, studenci zaczęli wybijać w nim szyby - mówili w rozmowie z Kontaktem 24 uczestnicy feralnej imprezy w Bydgoszczy. W nocy na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym, po wybuchu paniki, jedna osoba zginęła, a 15 zostało rannych. Stan dwóch z nich jest ciężki.
Filmy z miejsca tragedii otrzymujemy na Kontakt 24.
W środowy wieczór na terenie kampusu Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego przy ul. Kaliskiego w Bydgoszczy odbywała się studencka impreza. Jak piszą na Kontakt 24 uczestnicy, były to otrzęsiny studentów pierwszego roku. Impreza miała być biletowana.
Panika w czasie imprezy
Po godz. 1.00 w nocy w zamkniętym łączniku stanowiącym jedyne przejście między dwoma budynkami uniwersytetu, zgromadziło się zbyt wielu ludzi. "Łącznik między budynkami był nieodłączną częścią "podróży" po bilet na imprezę" - informowali Kontakt 24 uczestnicy zabawy. Wchodząc i wychodząc z dwóch stron, młodzi ludzie stłoczyli się w tym miejscu i powstał chaos.
Z relacji studentów, którzy poinformowali nas o zdarzeniu poprzez Kontakt 24 wynikało, że ścisk był tak wielki, że w pewnym momencie zabrakło miejsca. Dodatkowo było gorąco i zaczęło brakować powietrza. Co najmniej kilka osób miało zemdleć.
Podkom. Przemysław Słomski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, potwierdził w rozmowie z reporterem TVN24, że "natłok spowodował panikę" w łączniku między budynkami.
Jak wytłumaczył, policja przesłuchała już w sprawie kilkanaście osób, w tym ratowników i organizatorów. Funkcjonariusze przeprowadzili również oględziny miejsca zdarzenia.
Słomski nie był w stanie potwierdzić doniesień niektórych świadków, że ochroniarze obecni na imprezie użyli gazu pieprzowego wobec studentów. Powiedział, że policjanci, którzy pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia, nie znaleźli również śladów dopalaczy. - Nie znaleźli w pobliżu jakichkolwiek narkotyków - dodał rzecznik.
Część rannych opuściła szpital
Osoby ranne zostały zabrane do bydgoskich szpitali. Przed godziną 6 rzecznik potwierdził, że jedna z rannych osób, młoda kobieta, mimo reanimacji zmarła. 15 innych osób jest rannych, w tym dwie w stanie ciężkim.
W 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką znajdują się 4 osoby, 3 są w stanie dobrym - mają otarcia i potłuczenia. Jeszcze w czwartek opuszczą szpital. Jedna pozostanie na obserwacji.
Do Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza w nocy trafiło 8 osób, 7 z nich po zaopatrzeniu wyszło domu. Jedna osoba zmarła. Jak poinformował rektor uniwersytetu prof. Antoni Bukaluk ofiara śmiertelna to studentka czwartego roku. Zmarła w szpitalu, podjęta przez lekarzy reanimacja nie dała rezultatu.
W Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela znajdują się 2 osoby, jedna pozostaje w stanie stabilnym, druga jest w stanie ciężkim.
Do Szpitala Miejskiego trafiły 2 osoby, jedna została wypisana do domu, druga jest stanie ciężkim, zagrażającym życiu.
Po śmierci studentki Prokuratura Bydgoszcz Północ wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa narażenia na utratę zdrowia lub życia wielu osób. Za taki czyn grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności. Wewnętrzne postępowanie wszczęła też sama uczelnia.
Ponad tysiąc osób na imprezie
Według ustaleń policji w otrzęsinach brało udział ok. 1200 studentów. Według władz uczelni w imprezie łącznie uczestniczyło w sumie ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach nie przebywało więcej niż 700-800 osób.
Policja poinformowała, że władze uczelni wydały zgodę na przeprowadzenie imprezy.
Straż pożarna: ranni w szpitalach
Grzegorz Kruszczyński z bydgoskiej straży pożarnej w rozmowie z tvn24.pl wyjaśnił, że straż pożarna została wezwana na miejsce na prośbę pogotowia, które podejrzewało, że dostęp do osób uwięzionych między budynkami może być utrudniony.
- Na miejsce przybyły dwa nasze zastępy. Strażacy nie musieli jednak pomagać już w udrażnianiu drogi do budynku, bo ludzie z niego wybiegali. Udzielali jednak pierwszej pomocy, asystując ratownikom pogotowia. W sumie na miejscu pojawiło się 12 karetek - dodał strażak.
Małgorzata Jarocka-Krzemkowska z PSP Toruń poinformowała na antenie TVN24, że akcja strażaków trwała około dwóch godzin. Strażacy badali też teren, sprawdzając, czy nie ma osób poszkodowanych znajdujących się poza miejscem, na którym doszło do wypadku.
Autor: adso,kło,fil/ja,rzw / Źródło: kontakt24, TVN24.PL, Gazeta Pomorska, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24