Na hasło porażenie, reanimacja zdecydowałem się lecieć, jeszcze gdy grzmiało i padało intensywnie - powiedział w rozmowie z TVN24 pilot śmigłowca TOPR Andrzej Śliwa, który brał udział w czwartkowej akcji ratunkowej w Tatrach. - Staraliśmy się pomóc tym ludziom. Ile lotów wtedy wykonałem, to nawet trudno policzyć - dodał.
W czwartek po południu nad Tatrami przeszła gwałtowna burza. Poszkodowanych zostało ponad 140 turystów przebywających w okolicach Giewontu i Czerwonych Wierchów. Gwałtowne wyładowania atmosferyczne spowodowały śmierć czterech osób, w tym dwojga dzieci.
27 poszkodowanych po czwartkowej burzy w Tatrach nadal przebywa w małopolskich szpitalach. Prokuratura wszczęła śledztwo, które jest prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci czterech osób.
"Na hasło porażenie, reanimacja zdecydowałem się lecieć, jeszcze gdy grzmiało"
Pilot śmigłowca TOPR Andrzej Śliwa, który brał udział w czwartkowej akcji, rozmawiał z reporterem TVN24 Maciejem Stasińskim.
- Na hasło porażenie, reanimacja zdecydowałem się lecieć, jeszcze gdy grzmiało i padało intensywnie. Ale już później nie myślałem, co może być, gdy podchodziliśmy pod krzyż. Nie myślałem, że mogą być następne wyładowania - powiedział.
- Staraliśmy się pomóc tym ludziom. Kto, gdzie - to już mieliśmy intuicyjnie: najpierw do reanimowanych dzieci, później do połamanych, leżących, którzy nie mogli się poruszać o własnych siłach. Ile lotów wtedy wykonałem, to nawet trudno policzyć lądowania. Później dopiero to liczyliśmy i to było kilkadziesiąt lądowań, 32 użycia dźwigu i to wszystko w rejonie krzyża na Giewoncie - mówił.
"To był widok przerażający"
Pytany, czy czuł, że jest tak niebezpiecznie, odpowiedział, że nie myślał o tym. - Chcieliśmy pomóc jak największej liczbie ludzi - podkreślił.
Przyznał, że takiego czegoś jeszcze nie widział. - Były porażenia, ale to były 2-3 osoby. Startując, nikt sobie nie zdawał sprawy, że to będzie takie masowe rażenie. Kilkadziesiąt osób naraz leżących pod krzyżem to był widok przerażający, straszny - mówił pilot.
"Mam nadzieję, że to się nie powtórzy więcej"
- Dostałem wiele SMS-ów, telefonów, że zrobiliśmy fajną robotę. Cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć, ale mam nadzieję, że to się nie powtórzy więcej, że nauczy to ludzi patrzeć w prognozy pogody - zaznaczył.
Jak mówił, w czwartek rano wiedział, że burza w górach się pojawi. Jednak - zaznaczył - nikt nie zdawał sobie sprawy, że przyniesie ona tak tragiczne skutki.
Autor: KB/adso / Źródło: tvn24