- Ocknął się, ciężko powiedzieć po jakiej chwili. Udało mu się w jakimś stopniu wyczołgać z tego samolotu do połowy. Dzięki Bogu byli tam ludzie w tej miejscowości i pomogli go wyciągnąć - mówił w rozmowie z TVN24 pan Sławomir, brat mężczyzny, który jako jedyny przeżył katastrofę samolotu w Topolowie. - Jak na taką tragedię, taki wypadek, moim zdaniem jest w bardzo dobrym stanie - dodał.
- Chciałem w imieniu brata, rodziny i swoim złożyć kondolencje rodzinom ofiar tej tragedii. Bardzo chcielibyśmy podziękować, zwłaszcza brat, dwóm panom, którzy go wyciągnęli z samolotu. Uratowali mu życie - mówił w rozmowie z TVN24 pan Sławomir.
Jak tłumaczył, poszkodowany czuje się coraz lepiej. - Normalnie rozmawia, wydaje mi się, że w stanie psychicznym jest dobrym. Jak na taką tragedię, taki wypadek, moim zdaniem jest w bardzo dobrym stanie - mówił pan Sławomir.
Przesłuchanie w szpitalu
40-letni mężczyzna, jedyny ocalony z katastrofy samolotu, przebywa w szpitalu w Częstochowie. W poniedziałek został przesłuchany przez śledczych.
Jak poinformował podczas konferencji prasowej Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury, mężczyzna szczegółowo opisał sam moment katastrofy, okoliczności, które poprzedzały feralny lot i jego przebieg. Odniósł się też do akcji ratunkowej po zdarzeniu.
- Dobro śledztwa nie pozwala na tym jego etapie na szczegółowe zrelacjonowanie zeznań. Są one bardzo cenne w tym śledztwie jako zeznania jedynego bezpośredniego świadka. Na pewno w jakimś stopniu mogą się przyczynić do wyjaśnienia tej katastrofy – dodał prokurator.
"Dzięki Bogu byli tam ludzie i pomogli go wyciągnąć"
Poszkodowany mężczyzna ma uraz kręgosłupa, klatki piersiowej oraz złamaną rękę. Jak relacjonował jego brat, mężczyzna jest wdzięczny lekarzom i pielęgniarkom za dobrą opiekę.
- Samego momentu uderzenia nie pamięta. Ocknął się ciężko powiedzieć po jakiej chwili. Udało mu się w jakimś stopniu wyczołgać z tego samolotu do połowy. Dzięki Bogu byli tam ludzie w tej miejscowości i pomogli go wyciągnąć - mówił w rozmowie z TVN24 pan Sławomir.
Rozbił się niedługo po starcie
Do katastrofy doszło w sobotnie popołudnie. Samolot spadł niedługo po starcie, w pewnej odległości od zabudowań, w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Był to dwusilnikowy Piper PA-31 Navajo, niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową Omega. Po wypadku wrak palił się. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza samolotem znajdowały się trzy osoby, które zdołał wyciągnąć z wraku mieszkający w pobliżu b. strażak. Choć pożar został szybko ugaszony, ciała dziewięciu ofiar, które znajdowały się we wraku, zostały praktycznie zwęglone. W katastrofie zginęło 11 osób. Jak poinformował Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury, śledczy zakładają trzy główne wersje wypadku – błąd pilota, awarię silnika, a także nieprawidłowości w organizacji lotu. - Wszystkie są równoważnie badane, nie mogę powiedzieć, aby któraś była bardziej lub mniej prawdopodobna – zastrzegł prokurator.
Autor: kde//gak / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24