Niemiecka gazeta "Bild" podała na swojej stronie internetowej, że europoseł PO Jacek Protasiewicz wywołał skandal na lotnisku we Frankfurcie. Polityk miał być pod wpływem alkoholu i zachowywać się agresywnie, wyzywając służby lotniskowe od nazistów. Protasiewicz przyznaje, że na lotnisku był, ale przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń.
Jak powiedział Protasiewicz w TVN24, do zdarzenia doszło we wtorek.
"Bild" napisał, że europoseł wysiadł z samolotu "wyraźnie pod wpływem alkoholu", chwiejąc się i bełkocząc. Służby lotniskowe miały się zaś nim zainteresować w hali odbioru bagażu, kiedy rzekomo "porwał" wózek bagażowy innego mężczyzny i pobiegł w kierunku wyjścia.
Wybuch agresji
Według niemieckiej bulwarówki, Protasiewicza zatrzymał strażnik graniczny i zażądał dokumentu. W tym momencie, według relacji "Bild", Polak wybuchł agresją. Miał wyzywać funkcjonariusza od "Hitlera", "nazisty", krzyczeć "Heil Hitler" i pytać się go, czy "był kiedyś w Auschwitz".
Świadek zdarzenia powiedział gazecie, że wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego wyglądał na "bardzo pijanego". Miał mówić też po angielsku, że "jest z Unii Europejskiej".
Wezwani na miejsce policjanci chcieli zabrać Polaka na posterunek, ten jednak miał opierać się i rzucić swoim bagażem. Funkcjonariusze zadziałali zdecydowanie zakładając politykowi kajdanki i odprowadzając go. Niemiecka gazeta stawia pytanie, czy władze lotniska i policja będą chciały składać zawiadomienie w sprawie prominentnego członka Parlamentu Europejskiego i czy grozi mu jakakolwiek kara ze względu na immunitet. Całe zajście "Bild" nazywa "Nazi-skandalem".
Nagrał "agresywnych" Niemców?
Protasiewicz mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, że jest zszokowany tym zdarzeniem. Dodał, że na szczęście częściowo nagrał zachowanie niemieckich celników i policjantów, jest też monitoring lotniska.
W opinii Protasiewicza, cały problem na lotnisku we Frankfurcie wziął się z agresywnego i pyszałkowatego zachowania celnika, który zażądał od niego dokumentów i okazania bagażu do kontroli, co też zrobił.
- Powiedziałem mu tylko, że narusza immunitet dyplomatyczny. A on oddając mi dokument powiedział "raus". Zapytałem więc, czy tak się zwraca urzędnik do obywatela (...) Powiedziałem mu też, żeby się powstrzymał i odwiedził Auschwitz, bo tam Niemcy nadużywali słowa "raus". I wtedy zaczęła się awantura - przyznał Protasiewicz.
Celnicy podeszli do niego po tym, jak wcześniej poskarżył im się jeden z pracowników lotniska. Nie spodobało mu się to, jak relacjonował Protasiewicz, że eurodeputowany wyciągnął sobie wózek spośród innych, które ciągnął.
Protasiewicz stwierdził, że nie tylko celnicy byli agresywni. Dziwnie zachował się także niemiecki policjant, który miał do niego powiedzieć, że nie będzie go bił, bo już bił ukraińskiego działacza społecznego Ihora Łucenkę. - Być może konfabuluje, ale to jest ilustracja tego, co siedzi w głowie tych ludzi, którzy uważają, że przez własną narodowość, są czymś lepszym - powiedział eurodeputowany.
Przyznał, że pił wino na pokładzie samolotu. Dwie małe butelki. Dodał, że być może w tej sytuacji nie powinien był wdawać się w dyskusję z celnikami, ale jednocześnie, jak zastrzegł, nie zamierza tej sprawy pozostawić. Poruszy ją w PE. Chce powiedzieć Niemcom, jak się wyraził, że "nie są nadludźmi".
Protasiewicz powiedział, że poinformował szefa PE Martina Schulza o tym, co się stało i jest on zszokowany całym zajściem. Dodał, że spotka się też z sekretarzem generalnym PE, i porozmawia z prawnikami. Wtedy podejmie decyzję, co robić. - Podejmę te kroki. Nie chodzi o to, że ta historia mnie ubodła, tylko że jeśli oni pozwalają sobie na takie rzeczy w stosunku do osoby z paszportem dyplomatycznym, to co oni mogą zrobić biednemu Polakowi czy Rumunowi - mówił Protasiewicz.
Poinformował, że wyjaśnień domaga się premier Donald Tusk, którego poprzez ministra Pawła Grasia, uprzedził o incydencie (Protasiewicz jest nie tylko eurodeputowanym, ale też szefem kampanii PO w wyborach do PE oraz szefem dolnośląskiej Platformy). Zadeklarował, że jeśli taka będzie wola szefa rządu, to gotów jest zawiesić swoje członkostwo w PO.
- Mam do siebie pretensje o to, że puściły mi nerwy, wtedy gdy mówiłem, że powinien (celnik - red.) pojechać do Auschwitz i przestać krzyczeć "raus". Przy czym, żeby było jasne, stałem z bagażami, a to on mnie popychał (celnik - red.), nie dałem się popychać, ale fizycznie nie reagowałem na jego zachowanie - powiedział Protasiewicz.
Autor: mk, mac//kdj/kka / Źródło: bild.de, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Parlament Europejski